099 × scena XXXIX

105 9 30
                                    

petals on the wind

- 🍁🍁 -

Leżał na łóżku, wpatrując się w sufit. Szukał w nim odpowiedzi, chociaż tak naprawdę nie miał w głowie żadnego pytania. Usłyszał pukanie do drzwi, jednak nie popatrzył w tamtym kierunku, dopóki nie usłyszał głosu swojej rodzicielki. 

- Sungie - zaczęła, wchodząc do środka. - Przepraszam za wczoraj. Jakbym wiedziała, że to będzie takie trudne, to bym ich zaprosiła w inny dzień. 

- Przecież nic się nie stało - odpowiedział chwilę później, podnosząc się do siadu. - Wszystko jest w porządku - dodał z delikatnym uśmiechem, bo wiedział, że ten jego mama lubi najbardziej. 

Kobieta odwróciła się, żeby wyjść. Chciała powiedzieć coś jeszcze, jednak nie do końca wiedziała co i też nie chciała męczyć syna. W końcu powinien spędzać czas w spokoju, a wiedziała, że Jisung emocjonalność odziedziczył po niej. 

- Mamo - powiedział, kiedy ta już trzymała klamkę w dłoni. - Myślisz, że ludzie się naprawdę zmieniają? - spytał, a Koreanka ponownie się odwróciła i podeszła do łóżka, siadając obok syna. 

- Każdy jest inny, skarbie. Niektórzy uchodzą za złych ludzi, ale naprawdę nie muszą takimi być. Chodzi o bodźce zewnętrzne, Jisungie, środek zawsze będzie taki sam - powiedziała, spoglądając na chłopca. - Na przykład kwiaty. Z zewnątrz się zmieniają, mogą usychać, więdnąć i się łamać, ale kiedy się o nie dba, są gładkie i piękne. Jednak ich nasiona się nie zmieniają. 

A Jisung zrozumiał, że Chenle stracił wszystkie płatki, a on musiał zadbać o jego drobne nasionka, żeby kwiat mógł zakwitnąć na nowo. 

- 🍁🍁 -

a/n: we wtorek o dwudziestej pierwszej (najprawdopodobniej, ale myślę, że nic się nie zmieni) kończymy ten shit.

19/12/29

˚habromania˚ ᶻᶜˡ⁺ᵖʲˢOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz