|2| Rozdział 35. Jesteś dzielna, Kuba powinien dziękować Bogu

2.6K 118 5
                                    

Siedziałam pewnego, pięknego wieczorku w naszym mieszkaniu. Przede mną leżał otwarty laptop, na którym był wyświetlany film, a ja beztrosko wgapiałam się w ekran, byleby nie myśleć o nim. W dłoni miałam lampkę wina, od jakiegoś czasu to w alkoholu zapijałam wszystkie smutki, to on stał się moim przyjacielem, lekiem na całe zło. 

Obiecałam sobie, że nie sięgnę już po butelkę, stanowczo za wiele tego przelało się w mojej krwi, ale dziś był ten dzień, moment, w którym Grabowski trzy miesiące temu wyleciał do Stanów. Za oknem było ciemno, wielkie krople deszczu spływały po szybie naszego okna, tak samo jak łzy po mojej twarzy, chuj z tego, że oglądałam od ciorta śmieszną komedię, nie było go przy mnie! 

Wydawać by się mogło, że trzy miesiące to w chuj czasu, ale nie dla mnie. W pewnym sensie, były to najtrudniejsze trzy miesiące mojego życia, oczywiście nie biorąc pod uwagę czasu, który spędziłam w rodzinnym domu z ojcem tyranem. Przez te pół roku przyzwyczaiłam się do Kuby, pokochałam go, a on uzależnił mnie od siebie, ciężko było wyjść z tego uzależnienia od tak. 

Ścierałam właśnie kolejną łez, która toczyła się po moim poliku na wspomnienie Grabowskiego, a na wyświetlaczu mojego telefonu pojawiło się zdjęcie niedoszłego szwagra. 

- Tak? - Odebrałam niepewnie, w Stanach było jakoś koło południa, a Maciuś zazwyczaj z samego ranka dzwonił do mnie. 

- Alicja? Jesteś? - Wydyszał do słuchawki, przeczułam, że coś się stało. 

- Spokojnie, jestem. Co się stało? 

- Właśnie wróciłem z gonitwy za Kubą. Ja już nie daję rady... 

- Maciek możesz jaśniej? 

- Kuba robi wszystko by skombinować narkotyki. Prosił mnie nawet o nie, na kolanach. 

- O kurwa. 

W tym czasie mój świat się zawalił. Przez cały ten czas nie interesowałam się nim, prowadziłam tylko korespondencję mailową na temat firmy, nic więcej. A on cierpiał, zachowałam się jak skończona egoistka, patrzyłam na swój czubek nosa i myślałam tylko o tym jak ja cierpię. W tym wszystkim zapomniałam o nim. 

- Jesteś tam? - Zapytałam, gdy przez dłuższą chwilę panowało milczenie.  

- Jestem, Ala ja już niedługo wracam do Polski, Krzysiek jest teraz w Polsce, zresztą podobno się z nim widziałaś. 

- Tak, spotkaliśmy się.

- No właśnie, a chłopacy nie dadzą mu rady. 

- Maciek, co ja mam zrobić? - Zapytałam zrozpaczona.  

- Przyleć. 

To słowo tak zabrzmiało w mojej głowie, ale nie mogłam inaczej. Musiałam lecieć. Nie mogłam dopuścić do tego żeby znowu wziął i to przeze mnie. Razem z Maćkiem ustaliłam plan działania. W przyszłą sobotę Krzyś ma wracać do Stanów, a Maciek trzy dni po nim ma wracać do Polski, wcześniej niż zaplanował. 

Dlatego ja razem z Krzysztofem polecę do Stanów, a wrócę z Maćkiem. 

Co prawda mamy dopiero czwartek, ja mam lot na sobotę w nocy, to znaczy, że o 23 z minutami w niedzielę będę w Stanach. Nie lecę sama, z Krzysztofem. Chłopak kiedy dowiedział się, że lecę do Stanów ratować Kubę to tak się rozemocjonował jakbym co najmniej tytuł doktora zdobyła. 

W sumie sama nie wiedziałam czy dobrze robię. Patrząc z boku to pewnie tak, ale z mojej perspektywy nie wyglądało to za ciekawie. Leciałam tam prosić Kubę by nie ćpał, ale tak naprawdę to kim ja jestem, żeby się mnie słuchał? Bałam się, że usłyszę bolesne słowa, na które zasłużyłam. 

Miałam ogromną nadzieję, że nie rozdrapię swoich ran, które powoli się goją i obecność Que nie wpłynie na nie.  

Spakowałam się jakbym jechała na tydzień, a to tylko kilka dni. Nie mogłam na dłużej, w Polsce mam treningi, których nie mogę przenieść. Na ten czas mój kolega z siłowni wziął je na siebie. Byłam mu dozgonnie wdzięczna. 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz