39. Blizna i mecz

1.9K 121 3
                                    

Hejka^^

Dzisiaj krótko i bez szału, ale Czarny Pan wysyła jakąś wiadomość... 

Trzymajcie się cieplutko! 😘

***

Harry obudził się z potwornym bólem głowy. Blizna wciąż go piekła i piekła. Wiedział, że pani Pomfrey nic na to nie poradzi, dlatego wolał jej nie nachodzić w Skrzydle Szpitalnym. Rona już nie było – najwidoczniej stwierdził, że Harry'emu jest potrzebny sen przed dzisiejszym meczem quidditcha. Kapitan Gryfonów powlókł się na śniadanie do Wielkiej Sali, spotykając po drodze starego Slughorna, który rozpływał się nad jego zdolnościami w tworzeniu mikstur. Ślimak przyznał, że bardzo żałuje oddania posady, chociaż z drugiej strony pracując z profesor Sprout bogacił się nieco na czarnym rynku... Normalnie Harry starałby się jakoś podtrzymać rozmowę, ale tępe dudnienie w czaszce odbierało mu tą możliwość. Z radością zobaczył wolne miejsce obok swoich przyjaciół, którzy w najlepsze kłócili się o coś.

-Stary, w porządku? Wyglądasz jakoś słabo... - Ron przysunął mu tosty pod nos. – Jedz! Musimy wykończyć te ślizgońskie mendy!

-Ciszej Ronald. – wtrąciła się Hermiona, nalewając Harry'emu soku.

-Bo co?! – zaperzył się rudzielec. – Jak znowu chcesz mnie pouczać na temat latania, to sobie daruj!

-Jakbyś nie pamiętał, to Snape ma oczy i uszy wszędzie. A chyba nie chcesz tracić kolejnych punktów?!

-Trafna uwaga Granger. – usłyszeli za sobą kpiący głos, którego Harry nienawidził od pierwszej lekcji eliksirów w Hogwarcie. – Ale Gryffindor traci pięć punktów za pani brak szacunku do nauczyciela. Potter. – warknął takim tonem jakby wypowiadał słowo karaluch. – Od poniedziałku widzę cię przez cały tydzień punktualnie o dwudziestej. Radzę przygotować się na długie szorowanie kociołków.

Harry wymamrotał jakieś potwierdzenie pod nosem i powrócił do dłubania tostów. Nie zwrócił najmniejszej uwagi na pomstującego Rona i czerwoną ze złości Hermionę. Jego jedynym celem było odrąbanie sobie głowy, by nie czuć tego paskudnego bólu. Były dwie możliwości – albo Lord Voldemort cieszy się z czegoś, albo jest wściekły. Mimo wszystko Harry miał nadzieję, że nigdy nie dowie się o co tak naprawdę chodzi temu szaleńcowi. Do meczu pozostało mu jakieś sześć godzin. Do tej pory musiał w jakiś sposób pozbyć się tego przykrego uczucia, które towarzyszyło mu odkąd podniósł powieki.

-Głowa? – zapytała z troską Hermiona.- Powinieneś iść do pani Pomfrey. Ona na pewno coś na to zaradzi...

-Nie pomoże mi. Nigdy nie pomaga.

-No to idź do profesor Riddle. Ona na pewno ma na to sposób. W końcu sama mówiła, że jest Mistrzem Eliksirów.

-Zwariowałaś?! – Ron zacisnął mocno pięści i poczerwieniał na twarzy. – To jest wróg Hermiono! Stanęła za Malfoy'em zamiast za Harrym! Nie broń jej! – krzyknął, gdy dziewczyna otwierała usta, by coś powiedzieć. – Nie znasz jej. Tak samo my. Sama widziałaś wczoraj na spotkaniu, że planuje z tym gadem... 

Ale Ronowi nie było dane dokończyć, bo ktoś pozbawił go głosu. Odwrócił się i ujrzał szare tęczówki wpatrujące się w niego ze złością. Pod wpływem tego wzroku spokorniał nieco...

-Warto wiedzieć, kiedy ugryźć się w język, panie Weasley. Harry, chodź ze mną.

Chłopak pokornie wykonał polecenie i powlókł się do gabinetu Nietoperzycy. Kobieta przez całą drogę milczała. Nawet nie spojrzała czy idzie za nią. Zatrzymała się dopiero przed drzwiami. Przepuściła Harry'ego i wskazała mu jedno z niewygodnych krzeseł przed biurkiem. Sama zaczęła się krzątać po pomieszczeniu, przeszukując niektóre szafki.

-Miałabyś odrobinę litości nad starym człowiekiem! – zgrzytnął Salazar ze swojego portretu. – Daj mi się wyspać chociaż w jedną sobotę!!!

-Och, przestań zrzędzić. Pamiętasz gdzie położyłam róg jednorożca?

-W salonie, pudełko za książkami. Trzecia półka od góry.

-I ty mnie niby nie kontrolujesz... 

Kobieta uśmiechnęła się do obrazu i zniknęła w prywatnych kwaterach. Harry siedział i posłusznie czekał. Czuł, że Salazar się mu przygląda, ale nie miał siły na jakąkolwiek integrację ze starym czarodziejem.

-Będzie bardzo gorzkie... pewnie też będzie piec po gardle, ale musisz to zjeść bez niczego innego. – podała mu łyżeczkę sproszkowanego rogu jednorożca. – I nie mów nikomu, co dostałeś. – Harry spojrzał na nią podejrzliwie, więc od razu pospieszyła z wyjaśnieniem. – To działanie dość niekonwencjonalne. Zapewne doskonale pamiętasz, że rogu jednorożca używa się w miksturach leczniczych. To nie zniweczy całkowicie twojego bólu głowy, ale w jakiś sposób go zmniejszy. Wypij jeszcze to.

-To też jakaś niekonwencjonalna mikstura?

-To silniejszy Eliksir Wiggenowy. Pomoże ci. Na Aqua Vitae jest za wcześnie. Lepiej? – zapytała po chwili.

Gryfon potwierdził. Głowa faktycznie go jeszcze ćmiła, ale już nie tak bardzo jak wcześniej. Podziękował i wyszedł. Nim jednak opuścił gabinet rzucił okiem na portret Salazara. Harry miał oczy po swojej matce, a jego nauczycielka odziedziczyła je po założycielu Hogwartu – tego przenikliwego spojrzenia nie dało pomylić się z innym niż Omeny Riddle-Snape, a teraz jak się okazało samego Salazara Slytherina.

W końcu nadszedł czas, kiedy Harry dosiadł swojej błyskawicy i powiódł drużynę do na boisko. Ze zdumieniem zauważył, że nawet dyrektor pojawił się na trybunach. Slughorn siedział koło Snape'a, który wyglądał jakby miał zaraz wykręcić swoją twarz na drugą stronę. McGonagall zaciskała mocno kciuki, ale jej twarz nadal pozostawała surowa. Harry usłyszał gwizdek, więc musiał przestać podziwiać publiczność i spełnić oczekiwania wszystkich - złapać znicz! 

Gra była zacięta, ale czego innego mógł się spodziewać po meczu ze Ślizgonami? Dziękował Merlinowi, że Malfoy ostatnio nie był w najlepszej formie. Tłuczek prawie zwalił Draco zmiotły, a później omal nie dostał kaflem w głowę – uchylił się w ostatnim momencie. Dlatego też w dekoncentracji Malfoy'a, Harry widział swoją szansę na złapanie złotego znicza. I cóż... nie mylił się. Po dwóch godzinach pojawiła się piłeczka wielkości orzecha, za którą pognał Gryfon i w końcu ją złapał. Harry spojrzał z wyższością na przeciwną drużynę, ale nie ujrzał szarych oczu swojego szkolnego wroga. Draco był już daleko od boiska do qudidditcha. To było bardzo podejrzane dla Wybrańca, jednak teraz postanowił cieszyć się swoim zwycięstwem.W końcu następnego dnia był umówiony z dyrektorem. Miał nieodparte wrażenie, że to jutrzejsze spotkanie nie przyniesie niczego dobrego, bo głowa wciąż go bolała... 

MIŁOŚĆ MIMO RAN • Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz