|3| Rozdział 61. Wpisz Quebonafide Bogini

2.4K 122 25
                                    


Kilka następnych tygodni, to znaczy czas do 11 listopada spędziłam w bardzo podobnym rytmie. Rano wstawałam z kacem, ogarniałam się i spisywałam umowy dla fundacji, wstawiałam produkty na QueShop i zajmowałam się pracą. Później brałam Colina na długi spacer, czasem poszłam na siłownię, ale to bardzo rzadko, robiłam to dla samej siebie. 

Trzy razy w tygodniu o 14.00 miałam gry na fortepianie, więc tam spędzałam ponad 1,5 godzinki. Wracałam przed 16.00, robiłam obiad, wracałam do siebie na górę i zajmowałam się tym co wpadło mi w ręce. Około 19.00 byłam już gotowa i wychodziłam do baru. 

Znał mnie już tam każdy, przychodziłam codziennie. Czasem piłam, czasem się po prostu modliłam nad tą szklanką. Były momenty, że wracałam napita w cztery d, a czasem trzeźwa jak niemowlę. Wiedziałam gdzie jest granica, starałam się jej nie przekraczać. Jeśli jednego dnia dałam sobie ostro w dyńkę, to drugiego byłam abstynentką. 

Wczoraj jednak był dzień sądu, obiecałam sobie, ale to już w sumie po raz setny, że to ostatni raz kiedy wychodzę do klubu. Mimo wszytko lubiłam tam chodzić, spędzać czas w swoim własnym towarzystwie. Miałam się do kogo odezwać. 

Z Kubą zamieniałam tylko 2-3 słowa dziennie, zazwyczaj na temat tego co robimy źle, albo co mam wrzucić na stronę. Odsunęliśmy się od siebie maksymalnie, podobało mi się to, bo coraz bardziej wychodził z mojej głowy, a co za tym szło, pozbywałam się problemu. 

Moja mama nie kontaktowała się ze mną od czasu powrotu z koncertów, olała. Ale nie pierwszy i nie ostatni raz. Czasem spotkałam się  z Natalką, ale nie miałam z nią już tak dobrego kontaktu, więc nasze spotkania były raczej nudne. 

Jednak wczoraj, za dużo pozwoliłam sobie wlać w gardło. Ale w sumie to ja wlewałam, nikt mnie nie zmuszał. 

Nie pamiętam jak wróciłam do domu, jak dotarłam tu i czy oby na pewno bezpiecznie. 

- Alicja! - Usłyszałam krzyk nad uchem, od razu moja dłoń powędrowała na głowę i skuliłam się. Niechętnie otworzyłam oczy, a nad moim ciałem nachylała się moja matka. 

- Co ty, tu? - Zapytałam zdziwiona, mimowolnie odsunęłam się kawałek. Obudziłam się na kuchennej podłodze, zimnych płytkach, w ubraniach. 

- Dziecko co ty z siebie robisz, nie tak Cię wychowałam. - Matka zaczęłam ubolewać nad mym losem... 

- Jeśli można powiedzieć, że to ty mnie wychowałaś, to faktycznie nie tak. - Zaoponowałam, ostatkiem siły wstałam na równe nogi i wzięłam butelkę wody z blatu, którą prawie w całości wypiłam. Kac morderca, nie ma serca. 

- Alicja porozmawiaj ze mną. - Anna nie dawała za wygraną, zlekceważyłam jej słowa i udałam się po schodach na górę, dopiero w tamtym momencie dojrzałam postać Kuby, która przysłuchiwała się całej rozmowie. 

- Wiesz co? - Odkręciłam się i spojrzałam na matkę. - Nie masz mieć mi czego za złe, to nie ty mnie wychowałaś. Zrobiła to babcia Jadzia. Z tego co pamiętam to ty zawsze tylko mówiłaś, że tak musi być, że nie mam na to wpływu, ani ty. Nie zrobiłaś nic, nic nie zrobiłaś by ojciec mnie zostawił, przestał mnie szantażować, bić i znęcać się nade mną. Zostawiałaś mnie na pół dnia w domu z nim, nie obchodziło cię czy mam obiad, czy w domu jest ciepło i mam z czego zapłacić składkę klasową. Ciebie obchodziła tylko praca, uciekałaś tam kiedy było naprawdę źle. A to ja cierpiałam, on podniósł na Ciebie rękę raz, jeden jedyny raz, podczas którego i tak starałam się Ciebie bronić... 

- Ala nie mów tak. - Przerwała mi matka, łzy ciekły mi po policzkach. Pewnie wcześniej nie miałam odwagi jej powiedzieć tego co czuję, ale teraz mam i muszę to zrobić. 

- To ja robiłam za jego prywatny worek treningowy, ja byłam rzucana po ścianach i chodziłam z podbitym okiem. Ty tylko starałaś się zachowywać pozory normalności, jako kochająca matka chodziłaś na przedstawienia w mojej szkole, a kiedy tylko opuszczałaś jej próg to wracała ta sama Anka Chmielewska, nie zmieniałaś się. Teraz też się nie zmieniłaś, zostawiłaś mnie tutaj samą, dzwoniłaś tylko i kontrolowałaś mnie jak małe dziecko. A dodatkowo znowu odeszłaś, przeszłaś na stronę mojego chłopaka, nie moją. Wtedy też byłaś po jego stronie, to jemu wierzyłaś, nie mi. Zawiodłaś mnie po raz drugi, a teraz tak o przyjeżdżasz do mojego mieszkania i chcesz ze mną rozmawiać, co więcej zarzucasz, że nie tak mnie wychowałaś? Nie masz prawa, nikt nie ma prawa mnie oceniać, nikt nie wie co czuję, Nikt. 

Powiedziałam wszystko co leżało mi na serduszku, popatrzyłam jeszcze chwilę na twarz mojej matki, ale w moim wzroku nie było niczego takiego jak "wyrozumienie", zawiodła mnie. 
Zabrałam się i weszłam po schodach do swojego pokoju. To tam chciałam się zaszyć i przemyśleć wszystko co się właśnie stało. 

Być może ona miała rację, że się staczam. W końcu sama doszłam do takiego wniosku, nie raz. Ale nie miała prawa mówić, że nie tak mnie wychowała, moja matka pół roku po moim urodzeniu zaczęła pracować i poświęciła się temu w 100%, więc nie może zarzucać nieżyjącej babci, że źle zostałam wychowana. Jej nie było, a kobieta zrobiła to najlepiej jak mogła. To życie i doświadczenie mnie zepsuło. 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz