80. Wielkanocne rewelacje

1.6K 118 12
                                    

Dzień dobry, Kochani!!! 

Trochę niefortunnie albo też nieprecyzyjnie wyraziłam się w poprzednim rozdziale... Draco wracał do domu na przerwę wielkanocną! Możecie odetchnąć z ulgą i oddać się dalszemu czytaniu o życiu w Hogwarcie. Dzisiaj jeszcze odwiedzimy Norę, ale w następnych rozdziałach wracamy do murów zamku!    

Buziaki❤

***

-Ron! Przynieś więcej sztućców!

-Dobrze, mamo!

-Fred i Georg, przestańcie się wygłupiać!

-Jesteś sztywny jak Percy, tato!

-Dziewczynki, chodźcie!!! Ktoś musi nakryć do stołu! Harry, kochanie...

-Już idę, pani Weasley!

Czymże byłaby Nora bez swojego harmidru i ciepła ogniska domowego? Czy wtedy mogłaby się nazywać Norą? Albo chociaż domem państwa Weasley? 

Przyjęło się, że śniadanie wielkanocne jest głównym posiłkiem kwietniowych świąt, ale tym razem postanowiono złamać tradycję i zaprosić wszystkich Feniksów na uroczystą kolację. Co ciekawe, największą atrakcją tego wieczoru był niedawno urodzony Teddy Lupin, który przechodził z rąk do rąk, a jego włosy zmieniały kolor przy każdej nowej postaci, która brała go w swoje ramiona.

-Czy wszyscy już są? – zapytała Molly, idąc w wielkimi półmiskami.

-Brakuje Snape'ów. – mruknęła niemrawo Minerwa. – Pewnie nadal siedzą u tej gadziej mordy.

-Nie przy dziecku! – syknęła pani domu i posłała swojej koleżance ganiące spojrzenie, którym szkocka lwica kompletnie się nie przejęła. Mały Teddy zaśmiał się bezzębnie, jakby tym samym chciał powiedzieć, że lubi przezwisko Czarnego Pana. – Zaczynamy bez nich?

-Mowy nie ma! – wtrąciła się żona Lupina. – Jak wszyscy, to wszyscy!

Tak więc kobiety nadal rozpływały się nad nowym dzieckiem w rodzinie Feniksa, a mężczyźni oddali się jakże poważnej dyskusji, jaką było potępianie Ministerstwa, Proroka Codziennego i Śmierciożerców przy butelce Ognistej Whisky.

Dopiero po godzinie pojawili się goście, na których wszyscy czekali. Oboje bladzi i zmęczeni. On ze swoim standardowym beznamiętnym wyrazem twarzy, a ona z zatroskanym spojrzeniem i bladym uśmiechem. Jednak na widok małego Teddy'ego, w stalowych oczach pojawiły się iskierki radości. Dziecko chyba to wyczuło, bo znowu zakwiliło radośnie i przekręciło głowę w jej stronę.

-Mogę? – pani Snape podeszła do świeżo upieczonych rodziców, którzy bez słowa podali jej swojego syna, którego utuliła do serca. – Teraz musisz się postarać o jeszcze jednego syna, Remusie! Tylko tym razem zadbaj, by był podobny do ciebie! – towarzystwo zaśmiało się na widok nietęgiej miny wilkołaka i uśmiechu pełnego satysfakcji jego żony. Omena złożyła pocałunek chłodnych warg na czole chłopca i oddała go matce.

-Dzieci są straszne... - mruknął Severus, gdy Omena usiadła za stołem. Na szczęście już każdy był zajęty sobą i rozmową z kimś, więc miał pewność, że nikt ich nie podsłucha. – Tak się przelewają na rękach... nie wiadomo jak to dotknąć.

-Masz minę, jakbyś mówił o sklątce tylnowybuchowej. – zaśmiała się cicho i sięgnęła po kieliszek z winem, ale blada dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku.

-Nie wolno ci. – syknął. – Zaraz bitwa, a magia jest nadal niewyrównana.

Radosny wyraz twarzy Omeny zmienił się w złowrogi, ale na Severusie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Puścił jej nadgarstek i wrócił do przeżuwania jagnięciny, jakby w ogóle nie prowadził z nią żadnej rozmowy.

Po posiłku całe towarzystwo podzieliło się na grupki, w których rozeszło się po różnych częściach salonu. Omena i Severus mieli nadzieję, że uda im się czmychnąć do Hogwartu, ale na ich nieszczęście przyplątał się Albus. Dyrektor narzucił bariery przeciwko podsłuchiwaniu i uśmiechając się dobrotliwie zapytał:

-I jak było? Nie wyglądacie na zadowolonych i wypoczętych. Coś się stało?

-Myślałeś, że to będzie rodzinny obiad, Dumbledore?

-Nie spodziewałem się tego po Tomie, ale zawsze warto mieć nadzieję. – wrzucił do ust dropsa, którego zaczął przeżuwać z radością. – To czego się dowiedzieliście? – małżeństwo wymieniło między sobą spojrzenia i w końcu odpowiedział Snape.

-Atak na Hogwart zaplanowany na początek maja. – Albus zakrztusił się cukierkiem, słysząc słowa Mistrza Eliksirów. Pani Snape klepnęła dyrektora parę razy w plecy, aż w końcu ten odzyskał spokojny, równomierny oddech. – Dobrze, że tu jeszcze nie zemdlałeś jak dziewica nietknięta...

-Nie powiesz mi, że cię nie ruszyła ta wiadomość, Severusie...

-Ani trochę! – zaprzeczył od razu. – Daj spokój! Wszyscy wiedzieliśmy, że to nieuniknione. Prędzej czy później to musiało nastąpić.

-Podał konkretną datę? – w odpowiedzi oboje pokręcili przecząco głową. – No dobrze... trzeba będzie zwołać niedługo spotkanie Zakonu. Może za trzy dni... dwa... - zamyślił się na chwilę. – Musicie zdecydować, jak...

-Już postanowione. – wtrąciła się Omena, wiedząc, co dyrektor chce powiedzieć. – Severus zostaje na wszelki wypadek szpiegiem, ja zdrajcą. Musisz o tym powiedzieć na spotkaniu, Albusie.

-Wiesz, co cię czeka, jeśli zostaniesz złapana...

-Wiem, ale nie dam się im. – powiedziała z taką pewnością siebie, że nawet Severus pozbył się obaw. – Musimy dopiąć wszystko na ostatni guzik.

-Najważniejsze teraz będą treningi. Trzeba spotykać się codziennie. Ćwiczyć długo i intensywnie. Wierzę, że zajmiesz się tym, Omeno.

-Bez problemu.

Jednak tym razem Severus nie uwierzył w tę pewność siebie. Od kilku tygodni obserwował u kobiety spadek wydolności... miał nieodparte wrażenie, że jakaś konkretna przypadłość kryje się za tym. Coś wewnątrz podpowiadało mu, że ma to związek z medalionem, który nosił na piersi. Wolał nie wiedzieć, co tym razem wymyśliła jego żona, dlatego też nie dopytywał... miał jedynie nadzieję, że po bitwie uda mu się rozwiązać tę zagadkę, bo to wszystko jak zwykle było pokręcone i całkiem w stylu panny Riddle!

-Albusie – jej cichy głos zwrócił jego uwagę. – musimy jeszcze opracować plan ewakuacji najmłodszych. Trzeba będzie znaleźć dla nich jakąś kryjówkę, by nikt ich nie dopadł. Trzeba będzie narzucić dodatkowe bariery na zamek.

-Omówimy to wszystko na najbliższym spotkaniu Zakonu. Nie martwcie się tym teraz i korzystajcie z pysznej kuchni naszej kochanej Molly. Nie przeszkadzam wam dłużej.

Machnął kilka razy różdżką, zdejmując tym samym wszystkie narzucone wcześniej bariery i odszedł. Omena skrzywiła się, gdy tylko dyrektor zniknął z pola widzenia, a Severus zawtórował jej. Teraz już całkowicie poczuli, jak Wieczysta Przysięga ich przygniata. Oboje chcieli spakować rzeczy i deportować się z dala od tego wszystkiego. Jednak jedyne, co mogli zrobić w obecnej sytuacji, to przenieść się do Hogwartu, gdzie usiedli w salonie, pogrążając się w relaksującej lekturze.

Po kilkudziesięciu minutach, Omena przerwała przyjemną ciszę, wypowiadając swoją największą obawę na głos.

-Staniemy po przeciwnych stronach różdżki... co wtedy, Severusie?

-Nic. – odparł beznamiętnie, nie odrywając wzroku od książki.

-Przecież musimy...

-Ale ty jesteś głupia, Omeno! Nikt nie zwróci na nas uwagi. Po prostu się wyminiemy i tyle. No chyba, że marzysz o pojedynku ze mną to mogę ci go zaraz zafundować.

-Zachowaj mordercze zapędy na maj. – mruknęła, będąc już spokojniejszą. 

Powrócili do uspokajającej ciszy i lektury, która odciągała ich myśli od nieprzyjemnych wizji przyszłości. Gdzieś tam poza murami Hogwartu szykowała się najprawdziwsza burza zła, ale dla nich to teraz nie istniało... najważniejsze, że mogli spędzić ostatnie chwile razem. W ciszy. W spokoju.  

MIŁOŚĆ MIMO RAN • Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz