Wspomnienia (4)

1.6K 114 5
                                    

Tak ciężko było wybierać pomiędzy lojalnością wobec własnego ojca a posłuszeństwem względem pana, któremu złożyło się Wieczystą Przysięgę. Obaj mogli zabić w każdej chwili. Dlatego do końca należało się łudzić, że jakieś resztki litości mieszkają w sercu Lorda Voldemorta.

Czy Omena czuła rozczarowanie, gdy jej przypuszczenia się nie sprawdziły? Oczywiście, że nie... Pluła sobie w brodę, że dała się zwieść własnym marzeniom o spokojnej rozmowie przy herbacie z ojcem, kiedy omawiałaby swoje błędy.

Zamiast tego czuła coraz większy ból narastający w każdej komórce ciała. Nie tak wyobrażała sobie swoje urodziny... nie w ten sposób... chcąc jednak być w jakiś sposób niepokonaną, nie krzyknęła ani razu! To był jej największy sukces. No... może trochę zaskomlała, gdy Bella przyozdabiała jej policzek wymyślnymi wzorami. Dlaczego Omenę nie dziwiło, że użyła do tego swojego sztyletu, a nie różdżki? To jej zamiłowanie do srebra Goblinów było w końcu znane wszystkim. Lekka woń cierpiętnika podpowiadała Omenie, że rana nigdy nie zasklepi się tak jak powinna i przepiękne szramy przyozdobią jej twarz! Dzięki Merlinowi, iż do tego okropnego aktu doszło zanim pojawił się cały Wewnętrzny Krąg!

Teraz wszyscy oglądali wspaniałe przedstawienie o tym, jak ukarać nieposłuszne dziecko. Omena czuła, że Lord nie oszczędza się w ani jednym calu! Siła tych zaklęć... ból, który spod nich płynął... nawet łzy cieknące w całkowitym milczeniu wydawały się parzyć... jak na złość utrata świadomości nie chciała przyjść dzisiejszej nocy. Wręcz przeciwnie – wszystkie zmysły wyostrzyły się, a receptory były jeszcze bardziej wrażliwe...

Jedno w tym wszystkim było pocieszające – jeśli będzie miała umrzeć tej nocy, to zginie z ręki swojego ojca, a nie Albusa Dumbledore'a. Lecz czy ktokolwiek poznałby to zmaltretowane od zaklęć ciało, gdyby przyszło mu zidentyfikować zwłoki? Pewnie nie... nawet rodzona matka by jej nie poznała. A może jednak? Może nawet zapłakałaby nad tym, jak bardzo musiała cierpieć? Może by ją przytuliła i ukołysała w swoich ramionach, by poczuła się chociaż na chwilę bezpiecznie? A może pocałowałaby ją w czoło, a potem w nos -jak miała to w zwyczaju- by później uśmiechnąć się ciepło i powiedzieć, że jest z niej dumna, że wie, jak bardzo ją bolało, że postąpiła dobrze... Ale Omena nigdy tego nie usłyszy – wiedziała o tym doskonale. To tylko wyobraźnia płatała jej figle, podsuwając obrazy przepięknej matki, która tuli ją w swoich ramionach lub gładzi delikatnie po zakrwawionej twarzy i ociera łzy palące skórę.

Obraz uśmiechniętej matki był jedynym, co trzymało Omenę przy życiu. To i obietnica, że będzie o nie walczyć bez względu na wszystko! Do ostatniego tchu! Do ostatniej kropli krwi! Teraz również przywołała ten obraz w głowie. Widziała ciepłe miodowe oczy, mały zadarty nos i pełne, koralowe usta rozciągnięte w anielskim uśmiechu. Przepiękne kaskady hebanowych loków okalały mleczną twarz i opadały spokojnie aż do pasa ich właścicielki...

Gdy Omena spoglądała w lustro widziała jej odbicie, odbicie matki, a jednak wiedziała, że jest tak różna od niej. Nie było tego troskliwego uśmiechu – był za to grymas smutku i bólu... Nie było miodowego ciepła w oczach... Zamiast tego pojawiła się zimna stal przeplatająca się z przerażającym rubinem... Skóra może i była mleczna, ale zawsze towarzyszył jej odcień niezdrowej szarości. Teraz Omena uśmiechnęła się do wytworzonego przez jej umysł obrazu matki i wtedy poczuła, jak ktoś szarpie ją za włosy i ciągnie przez cały salon, wielki hol, po schodach aż do piwnicy.

Chłód pomieszczenia przyjemnie chłodził jej rozgrzane od bólu ciało i przynosił odrobinę ukojenia, którego tak bardzo teraz potrzebowała. Chciała, by ktoś przyszedł i najzwyczajniej w świecie powiedział: „Dasz radę!" albo, żeby chociaż ją przytulił... Zamiast tego poczuła, jak wnętrzności odmawiają jej posłuszeństwa i chcą wydostać się na zewnątrz wraz krwawymi torsjami...

Nie liczyła, ile razy wyrzuciła z siebie własną krew... Nie było warto... Czekała na śmierć, która za nic nie chciała przyjść. Mimo żalu, jaki narodził się w niej do ojca, potrafiła przyznać, że stał się swego rodzaju panem życia – umiał je zachować, odpuścić w ostatniej chwili. Połamane żebra pozwalały na płytkie i powolne oddechy, które przyprawiały o ból płuc i nie pozwalały na zapomnienie o egzystencji. Pozrywane mięśnie i ścięgna krzyczały, a rozwalone kości, co jakiś czas przeszywały całe ciało dreszczem cierpienia. Pocięta skóra policzka była tak głęboka, że Omena bez problemu wkładała w nią język, na którym osiadało się powietrze lochów.

Och... jak bardzo nie chciałaby czuć tego okropnego chłodu lochów, a przyjemne ciepło drugiego ciała, które dałoby jej ukojenie... tak bardzo tego potrzebowała, ale jak zwykle została sama... nie liczyła, że ktokolwiek o niej pomyśli... no bo dlaczego? Lucjusz i Narcyza po prostu się bali gniewu swojego Pana, a Severus spędzał z nią czas tylko dlatego, że stała się swego rodzaju substytutem kobiety, którą kochał.

Szloch, który wyrwał się z jej piersi spowodował, że powróciły krwawe torsje. A gdy się skończyły, faktycznie poczuła jakieś ciepło. Łzy radości, że to koniec, że umarła, że już nic nie zaboli popłynęły po zimnych policzkach.

-Dasz radę usiąść?

-Severus... - charkot wyrwał się z jej gardła. – Nie... - jęknęła na widok jego różdżki. – Nie wolno... zaklęcia...

Omena z radością powitała zrozumienie w jego oczach. Schował magiczny patyk i najdelikatniej jak potrafił, wziął ją na swoje kolana, po czym nakrył połami grubej peleryny. Nadal bolało ją wszystko, ale dziwny spokój opanował całe ciało i umysł. Miarowe uderzenia serca mężczyzny stały się swego rodzaju kołysanką dla jej poranionego ciała...

-Już nigdy nie pozwolę, by ktokolwiek cię skrzywdził... - usłyszała nim zapadła w sen pełen udręczenia.

Wtedy Omena nie wiedziała, jak bardzo nieprawdziwe okażą się te słowa w godzinach próby... wtedy zaufała mu całkowicie i powierzyła swoje życie w jego ręce, tak jak kilkanaście lat później, gdy złota obrączka zawitała na jej palcu. Wtedy po prostu była wdzięczna losowi za to, że ktokolwiek okazał jej chociaż odrobinę litości, której później już nigdy nie zaznała...

Teraz liczyło się, ciepło twardego ciała. Jego zapach i kojący tembr głosu, który szeptał nigdy niespełnione obietnice...

MIŁOŚĆ MIMO RAN • Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz