|5| Rozdział 132. Walczyłem o brata

1.2K 79 25
                                    


- Chodź, idziemy. 

Kuba od dziesięciu minut próbował mnie namówić na rozmowę z resztą ekipy, która siedziała w pokoju obok. Cholernie zależało mu na naszej zgodzie, albo chociaż rozmowie, w której spróbowalibyśmy sobie cokolwiek wyjaśnić. Problem leżał w tym, że ja nie widziałam potrzeby, dla której miałabym o czymkolwiek rozmawiać z chłopakami, bo Wiolkę nie umiałam być zła. 

Na pewno mi ich brakowało, jednak przeważały momenty, w których mnie zranili, niż te, w których było wszystko dobrze. Te okrutne słowa były tak ciężkim odważnikiem, że po drugiej stronie nie szło postawić nic innego, co mogłoby przewyższyć wagę szalkową. 

- Dajże mi spokój. Maciek śpi, przecież go nie zostawimy samego. - tłumaczyłam mu, ale mój mąż zawsze wiedział lepiej. Wywrócił ostentacyjnie oczami i pokazał na łóżeczko turystyczne, które dostarczyli nam wreszcie do pokoju. - Czy ja mogę odpocząć? 

- Czy możesz zrobić coś dla mnie? - wybuchnął wreszcie, uniosłam swoje spojrzenie na niego, ale nawet nie chciał się bronić. - Nie umiem być między młotem a kowadłem, chciałbym żeby atmosfera między wami wróciła do normalności, więc proszę zrób chociaż jeden krok w tamtą stronę.

- Kiedy ja nie chcę z nimi dyskutować i słuchać jak to nie mam racji. Jestem jedna, ich jest dwóch. Poza tym, dlaczego to ja mam rozpoczynać rozmowę? Niech oni spróbują wystawić w moim kierunku dłoń. 

- Chcesz żeby przyszli tutaj i budzili Maćka?  - westchnął, opadając na łóżko obok mnie. Widziałam, że cholernie zależało mu na tej zgodzie i poniekąd rozumiałam. 

- Kuba naprawdę nie chcę z nimi rozmawiać, nie mam na to siły. - odparłam niewzruszona, przeczesując bujną fryzurę męża, gdy położył głowę na moim udzie. 

-Proszę. - westchnął cicho i odsłonił materiał mojej koszuli nocnej, całując w udo.  - Wyjdziesz jak będziesz chciała. 

- Jak będziesz mnie tak nęcił, to na pewno nie wyjdę stąd, a nawet będziesz musiał zostać ze mną. - zagroziłam, mocniej pociągając za włosy Grabowskiego. 

- Mówią, że grzeczne dzieci się nagradza. 

I co? I uległam. Nie umiałam mu odmówić. Z pomocą Kuby ułożyliśmy Maćka w łóżeczku turystycznym, zabezpieczyłam się w interaktywną nianię, którą całe szczęście zabrałam ze sobą. Zostawiłam zapaloną lampkę i po cichu wyszłam z pokoju, idąc za Kubą. 
Ekipa miała nieco dalej pokoje, więc musieliśmy przejść przez mały korytarzyk, ale już po chwili byliśmy przed ich drzwiami. Jak tylko Kuba chciał otwierać drzwi, złapałam go za dłoń i pociągnęłam do siebie. 

- Boję się. - przyznałam szczerze, opierając się o jedną ze ścian. Mężczyzna uśmiechnął się drwiąco i pochylił by ucałować mnie w czoło, ale odwróciłam głowę. - Nie lubię takich sytuacji, zawołajmy Wojtka. 

- Wojtka. - powtórzył przez zaciśnięte zęby i rozejrzał po korytarzu, zaciskając nerwowo szczękę. - Ja Ci nie wystarczę? 

- Kuba no. - westchnęłam. Wracaliśmy do punktu wyjścia, do którego wracać więcej nie mieliśmy. Ułożyłam dłonie na jego ramionach i przejechałam aż do dłoni, na których zacisnęłam palce. - Czy wczoraj i dziś uprawiałam seks z Koziarą? 

- Jeszcze tego bym potrzebował. - sarknął pod nosem. 

- Właśnie. Oddałam się Tobie, powinieneś to uszanować i odebrać jako potwierdzenie, że żaden Koziara mnie nie interesuje. Zresztą masz mnie teraz wspierać Ty, a z Wojtkiem reszta też musi się pogodzić. 

- Idź po niego, a ja wejdę tutaj. - odparł zrezygnowany, bo doskonale wiedział, że mnie nie przekona. 

Po "pozwoleniu" męża, poszłam do pokoju Wojtka. Jego ciężko było przekonać, w sumie tak jak mnie, ale ostatecznie się zgodził. Razem przeszliśmy do pokoju ekipy, w którym stacjonowała Wiolka z Maćkiem, a Krzysiek na dokładkę, bo przecież na noc dzielił pokój z Wojciechem. 

- Chodź tutaj. - odezwał się Kuba, jak już weszliśmy do środka, a ja rozglądałam się za miejscem do siedzenia. 

Ociężale pokonałam odległość nas dzielącą i usiadłam między jego nogami na wolnym łóżku. W pokoju nastała cisza, tak bardzo nieprzyjemna, która między nami nie panowała nigdy. Ścisnęłam rękę Kuby i oparłam głowę na jego klatce. Moje serce biło całkiem szybko, taka sytuacja nie zdarza się na co dzień, więc nie bardzo wiedziałam jak mam się zachować. Oczywiste było, że sama nie zacznę rozmowy. 

- Pogódźmy się. - gęstą atmosferę przerwały wreszcie słowa Wojtka. Nie spodziewałam się tego, co ja mówię... Nawet nie pomyślałabym, że może tak postąpić i zająć miejsce w tej sprawie. Bardziej pasowało do niego milczenie i nie wyrywanie się przed szereg. Popatrzyłam na niego niepewnie, ale ten z odwagą bijącą na kilometr, posłał mi uśmiech. Ten pewny siebie uśmieszek. - Po prostu udajmy, że nic się nie stało. Albo przegadajmy to co miało miejsce. 

- Zamiećmy pod dywan? - prychnął Kondracki, ale tego można było się spodziewać. 

- Panowie no. - jęknęła Wioletta, wstając ze swojego miejsca. Rozłożyła szeroko ręce i rozejrzała po pokoju. - Nie bądźmy dziećmi, co jak co, ale najbardziej to tutaj ucierpiała Alicja i to jej należą się przeprosiny, nie wam. Więc proszę pokazać, że macie jaja, a nie jak baba z okresem czekacie aż ona ulegnie i wpadnie wam w ramiona. 

Później? Później były łzy, płacz i lament. Trochę krzyku i wyzywania, ale było to potrzebne. Bo w końcu nastała ta atmosfera, której potrzebowałam. 
Przyszły przyjemne wspomnienia, łzy szczęścia i radości. 

I chyba dopiero w momencie, gdy do nich wróciłam, mogłam przytulić się do Krzycha, pośmiać z Maćkiem i ucałować Wiolkę, wtedy zrozumiałam co tak naprawdę straciłam. Brakowało mi ich, cholernie. Byli jak taka najbliższa rodzina, której nie chciałam tracić. Radowała mnie ich obecność, potrzebowałam wsparcia ze strony Maćka i pomocnej dłoni Krzysztofa. Chciałam wrócić do dobrych kontaktów z Wiolką i móc się jej wygadać w tych trudnych sytuacjach, gdy wszystko było wystawiane na głęboką wodę. 
Nie chciałam by rzucali mi kłody pod nogi, wtedy ciężej się szło pod prąd. 

- Przyszłaś pogadać? - zapytał Maciek, gdy wyszłam na balkon. On od kilku chwil siedział tam i palił papierosa. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami i oparłam się tyłem o barierkę za sobą. 

- Sama nie wiem po co przyszłam. - przyznałam, przecierając zmarznięte ramiona. 

- Na początku... - zaczął, ale od razu mu przerwałam, nie chciałam wracać do tej sytuacji. 

- Mieliśmy zamieść pod dywan. 

- Ale ja tak nie umiem, wyobrażasz sobie siedzieć ze mną za stołem, a w głowie mieć chwile, w których moje słowa tak cholernie Cię raniły? Ja sam sobie nie wyobrażam. 

- Chyba po prostu muszę się z tym pogodzić. 

- Ważne, że godzisz się z chwilą, w której Twój mąż wszedł do łóżka innej. 

- Zrozumiałam, że to była chwila niepewności i szczeniackiej zabawy. Sama w tym na pewno zawiniłam. - powiedziałam pewnie. 

- Jestem z Ciebie dumny, wiesz? Sam nigdy bym nie wybaczył zdrady, jakby nie było... Jesteś wielka, że dałaś mu kolejną szansę. 

- Potrzebowałam go, on potrzebował mnie. Mamy dzieci, rodzinę i jesteśmy małżeństwem. Myślę, że Kuba zdaje sobie sprawę z tego, że więcej szans nie będzie. 

- Na pewno sobie zdaje sprawę. Za długo walczył o Ciebie. 

- Przeżyliśmy piekło, więc mam nadzieję, że teraz idziemy prosto do nieba. 

- Piekło zgotowałem Ci też ja... 

- Maciek nie chcę... - wtrąciłam. 

- Nie. Posłuchaj. Na początku sam nie wierzyłem w to, że Wojtek mógłby cokolwiek z Tobą, za bardzo jest wpatrzony w tą swoją księżniczkę. Jak Krzychu coś gadał, to oczywiście podjudzałem  atmosferę, ale sam za bardzo nie wierzyłem w to, że sytuacja z pocałunkiem czy seksem mogła mieć miejsce. Dopiero później, gdy sama dawałaś takie oznaki, a szczególnie po tym wyjeździe nad morze. Wtedy to poszło dalej i sam zacząłem wierzyć w te bujdy, a momentami miałem wątpliwości, czy oby to nie jest naprawdę. 

- Nigdy nie było. - zaprotestowałam. 

- Wiem. Ale ja chciałem wspierać swojego brata. Wszyscy tak odwrócili się od niego, próbowali wspierać Ciebie, a on był sam i nie miał żadnego wsparcia. Próbowałem mu pomóc, ale doskonale wiedział, że mam mu za złe wiele rzeczy. Myślałem, że jak zacznę z Ciebie szydzić, to on wtedy poczuje się lepiej. 

- Człowieku czy ty piłeś? - prychnęłam roześmiana, bo sytuacja wydawała mi się komiczna. 

- Nie, jestem trzeźwy, a przynajmniej świadom swoich słów. Mówię prawdę. Teraz wiem, że zachowałem się jak idiota i debil, ale wtedy było to dla mnie jedyne słuszne wyjście...

- To było bardzo głupie Maciek. Doskonale wiesz, że nie miałabym Ci za złe, gdybyś chciał poświecić się Kubie i mu pomóc w terapii i tak dalej, przecież trzeba było powiedzieć. 

- Ty byś zrozumiała, ale nie wiem czy on by to pojął. 

- Zachowałeś się źle. - przyznałam, przeszłam kilka kroków bliżej mężczyzny, który wpatrywał się w zachód słońca za nami. - Ale to przeszłość, walczyłeś o brata i postaram się to zrozumieć, a na pewno o tym zapomnieć. Żyjmy teraźniejszością. - uśmiechnęłam się delikatnie i przytuliłam do siebie bruneta. 

- Walczyłem o brata, tak jak on walczy o mnie. 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz