Prawdziwym błogosławieństwem był moment, kiedy Czarny Pan opuszczał różdżkę i przestawał zadawać ból. Severus mógł zaczerpnąć powietrza i przygotować się na kolejne uderzenie czarnej magii lecz nic takiego nie nastało. Uznał to jako znak do powstania i okazania skruchy totalnej, jak nazywała to jego żona. Upadł na kolana i pochylił głowę najniżej jak się dało. Nieważne, że całe jego ciało krzyczało z bólu. Znosił więcej niż dwie godziny tortur. Wiedział, że i tym razem da radę.
-Panie...
-Milcz! – syknął Lord. – Powierzyłem ci najważniejsze zadanie, któremu nie potrafisz sprostać! Co ja w ogóle mówię?! Podarowałem ci prezent urodzinowy, o którym marzy każdy mężczyzna, a ty nie potrafisz go wykorzystać! Zaczynam wątpić w ciebie Severusie!
-Panie, staram się jak mogę! – to jakie upokorzenie czuł w tej chwili Mistrz Eliksirów nie było porównywalne z żadną skalą. – Obiecuję, że wypełnię zadanie. Jeśli nie teraz to po bitwie! Przysięgam!
-Zastanowię się czy to ty je wypełnisz! Rookwood podołałby już dawno temu! Może powinienem je oddać jemu?
-Nie! Dam radę, Panie!
-Jeśli po bitwie nadal będzie tak marnie, to przysięgam, że cię zabiję! Wynoś się i przekaż mojej córce wyrazy współczucia... jak mogła wziąć sobie za męża takiego nieudacznika...
Zażenowanie mieszało się z bólem, upokorzeniem i wściekłością! Severus ponownie przeprosił Czarnego Pana i zniknął mu z oczu tak szybko, jak pozwalało mu na to poranione ciało. Wiosenne powietrze podziałało na niego orzeźwiająco lecz nie kojąco... dopiero ciepło salonu i widok Omeny uspokoił go nieco. Zauważył, że jej uśmiech pełen szczęścia zmienił się w prawdziwe przerażenie na jego widok. Chwilę później już sadzała go w fotelu i wlewała rozmaite eliksiry do gardła, by później machać nad nim różdżką i wypowiadać lecznicze formuły.
Jakimś dziwnym trafem, ból tego wieczora nie ustępował tak szybko jak zazwyczaj. Wręcz przeciwnie – Omena musiała nieźle się nagimnastykować, by przywrócić Severusa do poprzedniego stanu. Po kilkudziesięciu minutach jego mózg w końcu zaczął pracować na normalnych obrotach, choć ciało wciąż cierpiało. Do Severusa zaczęło docierać, że jego żona jest ubrana w piękną czarną suknię ze srebrnym haftem. Wyczuwał zapach perfum, którymi pryskała się, gdy gdzieś wychodzili, a na jej szyi zawisły perły jego matki. Zauważył, że na stole płoną świecie, a spod pokryw unoszą się zapachy ich ulubionych dań. No cóż... Czarny Pan po raz kolejny pokrzyżował im plany.
-Lepiej? – Severus wyczuł troskę w jej głosie, ale też jakieś napięcie... - Severus?
-W porządku. – mruknął posępnie.
Omena zajęła miejsce naprzeciwko niego i machnięciem różdżki odesłała wszystko, co leżało na stole, pozostawiając jedynie kilka świec. Severus czuł podświadomie, że teraz czeka go niezbyt przyjemna cześć wieczoru. Widział to w jej oczach. Z drugiej strony... może czas przestać grać w tę grę i zrzucić to brzemię z siebie?
-To nie jest pierwszy raz, kiedy wracasz w takim stanie, Severusie. – zaczęła spokojnym tonem głosu. – Tym razem nie wmówisz mi, że dostało ci się za zły pomysł ataku na Hogwart. Już wcześniej w to nie wierzyłam. Znam cię za dobrze i wiem, jakie masz zdolności. Nie sądzisz, że czas powiedzieć prawdę?
-To nie jest takie proste!!! – krzyk spowodował, że krwawy kaszel wyrwał się z jego płuc. Ale cóż innego miał zrobić? Czuł najprawdziwszy wstyd. Palił go od środka, a nawet na zewnątrz, ujawniając się przez głębokie rumieńce.
-Jak widać jest. Nie musisz przy tym wrzeszczeć.
Gdzieś tam w stalowych oczach dostrzegł nutę strachu, która od razu została zamaskowana gromami złości, rzucanymi w jego stronę. Cóż... Severus nie miał wyjścia. Musiał powiedzieć prawdę.
CZYTASZ
MIŁOŚĆ MIMO RAN • Severus Snape x OC
Fiksi PenggemarCórka Czarnego Pana staje u boku Zakonu Feniksa, by pomóc mu wygrać wojnę. Jak poradzi sobie z demonami przeszłości i uczuciami, które nieustannie nią targają? Czy miłość, której tak nienawidzi jej Ojciec, pomoże jej przeżyć ten trudny czas? Co z...