|2| Rozdział 39. 26 marca

2.7K 128 6
                                    

Dziś obudziłam się ze złym humorem. Wszystko mnie wkurzało, a na całe nieszczęście stłukłam ramkę ze zdjęciem. Moim i Kuby. Sama nie wiedziałam czemu, co ze mną było, ale po prostu ukucnęłam nad nią i zaczęłam płakać. Tak kapały moje łzy, jedna po drugiej. 

Tak cholernie mi brakowało, dzisiejszego dnia mijały 3 tygodnie od mojego powrotu do Polski. Myślałam, ze po powrocie do kraju wszystko się unormuje, ja już w 100% zapomnę o Kubie, w końcu czekały mnie kolejne 3 miesiące jego nieobecności, ale nic z tego. Ten seks, ten pocałunek podczas gry w butelkę i pytanie o dzieci, to tak krążyło w mojej głowie i nie chciało wyjść... 

Dopiero na siłowni, ścięłam się jaki mamy dzień. 26 marca. 
Wszystko stało się jasne, równy rok temu byłam u kosmetyczki i na tym koncercie. Pewnie powiedziałabym jakiś czas temu, że felernym, ale nie. Najpiękniejszym w moim życiu. To dzięki niemu wszystko się zmieniło, dzięki tym kliku piosenkom, bolącym kręgosłupie i wizycie w szpitalu miałam okazję przeżyć piękne pół roku z Kubą Grabowskim. 

Po powrocie do mieszkania zaczęłam sprawdzać to, co mnie interesowało od jakiegoś czasu, psy. Bardzo chciałam sobie sprawić pieska, wiedziałam, że za kilka miesięcy wyląduje z nim na bruku, ale nie byłabym sama wtedy. 

Cały dzień próbowałam odgonić swoje myśli od jednego, robiłam wszystko. Sprzątałam, prałam i nawet prasowałam, a to był już szczyt. Zawsze to Kuba prasował w naszym mieszkaniu, a wcześniej Maciek. Obaj tacy prasusie. 

Po 19.00 zabrałam się za przygotowywanie posiłków na kolejne dni, miałam tak zwalony humor, że postanowiłam włączyć jakąś playlistę na Spotify, na której były same smenty. Nigdy nie robiłam tego, zawsze Kuba dyrygował tym czego będziemy słuchać, ale przecież go nie ma. 

Właśnie kroiłam marchewkę, a do drzwi zadzwonił dzwonek. Aż podskoczyłam ze strachu, dobrze wiedziałam, że nie mam kogo się spodziewać, moja mama w Ciechanowie, chłopacy w Stanach, a Maciek z Krzyśkiem, który przyleciał kilka dni temu, gdzieś pojechali, Natalia w pracy...

Dopiero po kilku sekundach ścięłam się, że rozcięłam swój palec, na szybko zakręciłam go w chusteczkę i z sercem w gardle podeszłam do drzwi. 

Naprawdę stresowałam się tym kim może być mój tubylca, najgorsze było to, że kilka tygodni temu, mój ojciec wyszedł z więzienia. Nie było ciężkie dowiedzieć się gdzie mieszkam, wystarczyło poszperać w internecie. 

Chciałam zobaczyć przez wizjer kim jest ta osoba, ale zasłonięty był od zewnętrznej strony, mama zawsze uczyła mnie, że lepiej otworzyć, przynajmniej drzwi nie wywalą. 

Przekręciłam klucz w zamku, delikatnie kliknęłam na klamkę i powoli otworzyłam drzwi. Ustałam przy futrynie, a kiedy moim oczom ukazała się sylwetka mężczyzny z tatuażami na palcach, czarnym golfie, sińcami pod oczami i w czapce, to zamarłam. 

Nie wiedziałam co się ze mną działo, nie było ze mną kontaktu, tak jakbym na chwilę odeszła do jakiegoś innego świata. Ręce zaczęły mi się pocić, serce biło pośpiesznie, a ja chciałam się wybudzić z tego snu. Dopiero po chwili się ocknęłam i uświadomiłam sobie, że to wcale nie jest sen. 

Kuba patrzył pusto w moją postać, a ja z tych wszystkich emocji ukucnęłam w progu i zaczęłam płakać, tak bez większego powodu. Straciłam równowagę i upadłam na kolana, łzy toczyły się po moich polikach, a ja aż łkałam, bałam się tylko, że to moje chore zwidy, nie chciałam żeby tak było.  

Chciałam żeby Kuba był prawdziwy, nie figurą woskową, którą ktoś mógł postawić przed moimi drzwiami. Chciałam żeby moje marzenie się spełniło, żeby on dotrzymał swojej obietnicy i wrócił do mnie, cały i zdrowy, a ta postać przede mną była żywym człowiekiem. 

- Ala? - Kuba klęknął przede mną i delikatnie szarpnął mnie za ramię. - Ala, kochanie popatrz na mnie. - Niepewnie uniosłam głowę, ale mój obraz był tak zamazany, że nie widziałam za wiele, jeszcze ogromny ból przeszywał mój organizm, z powodu rozciętego palca. 

- Ty tu jesteś. - Szepnęłam cicho, złapałam jedną jego dłoń, którą oparł na moim kolanie, jedyne czego chciałam to wtulić się w niego i nigdy nie opuszczać tych wielkich ramion. - Przytulisz mnie? - zapytałam bardzo cicho i niepewnie, patrząc w jego oczy. 

- Jeszcze pytasz? - uśmiechnął się słabo i rozchylił swoje ramiona, podniosłam się delikatnie i przysiadłam na jego nogach, swoje nogi oplotłam wkoło jego bioder, a dłonie na karku, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. - Maluszku dlaczego płaczesz? - szepnął na moje ucho i ucałował szyję. 

- Nie zawiodłeś mnie, obiecałeś i wróciłeś. - odparłam, oddychając szybciej przez łkanie. 

- Wróciłem walczyć o Ciebie. - przyznał cicho, siedzieliśmy tak jeszcze chwilę, ale musieliśmy wreszcie się od siebie odsunąć, byliśmy w końcu na klatce. 

- Ty naprawdę tu jesteś. - powiedziałam sama do siebie, wstając z jego kolan i przeszłam do mieszkania. 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz