96. Pięć lat

3.1K 161 99
                                    

Cześć! 

Pomysł na zakończenie zrodził się dużo wcześniej niż połowa tych rozdziałów. Był napisany od dawna - mam do niego podobny sentyment, jak do tych rozdziałów o zniknięciu Snape'a przed świętami. 

Zostawiam Wam pioseneczkę dla nastroju: https://www.youtube.com/watch?v=mknLaFJZ4v4&ab_channel=RAIGN

Jeszcze się z Wami nie żegnam! Widzimy się za kilka minut w małym posłowiu. 

Tymczasem, czytajcie!!! 

Buziaki ❤

***

Był późny sierpniowy wieczór, gdy Severus wracał do domu. Niebo robiło się coraz bardziej granatowe, a wiatr zawiewał coraz mocniej. Dotknął klamki, gdy pierwsza błyskawica przecięła niebo. Wziął głęboki oddech i poczuł jakiś dziwny zapach. Jakież było jego zdziwienie, gdy drzwi domu okazały się otwarte, a w kominku palił się ogień. Szarooka kobieta siedziała w jego fotelu. Przed nią spoczywała jego filiżanka, a w niej różana herbata. Na kolanach trzymała jego najnowszą książkę Eliksir na Crucio. Pięć lat temu był w podobnej sytuacji, ale wtedy Omena była jego największym wrogiem. Wtedy wyrwał jej z dłoni książkę i wytrącił filiżankę, rozbijając ją w drobny mak. Wtedy byli na Spinner's End. Teraz we Francji. Dzisiaj była jego żoną. Przesunął filiżankę, obok której położył książkę. Najdelikatniej jak potrafił, przykrył ją kocem i złożył pocałunek na ciepłym czole.

Deszcz lunął z całą mocą, a grzmot przeciął ciszę w całym domu pogrążonym w sennej atmosferze. Severus ze zgrozą spojrzał na kołyskę, która stała nieopodal, ale najmniejszy dźwięk nie wydobył się z niej. Jednak po chwili coś, co przypominało miauknięcie, dotarło do uszu mężczyzny. Mistrz Eliksirów rzucił okiem na swoją żonę, by upewnić się, że nadal śpi i najciszej jak potrafił, podszedł do kołyski.

Pośród poduszek i kołder spoglądały na niego szare oczy jego syna. Widok ojca sprawił, że dziecko zamachało wesoło serdelkowatymi rączkami i zaczęło się ślinić w bezzębnym uśmiechu. W normalnych okolicznościach, Severus stwierdziłby, że to głupie i obrzydliwe, ale od pięciu miesięcy nic nie było normalne. Kolejne kwęknięcie sprawiło, że Mistrz Eliksirów przeniósł wzrok na swoją córkę, która w przeciwieństwie do brata nie okazywała aż tak ogromnego entuzjazmu, choć przyglądała się z zainteresowaniem mężczyźnie, który dał jej życie...

-No i po co się budzicie? – wyszeptał. – Mama dopiero zasnęła. Wy też powinniście.

Niestety... te bliźniacze małe potworki były uparte jak ich matka, co manifestowały odkąd pojawiły się na świecie. Severus westchnął z rezygnacją i by czymś je zająć, zanim zaczną płakać -a tego szczerze nienawidził- wyczarował kolorowe ptaszki i motylki, które zaczęły absorbować całą uwagę bezzębnych bobasów.

Salazar i Eileen były wyjątkowymi dziećmi, a przede wszystkim upragnionymi i wyczekanymi... Zanim ta dwójka pojawiła się na świecie, Omena straciła trzy ciąże, co niezwykle mocno odbiło się nie tylko na jej zdrowiu, ale też na ich małżeństwie. Teraz jednak Severus, spoglądając na swoją żonę pogrążoną w letargu, dziękował Merlinowi, że jakoś wytrwali...

O tym, co działo się u Snape'ów przez ostatnie lata można byłoby napisać kolejną książkę. Najważniejsze jednak było to, że teraz tworzyli spójną i szczęśliwą rodzinę. Prawdziwa radość zamieszkała pod ich dachem dopiero od pięciu miesięcy. Mało brakowało, a byłoby inaczej. Severus do tej pory powracał ze zgrozą do chwili, gdy uzdrowiciel w Mungu przekazał mu wiadomość: Ma pan pięknego, zdrowego syna. Cóż... radość była nieopisana, ale zaraz po niej przyszła szara rzeczywistość:

-A moja córka? Co z Eileen?!

-Myślę, że powinien pan pójść do żony...

Wtedy Severus nie wiedział, co bardziej łamie mu serce... Widok Omeny tulącej do swojej piersi dwa małe zawiniątka -z czego jedno było ciche i chłodne, a drugie różowawe i rozwrzeszczane- czy może świadomość, że stracił kolejne dziecko...

-Byłaś bardzo dzielna... - pocałował Omenę w spocone czoło.

Dopiero teraz dotarło do niego, że po umęczonej twarzy kobiety płyną gęste słone łzy. On też nie krył swoich. Nie było sensu. Płakał gorzko razem z nią, a jeszcze bardziej, gdy podała mu maleńką Eileen. Przytulił ją do rozerwanego na strzępy serca i okrył połami peleryny, jakby pragnąc ogrzać chłodne ciałko. Wtedy też poczuł pulsowanie na swojej piersi. Stary medalion dał o sobie znać, jak wtedy we Wrzeszczącej Chacie. Niewiele myśląc, Severus ściągnął go i przyłożył do martwego serca córeczki. Łzy przysłaniały mu widoczność. Nie miał pojęcia, co dzieje się wokół. Z całych sił, błagał Merlina, by jego córka była żywa... później wszystko zadziało się szybko – błysnęło błękitne światło, wytworzyła się dziwna łuna, coś zawirowało, a na końcu Eileen zapłakała o wiele głośniej niż jej brat.

-Znowu myślisz o martwej Eileen? – Omena podeszła do swoich dzieci, które zaczęły wesoło gaworzyć na jej widok. Mimo to, kobieta nie patrzyła na nie. Przenikliwe spojrzenie szarych tęczówek było skierowane na jej męża. – Severusie...

-Wcale nie. – mruknął niemrawo.

-Jasne, a te dziewicze łzy to dla zabawy, no nie?

Severus jedynie machnął ręką i poszedł do kuchni. Co miał powiedzieć? To wstyd, ale gdy nikt nie patrzył, to płakał na samo wspomnienie tego cholernego dnia – łzy strachu mieszały się z tymi szczęśliwymi. Co stało się wtedy w szpitalu? Nie miał pojęcia... nikt z nich nie miał. Oczywiście nikt poza Vladem, który jedynie śmiał się radośnie i obiecał, że wytłumaczy im wszystko w swoim czasie.

-Już dobrze, Severusie... - ciepłe ciało Omeny wtuliło się w jego chłodne plecy. – Jaki ty chcesz dać przykład naszym dzieciom?

-To po prostu jest straszne. – powiedział nieprzytomnie.

-To było straszne. To wszystko za nami. Eileen i Salazar są cali i zdrowi.

-Masz rację.

Tylko Omena potrafiła przynieść mu takie ukojenie. Nikt inny, tylko ona. Przytulił ją mocno i pocałował w czubek głowy, na co parsknęła śmiechem.

-Zdecydowałeś się? – zapytała, unosząc głowę, by spojrzeć w jego obsydianowe oczy.

-Czas wrócić na stare śmieci, pani Snape. Gotowa na powrót do Hogwartu?

-Pytanie czy Hogwart jest gotowy na nasz powrót? Zwłaszcza w tym powiększonym składzie.

-Poppy i Minerwa już urządziły pokój dzieciom. Albus kupił podobno trzy paczki ubranek, a Hagrid sprowadził wesołe zwierzątka. Potrzebujesz więcej dowodów, że na nas czekają? - zapytał, unosząc prowokacyjnie brew. 

-W takim razie ja idę pakować kufry, a ty przewiniesz dzieci.

I nim się spostrzegł, Omena już pędziła po schodach do sypialni. Cały dom wypełnił jej radosny śmiech, gdy Severus krzyknął.

-Jak ja cię nienawidzę, Riddle!!!

Severus stanął nad kołyską. Serdelkowate rączki się sięgnęły w jego stronę, co przyjął z lekkim śmiechem. Po łzach nie było śladu.

-Kocham was. – mruknął, biorąc dzieci na ręce i pocałował się maleńkie noski. – Tylko nie mówcie mamie, że to powiedziałem. Przecież nie będę mieć życia.

Stojąca na schodach Omena, uśmiechnęła się czule, słysząc Severusa. Najciszej jak potrafiła wróciła do sypialni i zaczęła ich pakować. 

Wracali. Żegnali słoneczną Francję i witali pochmurną Wielką Brytanię. Czuli, że dobrze robią. Tęsknili. A jeszcze bardziej tęskniła Minerwa, Poppy i Albus. Hogwart bez Snape'a nie był taki sam...

 Przetrwali to wszystko. Ich miłość przetrwała mimo ran. Ale teraz już miało być inaczej. Już miało być dobrze. Już zawsze... 


KONIEC 

MIŁOŚĆ MIMO RAN • Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz