53. Kogo Salazar poprosił o pomoc?

1.9K 139 11
                                    

Okropny ból przepełniał każdą komórkę ciała Omeny. Chciała poczuć cokolwiek innego niż to paskudne uczucie, które towarzyszyło jej od dwóch dni. Kobieta bała się zamknąć oczy, bo wówczas, gdy tylko to zrobiła, koszmar sprzed czterdziestu ośmiu godzin wracał. Nawet nie wiedziała kiedy łzy wypłynęły spod jej powiek i teraz powoli opadały na wypracowanie, które sprawdzała. Pomachała dłonią, jakby chciała osuszyć twarz z niechcianej substancji i odsunęła się od swojego biurka. Zastanawiała się czy palący ból w klatce piersiowej to efekt nieudanej próby zabójstwa czy rany, którą pozostawił Severus.

-Niech ktoś mnie zabije... - wyszeptała, opierając się o parapet. Za oknem płatki śniegu tańczyły na wietrze, opadając powoli na ziemię. – Proszę... niech sen Hortensji się w końcu spełni... proszę...

Szyba przyjemnie chłodziła jej rozgrzane czoło i dawała chociaż odrobinę ukojenia, którego tak bardzo teraz potrzebowała, a które odnajdywała jedynie w ramionach mężczyzny raniącego ją do granic możliwości. Koszmar sprzed kilkunastu lat powrócił i jak słusznie Omena zauważyła na ostatnim spotkaniu Zakonu Feniksa – przeszłość zaczęła ją doganiać. Gorące łzy opadały na parapet, a tłumiony szloch wstrząsał jej piersią, jakby chciał wydostać się stamtąd za wszelką cenę. Kobieta spojrzała na swoją dłoń, gdzie błyszczała obrączka pokryta kolcami. Dostała dowód na to, że magia nigdy się nie myli. Omena odniosła wrażenie, że każdy cierń wyrzeźbiony na biżuterii wbija się w jej serce i powoduje kolejne rany.

Gdyby przeniosła swoje spojrzenie na drugą stronę pokoju, dostrzegłaby zatroskany wzrok Wielkiego Salazara, który przyglądał się jej z uwagą, ale za nic nie śmiał zapytać o jej stan. Nigdy nie widział jej takiej... nigdy... Jego stalowe oczy spoglądały na kompletny wrak człowieka, który z każdą minutą był krok bliżej śmierci.

Rozmyślania obu czarodziei przerwało nerwowe pukanie do drzwi. Omena rzuciła kilka szybkich czarów na swoje zapłakane oblicze. Salazar uśmiechnął się do niej, gdy siadała za biurkiem, ale nie była w stanie wykrzesać nawet odrobiny ciepła ze stalowych tęczówek. Niepewny stukot zabrzmiał ponownie. Dziedziczka odchrząknęła kilka razy i w końcu powiedziała:

-Wejść!

Sama zdziwiła się, słysząc swój pusty głos, który rozległ się po pomieszczeniu, do którego weszła trójka Gryfonów. Omena nie miała pojęcia, dlaczego postanowili znaleźć się w jej gabinecie zaraz po skończonych zajęciach. Bez słowa wskazała im trzy drewniane krzesła przed biurkiem i spojrzała z wyczekiwaniem.

-Więc? – zapytała, gdy cisza była nie do zniesienia. – Może chociaż napijecie się czegoś? Herbaty?

-Tak! – padło z trzech gardeł. 

Po chwili czworo magów siedziało z parującymi kubkami. Omena nie zwracała na nich najmniejszej uwagi. Spoglądała na swój napój, w którym odbijał się blask kilku świec. Na myśl przyszły jej bezdenne oczy Severusa...

-Powiecie mi w końcu, dlaczego się tu znaleźliście? – zapytała po raz kolejny.

-Snape kazał przyjść do pani.

-Profesor Snape, Harry. Chyba nie chcecie mi powiedzieć, że macie szlaban za wysadzenie kociołka... - jej głos był ponury, a to wcale nie pocieszyło uczniów.

-Gdy pani wyszła pod koniec ostatniego spotkania Zakonu, dyrektor polecił profesorowi Snape'owi uczyć naszą trójkę oklumencji. – Hermiona zaczęła tłumaczyć. – Zgodnie z ustaleniami poszliśmy dzisiaj do gabinetu profesora.

-Co było dalej? – zapytała szarooka nieobecnym tonem.

-No jak to? – zaperzył się Ron. – Wykopał nas za drzwi do pani! Cytując: Idźcie do tej kretynki, która ma za dużo wolnego czasu. Niech nie marnotrawi go na swoje durne wymysły, a zrobi coś w końcu dla Zakonu! Ja muszę uwarzyć eliksiry!

MIŁOŚĆ MIMO RAN • Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz