|6| Rozdział 166. Nie jęcz

823 105 22
                                    


Pierwsze dni pobytu Kuby i dzieci w domu okazały się być trudne. I chociaż przezwyciężyłam strach Maćka, sprawiłam, że syn bez problemu podchodził do ojca. Pokonałam opory Hanki przed Kubą i dałam radę z niepełnosprawnością męża. Wciąż nie byłam na tej prostej drodze miłości, której oczekiwałam po ślubie. Zaakceptowałam to, że nie chciał bym spała z nim w jednym łóżku, zaakceptowałam jego opory związane z wspólnymi kąpielami, ale braku bliskości i odsuwania się, gdy chciałam pocałować i przytulić, zaakceptować nie umiałam. 

Bolało to najgorzej. Bo wiązałam się z nim, myśląc, że będzie moim zapewnieniem bliskości. Oparciem i wsparciem. Pomoże, gdy będzie źle i pocieszy, głaszcząc po główce z zapewnieniem, że damy sobie radę. Chciałam by tak było. W ostatnich dniach wcale się na to nie zapowiadało. Tego czasu dla siebie mielibyśmy wiele, bo Elżbieta pomagała mi z dzieciakami, ja miałam na głowie Kubę i pracę, tak naprawdę nie musiałam się martwić o dzieci, a czas mogłam poświęcać mu, oddając pracę w ręce innych ludzi w firmie. Ale nie zrobiłam tego, bo Kuba czasu ze mną spędzać nie chciał, a ja znajdowałam ukojenie w pracy i nie myślałam o tym co zostawiłam w domu. 

On sam w sobie nie sprawiał problemów. Przebywał raczej w sypialni. Dał sobie radę z samodzielnym załatwianiem w toalecie, więc nie potrzebował czyjejś pomocy w codziennych czynnościach. Wszystkich oprócz kąpieli, bo tego jeszcze nie obszedł i wciąż potrzebował pomocy drugiej osoby. 
Dlatego, że większość czasu spędzał w sypialni, a Maciek przesiedział u ojca większość chwil, Ela miała na głowie tylko Hanię. Jej również było ciężko, własny syn nie rozmawiał z nią za wiele, raczej z nikim nie dyskutował, nawet z przyjaciółmi, swojego brata wyrzucił z pokoju, gdy tylko przekroczył jego próg. Nie chciał współczucia, a na normalną rozmowę w takim stanie liczyć nie mógł. Liczył się, że wózek będzie głównym tematem. 

- Przebrałeś się? - zapytałam, wchodząc do sypialni Kuby. Był czwartek, a my zbieraliśmy się na codzienną rehabilitację. - Zbieraj się, Kuba no. Nie mam zamiaru po raz kolejny się spóźniać. - jęknęłam niezadowolona, widząc jak mąż wciąż leży na łóżku w samych bokserkach po kąpieli. 

- Już, już. Nie jęcz. - mruknął, siadając na łóżku. Przysunął sobie wózek i sprawnie się na niego przesiadł. - Podasz mi spodnie? 

- Trzymaj. - wystawiłam rękę z materiałem i kucnęłam przy wózku by poprawić skarpetki. 

- Musisz? - burknął, spoglądając na mnie tym swoim spojrzeniem. 

- Tak muszę, założyłeś skarpetki, ale coś Ci nie wyszło z ich poprawieniem. - odparłam spokojnie. 

- Nie mogę się schylać. - zauważył. 

- To wcale tego nie rób. Jak masz coś robić na odpierdol, to zostaw, bo bez sensu jest poprawianie po tobie, mogę zrobić to sama. - jęknęłam i włożyłam jego stopy w nogawki spodni. - Dalej sam sobie poradzisz, przecież nie będę Cię po tyłku macała. - prychnęłam i rzuciłam w niego jeszcze koszulką, wychodząc z pokoju. 

Jakieś 30 minut później siedzieliśmy  w samochodzie, zmierzając ku ośrodkowi rehabilitacyjnemu, w którym Grabowski odbywał codzienne rehabilitacje i terapie, które miały pobudzić jego mięśnie i płat mózgowy do odpowiedniego działania. 
Mimo krótkiego czasu terapii, dawał radę i widać było skutki. Każdego wieczoru pod prysznicem, siadałam przed nim i prosiłam by zginał palce u stóp, po pierwszych dniach nie był w stanie, a od jakiś dwóch dni poruszał kciukiem u lewej stopy, co dawało mi nadzieję i mówiło, że przejdziemy przez to razem. 

- Wchodzisz? - zapytał, gdy stanęliśmy przed drzwiami do jego rehabilitantki. 

- Nie mam nic innego do roboty, więc wejdę. - odparłam i weszłam zaraz za mężem, zamykając za nami drzwi. 

Dotychczas zostawiałam go tam i sama jechałam albo na zakupy, albo zajeżdżałam do pracy, zawsze miałam coś do zrobienia. Wolałam spędzać czas poza tym miejscem, a jemu dać chwilę samotności i nie rozpraszać swoim wzrokiem. Tym razem postanowiłam wejść, stwierdziłam, że chcę zobaczyć jak dzielnie ćwiczy, jak daje sobie radę i robi postępy. Chciałam się pocieszyć tym i miałam nadzieję, że taki właśnie skutek będzie, gdy wyjdę stamtąd. Szczęśliwa i uśmiechnięta, bo mój mąż robi nowe postępy. 

- O cześć, miło, że postanowiłaś z nim zostać. Przydasz się nam dziś. - przywitała się ze mną Laura, która trenowała mojego męża. 

- Postanowiłam, że chcę zobaczyć jakie postępy robi. - wyjaśniłam, ujmując rękę dziewczyny. 

- To w takim razie nie będę wołała kolegi, a Ty pomożesz mu się przebrać. Sama masz dziś taki luźny strój, więc dobrze, poćwiczysz z nim. Może będzie większa motywacja, gdy to żona będzie obok. - uśmiechnęła się, puszczając mi oczko. 

- Z pewnością. - prychnęłam pod nosem i przeszłam za Kubą do szatni, w której już próbował ściągać z siebie koszulkę. 

- Dziś ćwiczymy razem? - zapytał, unosząc wysoko brew. 

- Podobno z żoną będziesz miał większą motywację. - wyjaśniłam, ściągając swoją bluzę, pod którą miałam bokserkę. 

- To z pewnością. - zaznaczył, wyjmując swoje spodenki z torby. 

- Nie mówiłeś, że chciałbyś bym z Tobą ćwiczyła. - stwierdziłam, zakładając ręce na biodrach. 

- Bo nie chciałem prosić. Ale jeśli jesteś tutaj, to się cieszę i łatwiej będzie mi, gdy to moja własna żona będzie się na mnie wyginała, a nie jakaś obca baba. - odpowiedział. 

- Trzeba było powiedzieć. -westchnęłam, podchodząc bliżej. Rozwiązałam jego buty i pociągnęłam spodnie, gdy uniósł biodra. - Wiesz, że przyszłabym tutaj, gdybyś poprosił. - wyjaśniłam. - Dotychczas myślałam, że wolałbyś, gdyby mnie tutaj nie było. 

- Nieprawda. - odparł tylko. 

- W takim razie, jak tylko będę mogła, będę z Tobą przychodziła ćwiczyć. - zapewniłam z uśmiechem, cmokając męża przelotnie w czoło, gdy się wyprostowałam. 

Przebrani przeszliśmy w kierunku sali gimnastycznej, na której rozpoczynały się zajęcia Grabowskiego. Dziewczyna wyjaśniła mu po kolei co będą robić, a ja w tym czasie związałam włosy i rozejrzałam się po sali. Byłam ciekawa jakie zajęcie będę miała, ale liczyłam, że odegram ważną rolę w tej rehabilitacji, chciałam pokazać Kubie, że jestem obok i może na mnie liczyć, nawet w czasie ćwiczeń. 

Na początku były ćwiczenia z ciężarkami na dłonie, by nie zaniknęły mu mięśnie. Później wykonywaliśmy gimnastykę na karimacie. Kuba leżał, a ja pomagałam mu poruszać nogami. Nauczyłam się w jaki sposób mogę z nim trenować w domu, gdy jest weekend, albo kiedy on nie ma rehabilitacji, a ja mam czas by z nim poćwiczyć. 
Nie powiem, że się nie zmęczyłam, ale wyszłam stamtąd szczęśliwa i zadowolona. Spędziłam czas z mężem, pomogłam mu i widziałam na jego ustach cień uśmiechu, którego nie było tam naprawdę długo. 

- Wracamy do domu? - zapytałam, wsiadając na swoje miejsce w samochodzie. 

- A podjedziemy do McDonald's? Mam ochotę na shake czekoladowego. - popatrzył na mnie z taką nadzieją wymalowaną na twarzy, mimowolnie się uśmiechnęłam. 

- Jasne, podjedziemy. Może ogarniemy tam obiad, bo wiem, że dla dzieciaków jest dziś jakaś zupa, ale nie wiem czy dla nas coś będzie. - zaznaczyłam, wyjeżdżając z parkingu ośrodka. - Zadzwoń do mamy i powiedz żeby nic nie robiła dla nas, zjemy jakiegoś fast fooda i jej też przywieziemy. 

- Dobrze. 

Tak jak się umówiliśmy, tak zrobiliśmy. Podjechaliśmy do restauracji pod złotymi łukami i zamówiliśmy jakiś obiad dla naszej trójki. Kuba jeszcze w aucie wciągnął swojego shake, a później w domu zjedliśmy razem obiad, korzystając z tego, że Hania spała, a Maciek był w przedszkolu. 

Popołudnie i wieczór minął nam naprawdę miło i tak rodzinie. Wspólnie siedzieliśmy w salonie, Kuba układał na stole klocki z Maćkiem, mama odpoczywała, a ja zajmowałam się małą Hanią, co chwilę zaglądając do moich mężczyzn i upewniając się, że praca im idzie pomyślnie. 

Po zjedzonej kolacji, z pomocą teściowej, wykąpałam dzieci. Przeczytałam bajkę Maćkowi, a Hanię uśpiła teściowa. Trochę czasu zajęło mi uśpienie syna, który był niesamowicie podekscytowany ostatnim dniem w przedszkolu, który wypadał mu na jutro. W czasie wakacji postanowiłam, że zostanie w domu i spędzi z nami czas. Poza tym, przydałby mi się do wyprawienia niespodzianki urodzinowej dla Kuby, która zbliżała się wielkimi krokami. 

- Idziesz już spać, czy chcesz laptop? - zapytałam męża, układając jego rzeczy na krześle. - Przyniosłam pranie. - dodałam jeszcze. 

- Nie, idę spać. - ziewnął, układając się wygodniej w pościeli. Poprawił jeszcze mokre włosy, bo chwilę wcześniej wyszliśmy spod prysznica. 

- Okej, w takim razie kolorowych snów. - uśmiechnęłam się blado, gasząc lampkę po drugiej stronie łóżka i podeszłam do drzwi. 

- Ala. - usłyszałam cichy szept, gdy mąż przywołał mnie. 

- Tak? 

- Zostań. - poprosił. 

Byłam przekonana, że w tamtym momencie serce wyskoczy mi z piersi. Czułam się jakbym wygrała na loterii, albo dostała pozwolenie na pierwszy kontakt fizyczny z chłopakiem, który śnił mi się dniami i nocami od długiego czasu. Spojrzałam na niego, a ten wpatrywał się we mnie. Jego twarz była oświetlona słabym światłem lampki, a on sam uśmiechał się blado, jakby popierając swoje słowa. 

- Na pewno? - upewniłam się, podchodząc bliżej łóżka. 

- Na pewno. Chcę zasnąć obok Ciebie. - przyznał, odkrywając brzeg kołdry. - Wskakuj. 

Niepewnie podeszłam jeszcze bliżej i wskoczyłam na miękki materac, okrywając się zaraz ciepłą kołdrą. Nie byłam pewna czy powinnam przytulić się do niego, czy pozostać po tej stronie łóżka, z dala od męża, w końcu nie określił się jasno. 

- Przytul się. - i te słowa usłyszałam, gdy zapadałam już w pierwszy sen. Minęło dobre 20 minut od wspólnego leżenia w łóżku, a on dopiero się odezwał. Ale nie wykonałam prośby męża, nie byłam przecież kurwą, którą miałby na każde zawołanie. Wystarczająco, że położyłam się w tym samym łóżku, wypełniając pierwszą prośbę. Każdej kolejnej nie musiałam spełniać. 
Tym samym, po prostu zasnęłam, leżąc po drugiej stronie wielkiego materaca. 

Na prośbę jednej z czytelniczek, jest i Bogini ;D

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz