|6| Rozdział 153. Alicja i Kuba Grabowscy

1K 89 13
                                    



- Witajcie moi drodzy. Słuchajcie, nietypowa sytuacja, gdyż mam aż dwójkę gości, chociaż według kościoła są oni jednością, z tego co jednak wiem, ślubu kościelnego nie mają.  W moim studiu witam Alicję i Kubę Grabowskich, czyli Quebonafide i jego menadżera. 

- Dokładnie, witamy serdecznie. 

- Własnie, moi drodzy. Może nakreślmy dlaczego właściwie zdecydowaliście się na uczestnictwo w moim filmie, bo zazwyczaj nie udzielacie wywiadów, stronicie od ścianek i fotoreporterów, od jakiegoś czasu też coraz mniej zdjęć, które zrobili dziennikarze z waszego życia prywatnego, dlaczego więc postanowiliście tutaj wystąpić? 

- Myślę, że Kuba całe życie stronił od wywiadów, on wychodzi z założenia, że nie lubi się opowiadać, bo później te słowa mogą się obrócić przeciwko niemu, albo ludzie będą go z nich spowiadać. Na ściankach się nie pojawiamy, mimo że dziennie przychodzi kilka zaproszeń, jednak zawsze rezygnujemy, bo obydwoje wychodzimy z założenia, że jest nam to zbędne, jedyne na które się zgadzamy, to te z gal fundacji, na których pojawiamy się z uwagi na zobowiązania względem naszej fundacji. 

- Dokładnie tak, zgadzam się ze wszystkim co powiedziała moja żona. A odpowiadając na pytanie dlaczego teraz się zgodziliśmy na ten filmik? W zasadzie to Alicja mnie do tego namówiła, ja nie byłem skory, wychodząc właśnie ze wcześniej wspomnianego założenia, aczkolwiek zgodziłem się, ulegając żonie. Poza tym, doszedłem do wniosku, że czasem warto wyjść na chwilę ze swoich stref komfortu i dać coś od siebie komuś, kto tego oczekuje. A wiem, że premiera nowej płyty sprawiła iż więcej ludzi zaczęło się mną interesować, nowe osoby, które nie mają zielonego pojęcia kim właściwie jestem, dlatego też zdecydowałem się nagrać to z Karolem, którego znam już jakiś czas i spotkanie z nim, rozmowa nie jest tak sztuczne i niewygodne dla mnie, jak byłoby wystąpienie przed większą ilością ludzi  czy zupełnie obcym człowiekiem. 

- O to bardzo mi miło. - roześmiał się. - Myślisz, że w czasie przerwy, którą miałeś od koncertowania i premiery poprzednich płyt, straciłeś trochę na wartości? 

- Fajna interpretacja. - głośny śmiech. - Nie wiem czy ja osobiście, mam jakąś wartość dla fanów, ale na pewno moje piosenki i to co robię, ma wielką. Wielu z nich czekało na moje poczynania, wciąż czuwali i oczekiwali tego co wydam, wiem bo mam czasem kontakt z takimi osobami, które wspierają moją karierę jeszcze z czasów pierwszych numerów. Jednak z pewnością okres, w którym nie wydawałem nic, nie byłem też dostępny medialnie, sprawił, że trochę straciłem na tej wartości, jak to powiedziałeś. Jednak dla mnie to był potrzebny czas, ja musiałem się zastanowić nad tym co chcę robić, odkryć to co siedziało we mnie by móc nagrać coś zupełnie swojego, zgodnego z teraźniejszymi wartościami, które preferuję. Bo wiesz, zapewne zmieniły się one na tle lat. 

- Nie czułeś potrzeby dodania czegoś wcześniej? Jakby powrotu do łask fanów? 

- Nie, nigdy. Nie czułem tej presji, którą na mnie wywierali, choć była wielka. Mając jeszcze na uwadze czas, w którym światło dzienne ujrzała płyta z Filipem, a później miała miejsce moja przerwa, w czasie której nie dawałem żadnych znaków życia; zdawałem sobie sprawę, że wielu z moich powiedzmy, że fanów, odejdzie, a zostaną tylko niektórzy. Jednak nigdy nie miałem potrzeby, żeby zostawiać kogoś na siłę przy sobie, wydawać wcześniej materiał, tylko po to by tak zwani sezonowi fani, pozostali obok. Wychodzę z założenia, że Ci którzy chcą, zaczekają. Ja nie mam zamiaru postępować specjalnie dla ludzi, tylko po to by pozostali u mojego boku, wydaję materiał wtedy, gdy sam jestem z niego zadowolony i wiem, że już nie ma czego poprawiać. 

- To ciekawe podejście. Mówisz tak, jakby jakiś artysta postępował w ten sposób, wydaje materiał byleby nie stracić słuchaczy. Masz kogoś na myśli? 

- Rozmawiamy tutaj o mnie, ja nic nie insynuuję, ani nie uważam. 

- Dobra, to w takim razie odpowiedz mi na pytanie, które wielokrotnie pojawiało się w komentarzach pod postem, w którym fani mogli zadawać własne pytania do Ciebie. Dlaczego nowa płyta ma zupełnie inny przekaz niż wszystkie poprzednie? Bo nie da się nie zauważyć, że we wcześniejszych płytach poruszałeś wiele tematów prywatnych, a nowa płyta to taki powrót do starego Que i czasów Eklektyki, na które właściwie wiele osób czekało. 

- Wiesz, to jest właśnie ta wartość, której szukałem w samym sobie. Po narodzinach syna doszedłem do wniosku, że on i moja rodzina, to wartość prywatna, której teraz nie chcę narażać. Fani wielokrotnie udowodnili mi, że moje wersy w piosenkach bywały zupełnie inaczej interpretowane, niż interpretowałem je ja, dochodziło do tak zwanych nieporozumień, które wynikały z mojego niedopracowania, albo szukania dziury w całym przez słuchaczy. Teraz uznałem, że nie chcę narażać na to mojego dziecka, które stało się wartością najważniejszą w moim życiu, nie potrzebuję tego, żeby za lat kilka był postrzegany z perspektywy tego co tam tatuś o nim wyrapował w jednym z kawałków. Odcinając syna i rodzinę od numerów, uznałem, że jednak ciekawiej będzie wrócić do dawnych czasów, po drodze znalazłem wiele natchnień i wyszło jak wyszło, płyta powstała w zupełnie innym, mam nadzieję, że równie dobrym, kontekście, którego nie żałuję. 

- Bardzo chronisz swoich dzieci, żony i życia prywatnego, miało coś na to wpływ? 

- Nie, nigdy nie obnosiłem się jakoś z rodziną na kamerach, czy zdjęciach na instagramie. Zawsze mama i partnerka były dla mnie świętością, za to pokazywałem członków Wesołej Ekipy, którzy po prostu z czasem stali się bardziej rozpoznawalni i gdzieś nie było już potrzeby by zakrywać ich twarze, bo ludzie wiedzieli jak wygląda mój brat czy kumpel. Jeżeli chodzi o dzieci, to to było dla mnie oczywiste, nie potrzebuję czytać komentarzy, że mój syn jest taki chudy, czy córka ma koślawe nogi. Dla mnie są idealni, a słowa ludzi niewiele mnie obchodzą, nie chcąc powiedzieć, że wcale. 

- Jednak Alicja z czasem również stała się popularna. 

- Może nie o tyle popularna, co ludzie wiedzieli czyją żoną, a wcześniej narzeczoną, jestem. Jakoś to wyszło tak naturalnie, z czasem po prostu zaczęłam się pokazywać w sprawach fundacji, później zdecydowaliśmy się na tą sesję, która do tej pory promuje naszą fundację, a po tym fani Kuby zdali sobie sprawę, że jesteśmy razem i rozpoznawali mnie na koncertach, gdy robiłam relację pod barierkami, czy szłam z synem za rękę ulicą. 

 - Podchodzili, gdy spędzaliście czas wolny z dzieckiem? Co wtedy się działo? 

- Zawsze podchodzą, w każdej sytuacji. Najgorzej, gdy jemy, albo spędzamy czas np. w restauracji, z bliskimi. Czasem brak po prostu wyczucia czasu. Jednak Kuba nauczył się odmawiać w takich sytuacjach, a ludzie już po prostu wiedzą, że on nie jest do dyspozycji 24 na siedem dni w tygodniu i czas prywatny, to czas prywatny. Mimo to, zdarzają się sytuacje, gdy czekają na nas pod toaletą w galerii. Nas już to nie dziwi. 

- Robili kiedyś zdjęcia dzieciom? Wypływały do internetu? 

- Bywały takie sytuacje, od razu działał nasz prawnik, a niektóre sytuacje wciąż się toczą. Jednak, do póki my nie wyrazimy zgody na publikację wizerunków naszych pociech, nikt nie ma do tego prawa, jak widać, nie każdy do akceptuje. 

- W takim razie kolejne pytanie się nasuwa, jak godzisz pracę, muzykę i życie prywatne? 

- Jest ciężko, czasem trudno jest znaleźć chwilę na jedną z tych rzeczy, przez co automatycznie ona obrywa. Bo nie mogę pracować i jednocześnie bujać na ramieniu córki, a synowi robić kolację. Nie da się. Chociażbym miał najlepszą podzielność uwagi na świecie. Staram się jednak wydzielać sobie chwile, w których poświęcam się dzieciom, pracy i przede wszystkim żonie, bo miłość też potrzebuje pielęgnacji. 

- W waszej miłości bywało trudno, prawda? 

- Jesteśmy specyficznym małżeństwem, ale kochamy się, a to najważniejsze. 

- Miałaś kiedyś poczucie, że Kuba może zwariować od muzyki, kariera strzeli mu do głowy i zagubi się na tej ścieżce do sukcesu? 

- Nigdy. Wierzę w swojego męża i wiem, że jakby miało go coś złamać, przyjdzie do mnie i powie, że się obawia, a wtedy ja i moje sposoby zadziałamy, odpowiednio ratując sytuację. 

- Jak się widzicie za 10 lat? 

- Szmat czasu. - roześmiał się Kuba. - Będziemy po czterdziestce, a nasze dzieci pójdą już do szkół. 

- Na pewno razem. 

- To oczywiste, nie mam zamiaru wymieniać żony na nowszy model. Może z kolejnym dzieckiem u boku. 

- Zdecydowanie nie. 

- To podlega jeszcze dyskusji. - posłał uśmiech. - Może wreszcie dorobimy się domku na obrzeżach Paryża, w którym będziemy spędzać wolny czas. Na pewno chcielibyśmy wytrwać w zdrowiu, szczęściu i miłości.  No i najlepiej w obecnym składzie, żeby nikt nas nie opuścił. 

- Wesoła Ekipa wiele dla was znaczy, prawda? 

- Są jak rodzina. 

- Zdecydowanie. Wiele im zawdzięczamy, pomagają nam w każdym możliwym momencie, nasze i Krzysztofa dzieci są w podobnym wieku, spędzają razem wiele chwil i cieszą się szczęśliwym, wspólnym dzieciństwem. 

- Takiego jakiego wy nie mieliście, prawda? 

- To już nie zwracając uwagi na brak takich udogodnień, które mamy teraz w postaci kolorowych bajek, telefonów, samolotów czy miejsc do spędzania czasu. Głównie z uwagi na obecność obojga, kochających się rodziców, mają zdecydowanie lepiej niż my. 

- Żadne z was nie miało wzroku do naśladowania, a szczególnie Ty Kuba, nie miałeś ojca. To jakoś wpłynęło na Twoje zachowanie względem własnych pociech? 

- Jeżeli pytasz o to, czy problem z uwagi na to, że nie miałem czerpać z kogo przykładu się pojawił, to nie. Wszystko przyszło bardzo naturalnie, może dlatego, że bardzo chciałem mieć dzieci i obcowałem z nimi na co dzień. Swoje własne to było coś innego, ale wspaniałego i takiego nowego, ale szybko zamieniło się w rzeczywistość, a teraz nie wyobrażam sobie życia bez mojego syna czy córki. 

- Sprawia Ci problem fakt, że wyglądasz trochę inaczej niż pospolici tatuśkowie? 

- Delikatnie. Miałem myśli, że moje dzieci mogą się mnie wstydzić, do póki nie poszedłem z synem do przedszkola, a ten z wysoko uniesioną głową wszedł do sali, nawet nie zwracając uwagi na to, że inne dzieci miały "czystych" tatusiów. Uczę się tego, że jestem idealny dla nich, bez względu na to jaki kolor mam na głowie, czy ile tuszu pod skórą. Kochają mnie takiego jakim jestem i do póki nikt nie wpoi ich rówieśnikom, że Maciek ma dziwnego ojca, będą uważały mnie za ideał. 

- My jesteśmy tolerancyjni i na takich ludzi wychowujemy nasze dzieci, dla nich normą będzie czarnoskóra osoba w sklepie czy para dwóch kobiet, idąca za rękę ulicą. Mam nadzieję, że kiedyś Maciek z dumą odpowie na komentarze dotyczące wyglądu ojca, albo że takowe nigdy się nie pojawią, bo społeczeństwo zacznie akceptować, że każdy wyraża siebie, jak żywnie mu się podoba. 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz