91. Obietnica Wybrańca

1.7K 123 6
                                    

Cześć, kochani! 😘

To chyba ostatnie rozdziały tej książki... Może jak wena dopisze, to będą pojawiać się codziennie i pożegnamy się już w tym tygodniu🤔 A może w przyszłym... Smutno mi z tą myślą, ale taka to kolej rzeczy... 

Tymczasem -jak co poniedziałek- zostawiam Was z nową częścią. 

Buziaki❤

***

Wydawałoby się, że wszyscy jakoś przełknęli gorzki smak wojny. Ci, którzy mieli być osądzeni czekali na swoje procesy w Azkabanie... Ci, którzy wyróżnili się czymś, dostali specjalne odznaczenia (Severus omal nie zwymiotował, gdy jakaś urzędniczka Ministerstwa Magii próbowała go poderwać. A później prawie zabił własną żonę, która naśmiewała się z jego miny, gdy opowiadał, co go spotkało przy wręczaniu tego nieszczęsnego Orderu Merlina). Ci, którzy mieli być zapomnieni, zostali pominięci milczeniem...

Dumbledore nie chciał być gorszy niż nowy Minister Magii, a przynajmniej tak mu później mówił, i zorganizował symboliczny pogrzeb poległych na błoniach Hogwartu. Prócz uczniów, ich rodziców i nauczycieli, pojawili się także pracownicy Ministerstwa, a nawet zagraniczni goście. Severusa usadzono gdzieś w pierwszym rzędzie, co kompletnie mu nie pasowało, ale nie miał nic do gadania. Na szczęście Omena nie pozwoliła sobie na branie udziału w tej farsie i teraz kryła się gdzieś z samego tyłu, w pewnej odległości od wszystkich. Cień wierzby przyjemnie chłodził jej ciało skryte pod aksamitną czarną suknią. Wyglądała lepiej. Nie przypominała już chodzącego trupa. Jej usta znowu nabrały malinowego odcieniu, sińce pod oczami zniknęły, a skóra nie była niemal przezroczysta – wręcz przeciwnie, zaróżowiła się przyjemnie dla oka. Omena po prostu wyglądała zdrowo. Jedynie jej oczy pozostały takie same – puste, zimne, odarte z wszystkiego, co dobre. Wprawdzie Severus czasem rozpalał w nich ogniki radości, ale po bitwie przychodziło mu to z wielkim trudem, bo kobieta była odporna na wszystko...

Teraz stała w pewnej odległości od wszystkich, bo zwyczajnie w świecie nie pasowała do nich. Poza tym Ministerstwo Magii nie było zbyt przychylnie do niej nastawione. Wciąż wzywano ją na przesłuchania aurorów. Nieustannie wmawiano jej, że jest spadkobierczynią szaleństwa swojego ojca i powoli zaczynała w to wierzyć – zwłaszcza w momentach, kiedy używano wobec niej przemocy, a kiedy nie mogła się bronić, bo to byłby idealny pretekst do zamknięcia jej w Azkabanie i osądzenia ze wszystkimi, którzy czekali na proces. Wprawdzie Albus interweniował u Kingsley'a, który sprawował najważniejszą funkcję w Ministerstwie, ale to zdało się jedynie na tymczasowe uniknięcie więzienia. Wiedziała, że proces już na nią czeka. Jedyną pocieszającą myślą był fakt, że Severusa okrzyknięto bohaterem wojennym i nie musiał przechodzić przez to piekło...

Stojąc z dala od nich wszystkich nie słuchała, co mówią. Nie wiedziała nawet w jakiej części obrządku się znajdują. Zwyczajnie miała to gdzieś. Jej uwagę przykuła postać, która powinna brylować zaraz obok samego ministra, a która siedziała gdzieś po środku, a teraz wstała i szła w jej stronę. Wykrzesała ciepły uśmiech na widok Wybrańca.

-Dlaczego pani tam nie ma, pani profesor?

-A dlaczego ty stamtąd poszedłeś? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.

-Bo zauważyłem pani nieobecność.

-Nieźle ściemniasz, Potter. – mruknęła. – Powiedz wprost, że jesteś ciekawski.

-Ja... - zamyślił się na chwilę. – Źle się czuję będąc tam. Ci wszyscy ludzie nie żyją przeze mnie. Gdybym choć trochę szybciej zadziałał... gdybym się tak nie wzbraniał i nie ociągał...

Chłopak opuścił głowę, by ukryć swoje zażenowanie i nie być wystawionym na szyderczy wzrok nauczycielki. Omena jednak nie zamierzała z niego kpić. Najzwyczajniej w świecie go rozumiała. Niepewnie położyła mu dłoń na ramieniu i starała się wykrzesać odrobinę łagodnego uśmiechu.

-Wiem, jak się czujesz. Może to zabrzmi dziwnie, ale mam takie same odczucia... jakieś przemyślenia... zastanawiam się, co mogłam zrobić, żeby oni wszyscy przeżyli... dlaczego ja jestem tutaj, a ich nie ma.

-Miała pani wybór. Ja tak samo. Oboje wybraliśmy życie. Oboje mieliśmy ku temu ważne powody. A przynajmniej ja tak uważam.

-Tak, Harry. Masz rację. Tylko ciekawe, że wtedy nie dręczyły nas wyrzuty sumienia, jakie odczuwamy dzisiaj.

Smak słodkiego majowego powietrza unosił się w ciszy, która zapadła między nimi, gdy oddali się rozmyślaniom. Przyjemny wietrzyk chłodził ich rozgrzane ciała i przypominał o życiu. Oboje chcieli dryfować w słodkiej nieświadomości – nie czuć, nie widzieć i nie słyszeć tego wszystkiego, co ich otaczało...

-Pani córka byłaby starsza ode mnie? – zapytał nieśmiało Harry.

-Tak. Rok. To raczej niewiele, prawda? – przytaknął skinieniem głowy na jej pytanie.

-Była piękna.

-Dzięki Bogu po mnie. Wyobraź sobie, co by było, gdyby miała nos po Severusie!

-Nie chcę psuć sobie tego obrazu.

Oboje zaśmiali się lekko. Cały dowcip polegał na tym, że Harry i Omena spotkali się po drugiej stronie życia w dniu bitwy. Towarzyszyły im dwie kobiety – jego matka i córka państwa Snape. Cóż rozeszli się w dwie strony, ale oboje mieli szansę wybrać. I oboje wybrali życie.

-Za to ty naprawdę masz oczy po matce. Pamiętałam je wcześniej, lecz gdy tamtego dnia spojrzałam w nie, powróciły do mnie nie tylko wspomnienia związane z nią, ale przede wszystkim z tobą. Ciekawe, prawda?

-Dobrze się znałyście? – w jego głos wkradła się nuta ciekawości, która zaintrygowała Omenę. Czyżby Lily nic nie wyjawiła swojemu synowi?

-Już ci kiedyś mówiłam, Harry. Znałam ją głównie z opowieści. To wszystko...

-No tak... -Co się pani stało w rękę? – zagadnął chłopak, gdy kobieta przeczesała rozwiane włosy. Jej dłoń była pokryta licznymi świeżymi bliznami, które ginęły pod materiałem rękawa czarnej sukni.

-Przesłuchania w biurze aurorów nie należą do najprzyjemniejszych. – odparła lekko. – Dawlish jest w siódmym niebie, gdy dostaje mnie w swoje ręce. Zabiłam mu żonę podczas pierwszej wojny. To był przypadek. – dodała, widząc jak Harry zbladł. – Już wtedy byłam po stronie Zakonu. Chciałam posłać Avadę jednemu ze Śmierciożerców, a ona wpadła pod promień. Nie wyszło...

-Nawet, gdyby było specjalnie, to nie powinien się wyżywać! To nieprofesjonalne!

-Uważaj, bo ci żyłka pęknie, Potter. – sarknęła, kompletnie niewzruszona.

-Dlaczego się pani na to godzi? Może ich pani unieszkodliwić pstryknięciem palców. Wiem o tym... Proszę powiedzieć Dumbledore'owi! Albo Snape'owi! Podobno jest pani mężem, prawda?!

-I właśnie, dlatego że jest moim mężem nie może wiedzieć. Nie chcę narobić mu kłopotów. Dlaczego ja ci to wszystko mówię?! Jesteś tylko głupim dzieciakiem, który właśnie uratował cały magiczny świat! Merlinie, chyba oszalałam...

-No właśnie! Uratowałem cały magiczny świat i chyba mam w nim coś jeszcze do powiedzenia. Obiecuję, że wszystko załatwię. Jestem to pani winien. – i uśmiechając się ostatni raz, odszedł w stronę zamku.

Wtedy Omena pokręciła jedynie głową, bo jego gryfońska buta ją najzwyczajniej w świecie śmieszyła! Cóż innego mogła zrobić? Nie wierzyła w to, co mówił. Gdy jednak kilka dni później otrzymała list z Ministerstwa Magii wraz z przeprosinami, najzwyczajniej w świecie zaniemówiła. Co ciekawe w jej gabinecie pojawił się także Kingsley z bukietem kwiatów i obietnicą, że więcej nie powtórzy takiego niedopatrzenia. Omena nie miała mu tego za złe. Na jego miejscu też by przesłuchiwała człowieka, który miał tak wiele za uszami jak ona.

W pamięci zanotowała, by podziękować Potterowi – chłopak dotrzymał słowa. Nie miała go jednak zamiaru rozpieszczać. Co to, to nie! Teraz musiała mu dać porządny wycisk – w końcu chciał zostać aurorem, a egzamin sam się nie zda... 

MIŁOŚĆ MIMO RAN • Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz