92. Plany weekendowe

1.7K 128 22
                                    

-Ona jest niemożliwa, serio... - szepnął Ron. – Trzy tygodnie temu uratowaliśmy cały świat, a ona zachowuje się jakby...

-Jakby co, panie Weasley?!

Ron poczerwieniał do cebulek włosów i niepewnie podniósł oczy na nauczycielkę, która stała za nim i bawiła się swoją różdżką. Harry parsknął śmiechem, za co został obdarowany jednym z karcących spojrzeń.

-Pięć punktów od Gryffindoru! – zagrzmiała szarooka kobieta i poszła do kolejnych par.

Ślizgoni zgodnie zarechotali na widok nietęgich min swoich rywali. Może i wojna z Voldemortem się skończyła, ale ta wewnątrz zamku wciąż trwała, bo ani dom węża ani dom lwa nie miały zamiaru sobie odpuszczać! Ron i Harry jak zwykle przystawili się do kilku uczniów Slytheriunu, jednak musieli przyznać, że dziwnie było oglądać zielone krawaty bez ich księcia...

-No dalej! Na egzaminie nikt nie będzie się wami przejmować! Rzućcie te cholerne zaklęcia!

I już przywołali w myślach odpowiedni ruch różdżką, i już przypomnieli sobie formułę zaklęcia, i niemal ją wymówili, a wtedy drzwi otworzyły się z hukiem i wpadł przez nie postrach hogwarckich korytarzy, łopocząc swoją peleryną. I wiecie co? Na nikim to nie zrobiło wrażania... Gryfoni sapnęli ze znudzenia, a Ślizgoni wywrócili oczami – naprawdę... ich opiekun z wiekiem robił się coraz bardziej monotonny.

Uwaga wszystkich skupiła się na dwójce czarodziejów rozmawiających o czymś dość żywo. Kto tylko mógł wytężał słuch, lecz nikomu nie dane było dowiedzieć się na jaki temat państwo Snape rozmawiają. Za to niczyjej uwadze nie umknęło, że wyglądali inaczej... On miał na sobie szatę w odcieniu butelkowej zieleni, jego oczy błyszczały jakimś dziwnym blaskiem, gdy spoglądał na nią. Nawet jego blada twarz wydawała się mniej trupia – bardziej zdrowa? Ona była jak zwykle piękna... w zwiewnej kwiatowej sukni na grubych ramiączkach eksponowała wystające obojczyki i Mroczny Znak na lewym przedramieniu, na głowie miała słomiany kapelusz, pod którym skryła długi hebanowy warkocz. W stalowych oczach czaiły się ciepłe ogniki, gdy patrzyła na niego, a pełne malinowe usta aż prosiły się o skosztowanie... No cóż – nie było mężczyzny, chłopca i chłopczyka w zamku, który nie zazdrościłby Mistrzowi Eliksirów. Teraz siódmoroczni spoglądali, jak ona uśmiecha się do niego czule, a on unosi kąciki ust ku górze. Skinął jej głową i nie spoglądając na żadnego z uczniów wyszedł. Co tu dużo ukrywać – wszyscy byli zdziwieni, ale też jakby... oczarowani?

Omena odchrząknęła kilka razy, jakby chcąc przywołać wszystkich do porządku, ale przede wszystkim siebie. Nie lubiła, gdy Severus wpadał dla kaprysu na jej lekcje. Jej mózg stawał się wtedy galaretą i nie myślała logicznie, a to mogło kosztować uczniów nawet życie. Patrząc na nich zastanawiała się, jak to możliwe, że zdołali przeżyć wojnę, skoro nie potrafią rzucić jednego prostego zaklęcia.

-Proszę, pan Weasley nam zaprezentuje, jak prawidłowo rzucić zaklęcie wywewnętrznienia. Panno Granger, proszę na środek z pani przyjacielem. No już. Zastosuje pani tarczę. 

I jak było wiadomo, to Hermiona musiała zgrzebywać Rona z podłogi, bo chłopak nie był w stanie jej zaatakować. Przez umysł Omeny przebiegła myśl, że to dobrze wróży ich przyszłości, chociaż dla Dziedziczki ten ich związek był kompletnie do bani – nie pasowali do siebie, ale cóż... miłość nie wybiera.

Wszyscy powitali z ulgą dzwon obwieszczający koniec lekcji. Niemal każdy rzucił się pędem do drzwi. W końcu nikt nie chciałby pakować się zbyt opieszale i zarobić szlaban, a jak zdążyli się przekonać u pani Snape wszystko jest możliwe – pod tym względem była gorsza niż jej własny mąż.

MIŁOŚĆ MIMO RAN • Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz