47. Wspomnienia (3)

1.8K 109 18
                                    

Cześć! 😘

Dzisiaj trochę inna perspektywa niż w dotychczasowych wspomnieniach. 

Miłego czytania! 😘

***

-Dlaczego miałbym ci zaufać?

-Nie powiesz mi, że nie potrzebujesz kogoś, kto dałby ci dostęp do planów Czarnego Pana.

Morze szumiało głośno, zagłuszając tym samym ciszę, która zapadła między dwójką czarodziejów. Dumbledore przyglądał się oceniająco stojącej nieopodal kobiecie. Jej twarz zasłaniał kaptur peleryny, ale światło księżyca oświetlało ją na tyle mocno, by można było dostrzec jaki wyraz aparycji przybrała. Rubinowe oczy błyszczały, rozglądając się czujnie. Całe jej ciało było napięte – gotowe do obrony.

-Ty nic nie znaczysz. – powiedział w końcu dyrektor.

-Mylisz się, dla mojego ojca...

-Nie. Ty nic nie znaczysz dla mnie i dla tych, którzy są przeciwko Voldemortowi. – przerwał jej sucho. Teraz to z jego twarzy nie znikała kpina. – Co jakaś durna siedemnastolatka może mi zaoferować? Kilka makabrycznych wspomnień? A może opowiesz mi coś, czego nie wiem? Na przykład, że twój ojciec jest niezrównoważony psychicznie. Przyszłaś tu tylko po to, by zrobić mu na złość i oboje dobrze o tym wiemy.

-To nieprawda! – krzyknęła. – Kiedyś... - zebrała się w sobie. – Kiedyś faktycznie myślałam, że to wszystko, co on robi jest dobre i ma sens. Nie krzyw się tak, Dumbledore. Ten człowiek mnie wychował. Jestem jego prawą ręką. Wiem wszystko to, czego ty nie wiesz, a co będzie ci potrzebne, żeby wygrać tę wojnę. Zaufaj mi.

-Dlaczego tak bardzo chcesz odejść od niego?

Nie odpowiedziała mu od razu. Sięgnęła do swojego kaptura, który naciągnęła mocniej, by nie mógł w ogóle widzieć wyrazu jej twarzy. Wtedy pierwszy raz ujrzał zakrwawioną dłoń, ukrywaną przez nią tak skrzętnie do tej pory. Nie wzbudziło to w nim najmniejszej litości. Wręcz przeciwnie... poczuł, jak radość i satysfakcja, wynikająca z jej cierpienia, rozchodzi się przyjemnymi falami po jego ciele.

-Widzę, że to, co robi mój ojciec nie jest dobre. Widzę jego błędy, widzę obsesję na punkcie nieśmiertelności... jemu trzeba pomóc.

-Trzeba go zabić.

-POMÓC! – powiedziała dobitnie. – Nie proszę cię o to. To moje zadanie, nie twoje, ale wiem, że jeśli w jakikolwiek sposób go osłabię, to w końcu coś do niego dotrze.

-Jesteś głupia. Voldemortowi nikt nie pomoże, ale pozostawiam cię z twoimi dziecinnymi marzeniami. 

-Odtrącasz moją propozycję, Albusie... - dwa rubiny mignęły spod kaptura. – Będziesz tego żałował...

-Ani razu tego nie powiedziałem. – zaperzył się. Palce zdrętwiały mu od zaciskania ich na różdżce. – Co dasz mi w zamian, by przyjąć cię do Zakonu?

-W zamian??? – powtórzyła szeptem. – Moje życie.

-Jeden błąd, a odbiorę ci je. Jeden. Tak nisko je cenisz??? – zapytał kpiąco.

-To jedyna rzecz, która była najważniejsza dla mojej matki i za którą umarła. Nie mam nic cenniejszego. – odparła cicho, jakby wstydziła się tego, co właśnie powiedziała.

Albus skinął na kogoś, a po chwili obok zmaterializował się rudowłosy czarodziej, którego Omena nie kojarzyła. Nie miała jednak czasu, by dłużej się mu przyglądać. Wyciągnęła przed siebie prawą dłoń, którą Dumbledore pochwycił mocno. Po chwili nieznany pannie Riddle czarodziej machał nad złączonymi rękami różdżką.

MIŁOŚĆ MIMO RAN • Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz