72. Mroczny czas...

2K 128 35
                                    

Na pozór cały luty przebiegł dość spokojnie. Pod koniec miesiąca nawet okropne mrozy opuściły Hogwart, a pierwsze promienie słońca zaczęły wynurzać się zza szarych chmur, jakby chciały je dźgać swoim blaskiem. Życie w zamku było takie jak zawsze – na pozór spokojne, a tak naprawdę pełne dowcipów, kaprysów, szlabanów i wizyt w Skrzydle Szpitalnym. Profesorowie mieli pełne ręce roboty, a uczniowie powoli zastanawiali się czy będą mogli sobie pozwolić chociaż na godzinę snu, czy może lawina wiedzy i esejów ich pochłonie całkowicie. Okazało się także, że Snape stracił tytuł najgorszego nauczyciela, jakiego Hogwart widział – jego żona biła go na głowę i nikt nie miał pojęcia, skąd u tej kobiety brało się tyle chęci do wyczerpywania uczniów. Już na Eliksiry szło się z większą ochotą niż na Obronę przed Czarną Magią... Pani Riddle-Snape dręczyła dodatkowo młody Zakon Feniksa wyczerpującymi treningami pojedynków, które trwały przeważnie do trzeciej nad ranem. Młode Feniksy nie liczyły, ile razy trafiały do Skrzydła Szpitalnego w środku nocy, bo przez przypadek zostały potraktowane jakąś czarno-magiczną klątwą...

Na pozór spokojne życie nie dotyczyło małżeństwa Snape'ów, którzy teraz byli wzywanie przed oblicze swojego Pana niemal codziennie. O ile Severus znosił to jakoś i tłamsił negatywną energię, którą wyładowywał najczęściej na składnikach do eliksirów albo podczas stosunku ze swoją żoną -który zamieniał złe emocje w prawdziwą, dziką i płonącą namiętność- to kobieta z jego nazwiskiem nie potrafiła sobie poradzić z tymi wszystkimi okropnościami, jakich musiała się dopuszczać. Najczęściej zamykała się w swoim gabinecie i tam tkwiła do późnej pory, kiedy to Czarny Pan przypominał sobie o tępieniu szlam. Później wracała z Severusem do ich komnat, gdzie siedziała w salonie i zawzięcie kreśliła jakieś plany, zaklęcia i inne bzdury, by tylko wypełnić czymś myśli. Owszem... zdarzały się momenty, że ukojenie przynosiły silne ramiona Mistrza Eliksirów i jego pocałunki, ale trwały krótko – dopóki nie zamknęła oczu...

Opiekun Slytherinu przyglądał się szarookiej kobiecie uważnie i ze zgrozą zauważał, że staje się duchem samej siebie. Owszem, przy Śmierciożercach nadal była panią sytuacji, najbardziej demoniczną kobietą, która rozpalała u wszystkich mężczyzn zmysły nie tylko swoim nieskazitelnym wyglądem, ale też potężną magią, jaką posiadała. Tylko Severus mógł obserwować stróżki łez, spływające po jej policzkach, gdy myślała, że nikt ich nie widzi. Zdawało się, że jedynym pocieszeniem dla niej jest Cholera, która z zamiłowaniem sikała do butów Mistrza Eliksirów, by następnie wskoczyć mu na kolana za każdym razem, gdy tylko siadał w swoim fotelu przed kominkiem.

Podobnie było dzisiaj – pierwszego dnia marca, kiedy Severus po ciężkim dniu, opadł ciężko w salonie. Przymknął powieki, rozkoszując się chwilą spokoju i przede wszystkim ciszy, a wtedy Cholera wskoczyła mu na kolana i ułożywszy się wygodnie na jego udach, zażądała gładzenia po miękkim futerku. Mężczyzna wykonał machinalnie tę czynność, pozwalając, by zwierzę wydawało z siebie ciche pomruki zadowolenia.

-Severusie, spotkanie Zakonu o dwudziestej trzeciej w moim gabinecie. Omena została wezwana. Zostaw jej wiadomość, jeśli nie wróci do tej pory.

Srebrzysty feniks rozpłynął się w powietrzu, a Snape zaklął pod nosem i to bynajmniej nie dlatego, że po raz kolejny tego dnia będzie musiał oglądać gębę Pottera. Irytował go fakt, że Czarny Pan zatruwa mu życie coraz bardziej. Jemu i jego żonie. Bo Omena pomimo swojej ostatniej nieobecności w jego życiu, stała się mu jeszcze bardziej bliska... brakowało mu jej jak nigdy wcześniej. Nie słyszał jej perlistego śmiechu. Nie widział ogników przekory w stalowych oczach. Nie czuł ciepłych warg na swoich zimnych ustach. Widział zmartwienie... słyszał szloch i zawodzenie, gdy każdej nocy śniła koszmary, w których błagała, by Lord ją zabił zamiast tych wszystkich ludzi, którzy padali jak muchy z jej ręki. Miał dość tego cholernego gadziego łba bez nosa! Te myśli towarzyszyły mu nawet, gdy szedł do gabinetu dyrektora na rzeczone spotkanie. Wprawdzie zostało mu jeszcze trzydzieści minut, ale wolał pojawić się wcześniej i przedyskutować ze starym Dropsem kilka pomysłów, które wpadły mu do głowy, gdy bezczynnie głaskał Cholerę.

MIŁOŚĆ MIMO RAN • Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz