|5| Rozdział 133. Weźmiemy ślub

1.2K 85 55
                                    


Obawiałam się jak będzie wyglądało moje życie po powrocie z Dominikany. Dwutygodniowy urlop, podczas którego wiele się pozmieniało. Chciałoby się rzec, że wróciliśmy do starego ładu, ale co upadło, nie powstanie. Dlatego sama nie miałam pojęcia jak to wszystko będzie wyglądało. 
Nie mieszkaliśmy z Kubą, byliśmy rozbici na dwa mieszkania, a powrotu do naszego starego jakoś sobie nie wyobrażałam. Za wiele rzeczy miało tam miejsce, te oświadczyny, te rozstanie i moje łzy, które niemo spadały na posadzkę w naszej sypialni. Tego było za wiele, a złe wspomnienia przeważały ponad miłymi. 

Wolałabym zostać w wynajmowanym mieszkaniu, jednak ciężko byłoby nam wszystkim się tam pomieścić. Mielibyśmy mieszkać we czwórkę z psem w trzy pokojowym mieszkaniu, w dodatku parterowym. Nie widziałam tego, dlatego próbowałam znaleźć inne rozwiązanie, ale każdy mój plan spalał na panewce. 

Czas wylotu do Polski przyszedł naprawdę szybko. I chociaż początek wyjazdu niesamowicie mi się dłużył, to kolejne dni mijały całkiem sprawnie i szybko. Nawet się nie obejrzałam, a my musieliśmy żegnać się z morzem, ciepłem i pięknym słoneczkiem. Przyzwyczaiłam się do rutyny, którą wyrobiliśmy sobie przez te czternaście dni, a zdawałam sobie sprawę, że z momentem lądowania w Polsce, wszystko się zmieni. Jeszcze nie miałam pojęcia jak drastycznie. 

- To my chyba jedziemy do siebie, Maciek ledwo na nogach stoi. Ty też jedź do mieszkania, ogarnij się i przyjedź do nas wieczorem, hm? - zapytałam dość niepewnie, spoglądając w, jeszcze zamglone po locie, oczy Kuby. 

Ciężka była nasza podróż. Niby w poprzednią stronę lecieliśmy oddzielnie, tym razem wszyscy we trójkę, a zniosłam to o wiele gorzej. Źle się czułam, były turbulencje, podczas których musiałam opiekować się dwójką dzieci, bo Kuba ciągle narzekał, że zwymiotuje ze strachu. 
Dlatego z momentem postawienia kroku na polskiej ziemi, myślałam, że będę skakała do nieba. Całe szczęście, że nie mieliśmy przesiadek. 

Radowała mnie pogoda, którą przywitała nas Polska. Całe dwa tygodnie spędziłam w słońcu i upale, który fundowała nam Dominikana. I niby super fajnie, ale po tygodniu już miałam dość cieknącego po tyłku potu i marzyłam o podróży na Grenlandię. 
Jako, że wróciliśmy do kraju dokładnie 15 września, to deszcz, który nas przywitał, nie był czymś niespodziewanym, a nawet oczekiwanym. 

- Tak, muszę rozpakować ciuchy i może po drodze podjadę po coś na kolację, co? - uśmiechnął się niemrawo i odsunął pasmo moich zbłąkanych włosów za ucho. Przymknęłam oczy, czując jak Kuba delikatnie muska moje czoło i potem pociera te miejsce palcem. 

- Mam ochotę na typowo polski obiad, schabowy z ziemniakami do tego mizeria... - zamarzyłam z przymkniętymi oczami, a moje myśli przerwał gorliwy śmiech męża, który próbował włożyć Maćka do wózka. 

- Dwa tygodnie polskiego kotleta się w ustach nie miało i już tęsknisz. Oj maluchu, maluchu. - pokręcił rozbawiony głową i wyprostował się, posyłając mi rozbawione spojrzenie. 

- Spoko, za Twoim chujem też już tęsknię. - szepnęłam mu na ucho, gdy już mieliśmy odchodzić. 

I nie mam pojęcia jaka była reakcja mojego męża, ponieważ szybko odskoczyłam i żwawo pokierowałam się w kierunku ubera, który już po nas przyjechał. Chciałam odwrócić się w kierunku, męża, który został na chodniku, ale chyba nie miałam jeszcze na tyle odwagi, by zobaczyć jak bardzo zagrałam na jego emocjach. A domyślałam się, że bardzo. 

Cieszyłam się z chwili, w której postawiłam kroki w swoim mieszkaniu. Czułam się o niebo lepiej, wiedziałam, że jesteśmy u siebie, a ja będę mogła przez jakiś czas odpocząć. Oczywiście, że wróciłam z urlopu, powinnam być wypoczęta, ale jak tak naprawdę nie umiałam tam odpoczywać. Chciałam w 100% spędzić czas z Maćkiem, bo zdawałam sobie sprawę, że za kilka miesięcy będę musiała poświęcić nieco więcej uwagi córeczce. W momencie, gdy młody spał, ja sprawdzałam umowy z fundacji i akcje, które zostały zakończone, więc ciężko było mi odciąć się chociaż na chwilę od obowiązków. 

Teraz czekał mnie ciężki czas, musiałam udać się do szpitala w sprawie konfliktu serologicznego, poza tym powinnam podjąć jakąś decyzję związaną z naszym mieszkaniem i musiałam zająć się swoją ciążą, która wielkimi krokami zbliżała się do końca, a czas we trójkę uciekał coraz szybciej. 

Ogarnęłam synka, który prawie przysypiał na stojąco. Zabrałam go pod szybki prysznic i dałam mleko, z którym ułożył się na kanapie przed telewizorem, nawet nie prosił o jego włączenie, a wylegując się na własnym łóżku i bawiąc swoimi nogami, zjadł i zasnął. 

- Jesteś, wchodź. - otworzyłam z uśmiechem drzwi Kubie, który przepchnął się w progu. W jego ręku zobaczyłam torebkę z jedzeniem  i mój uśmiech od razu się powiększył. 

- Zamawiałaś mizerię ze schabowym? - uniósł wysoko brwi, wystawiając w moją stronę pudełeczko z jedzeniem. 

- Pojechałeś do Buni na drugi koniec miasta? - zapytałam zdziwiona, widząc napis na torebce, którą w końcu odstawił na blat w kuchni. Otworzył swoje pudełko i skinął głową, siadając na krześle. 

- Tak, też miałem ochotę na polski obiad. - wytłumaczył. 

Zależało mu, ale nie myślałam, że aż tak będzie się starał. Gorzej jak się przyzwyczaję, a on po miesiącu przestanie być takim milusińskim Bubusiem. 

- A zanim zaczniesz jeść, przeniesiesz Maćka do jego pokoiku? Zasnął na kanapie, a nie chciałam go dźwigać. - wyjaśniłam spokojnie, patrząc z uśmiechem na twarz męża. 

- Nie wiedziałem, że tu śpi. Byłbym ciszej. 

 - Spoko, zasnął i nawet odkurzanie mu nie przeszkadzało. 

- Sprzątałaś? - zdziwił się, spoglądając na mnie ze zmarszczonymi brwiami. 

- Trochę kurzu było, przecież dwa tygodnie nie byłam w mieszkaniu. 

- Ala jesteś w ciąży, przeleciałaś pół świata i jeszcze po tym wszystkim sprzątasz. Czy ty masz aż tak posrane w głowie? - naskoczył na mnie, ale już nie udało mi się odpowiedzieć, bo zabrał chłopca i zniknął z nim w jego pokoju. 

- Przesadzasz. - wywróciłam oczami, gdy dołączył do mnie i zajął się swoim jedzeniem, udając, że wcale mnie nie ma obok. - Kuba no, miałam pozwolić żeby mały biegał w tym kurzu i nie daj Boże brał ręce do buzi? 

- Sprzątaczka, wiesz co to jest? - zapytał sucho, spoglądając na mnie z powagą. Doskonale podkreślał swoje wkurwienie. 

- Wiem co to jest, ale nie jestem Kuba Grabowski. Nigdy nie lubiłam korzystać z usług tej Twojej Ukrainki i robiłam to bardzo rzadko. Wolę sama poukładać, posprzątać i zająć się domem jak każda kobieta. 

- Szkoda bardzo. Zdecyduj się czy będziesz zajmowała się domem i dziećmi, czy pracą i fundacją. Bo nie da się tego podzielić, a na pewno nie w piątym miesiącu ciąży. 

- Dzieliłam to do tej pory i poradzę sobie dalej, nie musisz się tym przejmować. 

- Jestem Twoim mężem, będę się przejmował takimi sytuacjami. 

- Lepiej przejmij się tym gdzie będziemy mieszkać, a nie tym co będę robiła gdzie i kiedy. 

- Nie doceniasz mnie.

Po dość burzliwej dyskusji i skonsumowaniu obiado-kolacji, zalegliśmy na sofie przed telewizorem. Ułożyłam się, wtulona w Grabowskiego, który puszczał na telewizorze jakieś nagrania ze swojego telefonu. Razem wspominaliśmy dawne czasy, które utkwiły nam w pamięci i zostały uwiecznione przez Kubę bądź ekipę. 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz