24. Rozpacz i nienawiść

2.2K 123 36
                                    

Dzień dobry w ten deszczowy dzień (przynajmniej u mnie jest deszczowo, mam nadzieję, że u Was świeci słonko). 

Podsyłam Wam nowy rozdział. Był pisany "na dwa razy", stąd różne stany emocjonalne, co pewnie szybko odkryjecie. 

Nie mówię już nic więcej! Miłej lektury! 😘

***

Omena czuła się, jakby została stratowana przez stado wściekłych Hipogryfów. Z trudem podniosła jedną powiekę i z radością powitała poszarzałe, deszczowe niebo. Przynajmniej żaden promień słońca nie ugodził ją w oko.

Dziedziczka odsunęła kołdrę, sycząc przy tym z bólu. Zdarzyło się, że materiał przylepiał się do otwartych ran, co kończyło się zwykle wyrwaniem go i ponownym otwarcie skaleczeń. Omena wzięła długą kąpiel i rzucając na siebie masę zaklęć leczniczych, przywróciła swoje ciało do stanu względnej normalności. Coś ścisnęło ją wewnątrz, gdy przelotnie spojrzała na obrączkę.

Nie wierzył mi... naprawdę mi nie wierzył i dlatego przyszedł... - Przeszło jej przez myśl. Pierwsze łzy zaczęły napływać do szarych oczu. Oparła dłonie na umywalce i wpatrując się w swoją poharataną twarz, pozwoliła im spływać spokojnie. Biegły od oczu, znacząc ślad na policzkach, spływając po szyi i ginęły pod materiałem czarnej sukni, wsiąkając w skórę na sercu. Zadziałały jak balsam kojący? Ależ skąd... paliły każdy skrawek ciała, a połamane na milion drobnych kawałków serce raniły jak ciernie.

-Dasz radę Omeno... Dasz radę. – Wyszeptała do siebie. – Jeszcze tylko kilka miesięcy tego wszystkiego. Potem umrzesz. Ale zanim to zrobisz musisz się upewnić, że on przeżyje! Że będzie w stanie ułożyć sobie życie... że będzie w końcu szczęśliwy. Wytrzymaj jeszcze trochę. Jak umrzesz spotkasz Igora. – Smutny uśmiech wypłynął na jej zapłakaną twarz. – On cię przytuli i wszystko będzie tak jak dawniej. Spotkasz Lily, będziesz ją mogła w końcu przeprosić. Podnieś się teraz. Przez siedemnaście lat żyłaś dla tego człowieka. Pożyj jeszcze kilka miesięcy, a później odejdź z godnością. Nie możesz go więzić do końca życia. To układ do końca wojny. I tylko na ten czas! Nie możesz żyć dłużej, pamiętaj!

Wytarła ostatnie łzy i obmyła twarz zimną wodą. Wyjrzała za okno, gdzie padał obficie deszcz. Idąc do salonu, założyła ciężką, ciepłą pelerynę w kolorze obsydianu. Uśmiechnęła się do Salazara na portrecie i usiadła przed kominkiem, nakrywając się połami płaszcza. Różyczka powitała ją z szerokim uśmiechem i z radością podała gorącą czekoladę. Omena wpatrywała się w skaczące płomienie w kominku, dotykając przy tym struktury swojego policzka.

-Dziadku... - Odezwała się cicho, nawet nie spoglądając w jego stronę. – Dziadku, czy to kiedyś minie?

-Nigdy. – Była wdzięczna za tę bezpośredniość. On by jej nie oszukał. – Dlatego tyle razy ci powtarzałem, żebyś się nie zakochiwała.

-Och, nie o to pytałam! – Zgrzytnęła, spoglądając w jego stronę. – Pytałam o te... skutki uboczne czarnej magii. Kiedyś nie miałam tego tak często.

-Bo nie masz zachowanej równowagi magicznej. Powinnaś mieć wyregulowana magię, mówiłem ci o tym wiele razy, ale ty oczywiście mnie nie słuchasz.

-Słucham!

-Gdybyś słuchała, to teraz nie musiałbym ci tego tłumaczyć. – Westchnął przeciągnę i kontynuował. – Masz w sobie zbyt potężną moc, by używać tylko tej białej. W twoich żyłach płynie więcej czarnej magii i musisz to zaakceptować. Przez ostatnie siedemnaście lat powstrzymywałaś ją. Dlatego skutki są teraz tak opłakane. Powinnaś jej dawać upust, choćby miało to oznaczać mordowanie wszystkich królików w okolicy.

MIŁOŚĆ MIMO RAN • Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz