54. Odpowiedzialność za misję

1.8K 111 21
                                    

-Ja naprawdę nie chciałem!!! – Salazar niemal wychodził ze swoich ram. – Omeno porozmawiaj ze mną! Od kilku dni milczysz! Skąd do cholery jasnej mogłem wiedzieć, że on tak cię potraktuje???

-Bo to Dumbledore?! – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – W ogóle dlaczego się wtrąciłeś?

-Martwię się o ciebie! Myślałem, że on też! Zawsze tak miło mówi o tobie w swoim gabinecie...

Zimny śmiech rozszedł się po gabinecie. Gdyby portrety mogły dostawać ciarek, to Salazar byłby zdecydowanie nimi pokryty na całym ciele. W tym momencie Omena bardziej przypominała Lorda Voldemorta niż swoją matkę.

-Niesamowite! Wielki Salazar Slytherin, najbardziej przebiegły założyciel Hogwartu, mag unikający szlam i człowiek, który uwielbiał parać się czarną magią martwi się o kogoś. – zakpiła, siadając w fotelu przed nim. – Nie potrafisz rozpoznać, kiedy ktoś kłamie?

-Wyładowujesz na mnie swoją frustrację! – krzyknął.

-Bo od pięciu dni nie robisz nic innego tylko łazisz za mną i wyjesz! Mam dość tych cholernych przeprosin!!!

Salazar zgrzytnął malowanymi zębami i również usiadł w swoim fotelu. Czarodzieje mierzyli się spojrzeniami stalowych tęczówek, ale żadne z nich nie dało za wygraną i nie odwróciło wzroku ani też nie zabrało głosu. Każde z nich było pogrążone w swoich mrocznych myślach. On zastanawiał się, dlaczego jest taka niewdzięczna, a ona myślała nad tym jak go przekonać, by w końcu zamknął tę wężową twarz i przestał zachowywać się jak rozdygotany Puchon zalewający się łzami.

Nagle ostry ból przeszył lewe przedramię Omeny. Kobieta widziała zaniepokojone spojrzenie portretu Salazara, ale nic nie powiedziała. Najszybciej jak potrafiła wpadła do swojej sypialni, gdzie zaczęła przeszukiwać szafę. Zmieniła szybko cienką suknię na jedną z tych grubych zimowych. Dobrała do niej szmaragdową pelerynę z haftowanym na środku srebrnym wężem i wyszła.

-Misja? – zapytał Salazar. – Wyglądasz inaczej niż zwykle.

-Módl się, żebym wróciła... Powiadom Dumbledore'a, bo ja nie zdążę.

I nie spoglądając na niego ani chwili dłużej wyszła z gabinetu, by już po chwili znaleźć się poza bramą. Teleportowała się wprost przed dwór Lucjusza.Odetchnęła z ulgą, gdy nie usłyszała ani jednego głosy wydobywającego się z wewnątrz. Przeszła pospiesznie korytarzami i w końcu zjawiła się przed tak dawno niewidzianym obliczem własnego ojca. Uklękła, opuściła pokornie głowę i czekała na pozwolenie powstania, ale nic takiego się nie działo. Czuła przenikliwe spojrzenie Lorda, który krążył wokół niej jak dzikie zwierzę krążące wokół własnej ofiary. W końcu przystanął przed nią. Widziała jedynie skraj czarnej szaty i łypiące groźnie oczy Nagini.

-Wiesz po co tu jesteś? – wysyczał.

-Domyślam się, Panie. – znowu poczuła się, jakby miała dziesięć lat i po raz pierwszy miała zabić. – Czy jeńcy wchodzą w grę?

-O tak... nie pomyślałem o tym wcześniej. Idź już. A jak wrócisz to porozmawiamy o tym, co dzieje się w Hogwarcie.

Czyli mam przejebane tak czy inaczej. – przemknęło jej przez myśl, gdy schodziła do lochów, gdzie gromadzili się młodzi Śmierciożercy. Jednym ruchem różdżki Omena otworzyła ogromne drzwi, a gdy w nich stanęła, wewnątrz pomieszczenia zapadła absolutna cisza. Młodzi Śmierciożercy padli na kolana, a usta Omeny rozciągnęły się w uśmiechu.

-Wybrani... - wysyczała w mowie węży. – Jak wspaniale!!!

Zauważyła, że kilka osób drgnęło ze strachu na dźwięk syku jaki wydostał się z jej ust. Nie łudziła się, że ktokolwiek z nich zrozumiał, co powiedziała, ale patrząc na te dwadzieścia osób wiedziała, że Voldemort dokonał selekcji za nią. Jej spojrzenie padło na platynową czuprynę w pierwszym rzędzie. Teraz do radości dołączyła troska o syna przyjaciół.

MIŁOŚĆ MIMO RAN • Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz