77. "Na wszystko jest sposób!"

1.7K 121 24
                                    

Cześć! ❤

Ten tydzień będzie odrobinę nostalgiczny, jakiś taki rozwleczony... Zobaczycie zresztą. Pewnie już wiecie, że zbliżamy się do końca tej opowieści... jakoś tak nie mogę oswoić się z tą myślą, ale tak - koniec jest blisko... 

Nie gadam już więcej! Zapraszam na nowy rozdział😘

***

-Omeno! Omeno, zaczekaj!

Szarooka kobieta odwróciła się, by spojrzeć na biegnącego za nią mężczyznę. Uśmiech wypłynął na jej twarz, gdy zobaczyła jego zarumienione policzki od ostatnich promieni marcowego słońca. Ów mężczyzna wyciągnął ku niej ramiona, w które wpadła bez wahania. Jego mocny uścisk był przyjemny, ale nie aż tak jak ten Severusa...

Pewnie zaraz wyłoni się gdzieś zza rogu... - przemknęło jej przez myśl. Wyswobodziła się z objęć i przyjrzała dokładnie swojemu towarzyszowi. Widziała, że jest zmęczony... na jego młodej twarzy, która kompletnie nie zgrywała się z wiekiem, pojawiło się kilka drobnych zmarszczek spowodowanych bardziej zmartwieniem niż efektem starzenia się.

-Jak dobrze cię widzieć, Vlad! – ścisnęła jego rękę, jakby chcąc dać mu do zrozumienia, że bardzo się cieszy na jego widok. – Chodź. Chyba potrzebujesz chwili wytchnienia.

Zobaczyła na jego twarzy ulgę, która pogłębiła się, gdy usiedli w dwóch wygodnych fotelach w dawnych komnatach Dziedziczki. Kobieta w duchu dziękowała Dumbledore'owi za pozwolenia korzystania z tego miejsca, pomimo braku swojej obecności tutaj niemal każdego dnia. Różyczka pojawiła się z tacą ciasta marchewkowego oraz dzbankiem herbaty i dwoma filiżankami, które przyjęli od niej z wdzięcznością. Gdy stworzonko zniknęło, Omena zwróciła się do wampira bez ogródek:

-Co się stało? Nie próbuj mi wciskać kitu, że wszystko gra! – warknęła, gdy chciał zaprzeczyć. – No dalej...

-Niektóre wampiry buntują się. – mruknął posępnie. – Nie chcą walczyć ani po stronie Zakonu, ani po stronie Lorda Voldemorta. Musiałem jakoś to stłumić, a wierz mi, że zabicie najlepszego dowódcy twoich oddziałów nie należy do przyjemnych zadań.

-Ilu poległo?

-Wprawdzie tylko dziesięciu... ale mimo to... - westchnął cierpiętniczo.

Omena rozumiała jego frustrację. Wiedziała też, że żadne słowa tu nie pomogą, dlatego zdobyła się na jeden drobny gest, jakim było wzięcie jego dłoni w swoją i wykrzesanie bladego uśmiechu.

-Dzięki, że zgodziłaś się zaopiekować Hortensją. Nie mam zbyt dużego doświadczenia w zajmowaniu się dziećmi, ale chyba nie powinny oglądać ledwo żywych rodziców albo krwawej rzezi swoich dawnych wujków... - wzdrygnął się na samo wspomnienie martwych poddanych, co nie uszło uwadze szarookiej kobiety.

-Dobrze zrobiłeś, wysyłając ją tutaj. Wszyscy są nią oczarowani! Zwłaszcza Albus...

-Błagam! – wszedł jej w zdanie. – Powiedz mi, którym dzieckiem Albus nie jest oczarowany.

Cichy śmiech wypełnił pokój spowity półmrokiem. Omena musiała przyznać, że tego jej było trzeba – rozmowy z kimś, kto nie patrzył na nią jak na śmiertelnie chorego człowieka. Bo ostatnimi czasy zarówno Severus jak i Minerwa czy dyrektor właśnie tak się zachowywali! A ją to najzwyczajniej w świecie wkurzało! Nie ukrywała, że miesięczna sesja torturowania i zabijania wyczerpała jej pokłady zdrowia i siły lecz od dwóch tygodni znowu zapanował względny spokój. Kobieta odzyskiwała zarówno równowagę jak i względną radość... zbliżał się kwiecień i przerwa wielkanocna, która zdecydowanie pozwoli Omenie wypocząć. Teraz jednak skupiła się na Vladzie, który wciąż uśmiechał się, przez co jego drobne zmarszczki zostały jeszcze bardziej uwydatnione. Kobieta sięgnęła ręką do twarzy swojego współtowarzysza. Pogładziła delikatnie każdą z bruzd, a on przylgnął do jej ciepłej dłoni.

MIŁOŚĆ MIMO RAN • Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz