Omena po raz kolejny nie chciała opuszczać łóżka w te święta. Obiad Zakonu przeciągnął się do drugiej nad ranem, a poranny kac wcale nie zachęcał do jakiegokolwiek bratania się ze światem. Severus też jakby miał gorszy humor niż zwykle, dlatego cały poranek upłynął im w całkowitej ciszy, która trwała aż do momentu teleportacji przed Malfoy Manor.
Obiad był w miarę przyjemny, zwłaszcza, że pojawiło się na nim niewielu Śmierciożerców. Tak jak Dziedziczka przewidziała – został wzniesiony toast za pokonanie Zakonu Feniksa. Na szczęście przemowa Czarnego Pana była całkiem inna niż ta Dumbledore'a.
Wiem, że wielu z was poniesie śmierć, bym ja mógł żyć wiecznie! Ale dzięki temu zapiszecie się dla naszej historii jako wielcy czarodzieje, a nie plugawcy i zdrajcy! – Omena uśmiechnęła się pod nosem, gdy w jej uszach ponownie zadźwięczał syk Lorda Voldemorta. Chodziła po Malfoy Manor, sunąc trenem srebrnej sukni po podłodze niczym paw swoim ogonem. Słowa jej ojca wydawały się naprawdę wspaniałe, a tak naprawdę oznaczały jedno: po trupach do celu!
-Tu jesteś! – usłyszała mowę węży gdzieś obok. Rozejrzała się uważnie, ale nigdzie go nie dostrzegła. Gdy opuściła wzrok, zobaczyła Nagini pod jej stopami. – Musisz uważać. Obserwuje cię bardzo uważnie! Mówi, że stałaś się niepotrzebna.
-Po co mi to mówisz?
-Boi się ciebie i twojej mocy. Uważaj na niego.
Wąż jak gdyby nigdy nic odpłynął w stronę sali balowej, gdzie rozbrzmiewały pierwsze takty walca. Walca, którego Omena tańczyła jeden jedyny raz w życiu ze swoim ojcem, będąc małą dziewczynką. Zachęcona muzyką, również i ona weszła do wielkiego wnętrza. Zauważyła jak Czarny Pan rozmawia z Severusem. Jak gdyby nigdy nic, sięgnęła po kolejny kieliszek z winem i zaczęła się im ukradkowo przypatrywać. Severus wydawał się całkowicie zrelaksowany, a Czarny Pan wręcz promieniował szczęściem. Zawsze ją zastanawiało o czym oni tak swobodnie rozmawiają. Melodia walca zakończyła się, a w jej miejscu pojawiła się kolejna, bardziej skoczna. Kilku Śmierciożerców zaczęło tańczyć na parkiecie, co zdecydowanie odciągało jej uwagę od rozmawiającej dwójki.
-Snape nie powinien zostawiać tak smakowitego kąska samego. Dawno się nie widzieliśmy, co???
-Augustus Rookwood. – Omena odwróciła się w stronę zachrypłego głosu. – Zawsze ode mnie uciekałeś. – wyciągnęła ku niemu władczo dłoń, którą od razu pocałował z taką czcią, jakby to była skóra samego Merlina. – Jak tam plecki? – zaśmiała się paskudnie na myśl o kilku szramach, pozostawionych przez swoją różdżkę.
-Myślę, że dzięki tobie mam więcej seksapilu. – puścił jej oko. – Wiesz...kobiety lubią twardych mężczyzn.
-Najważniejsze, żebyś był twardy w innym miejscu. – upiła łyk wina, by później oblizać lubieżnie usta i podziwiać, jak Augustus z trudem przełyka ślinę. – Przejdźmy się... Udowodnisz mi czy jesteś taki męski.
Szyderczy uśmiech wypłynął na jej twarz, gdy Rookwood wręcz powlókł się za nią jak piesek na smyczy. Pomimo późnej pory i utrzymującego się mrozu, Omena zaprowadziła Śmierciożercę do ogrodu Malfoy Manor.
-Zmarzniesz, Pani. – odezwał się mężczyzna, gdy kroczyli po zaprószonej śniegiem alejce. – Dlaczego nie zabrałaś płaszcza? – Omena wyłapała jego głodny wzrok zatrzymujący się na jej nagich ramionach, a później na biuście, który wręcz prosił się o uwolnienie z materiału srebrnego gorsetu sukni.
-Myślę, że ogrzejesz mnie na tyle, że nawet suknia nie będzie potrzebna. – przystanęła w końcu pod jedną z fontann. Wspięła się na palce i wyszeptała mu do ucha. – Ale najpierw powiedz mi coś czego nie wiem... No dalej, Augustusie... - szeptała uwodzicielsko. – Zdradź mi jakiś sekret...
CZYTASZ
MIŁOŚĆ MIMO RAN • Severus Snape x OC
FanfictionCórka Czarnego Pana staje u boku Zakonu Feniksa, by pomóc mu wygrać wojnę. Jak poradzi sobie z demonami przeszłości i uczuciami, które nieustannie nią targają? Czy miłość, której tak nienawidzi jej Ojciec, pomoże jej przeżyć ten trudny czas? Co z...