83. Ciężka cisza...

1.7K 129 18
                                    

Drodzy Czytelnicy! 

Wiem, że dzisiaj nie jest poniedziałek, ale postanowiłam przyjść do Was z rozdziałem, który być może nie poprawi Wam humoru... będzie taki jak pogoda za oknem - przygnębiający, szary, ciężki? To już pozostawiam Waszej ocenie. Niestety, limit napisanych rozdziałów na zapas, jak zwykłam mawiać, wyczerpał się. Chciałabym powiedzieć, że na szczęście kończę jutro praktyki zawodowe i będę mogła oddać się tej historii, ale jakaś pustka zaczyna panować w moim belferskim sercu na samą myśl o tym. Wierzę jednak, że popełnię kilka grafomańskich rozdziałów, które akurat przypadną Wam do gustu. Nie obiecuję, że jutro coś się pojawi. Może jednak tworzenie literatury okaże się maleńkim plasterkiem na pustkę w sercu... Zobaczymy. 

Merlinie... ale nudny wstęp, prawda? Oddaję Was w ręce naszego narratora i historii, którą chce Wam opowiedzieć tym razem. 

Pięknych dni! Buziaki! ❤

***

Opary z kilkunastu kociołków unosiły się leniwie w całej Sali, wypełniając ją przyjemnym lecz jednocześnie usypiającym zapachem. Dwójka czarodziejów popijała herbatę, odpoczywając w ciszy. Czekali na moment, w którym będą mogli powrócić do tworzenia mikstur, które na razie musiały otrzymać odpowiedni kolor i konsystencję pod wpływem ciepła ognia, wydobywającego się spod kociołka.

Półmrok sprawiał, że oczy same się zamykały, lecz czarodzieje dzielnie stawiali czoła zmęczeniu. W absolutnym milczeniu i skupieniu spędzali kolejny wieczór. Byli sobie jednocześnie tak bliscy, a tak dalecy... wiedzieli, że to ich ostatnie pewne wspólne chwile razem; że to ostatni czas, jaki mogli wykorzystać na rozmowę i powiedzenie sobie wszystkiego, co skrzętnie ukrywali. Oni jednak na przekór postanowili milczeć i rzucać sobie ukradkowe spojrzenia. To prawda, mieli ręce pełne roboty, a umysły wypełniały najrozmaitsze -głównie te najczarniejsze- scenariusze, o których nie mówili głośno. Nocą musieli zmagać się z demonami przeszłości w postaci koszmarów - stres sprawiał, że wracały ze zdwojoną siłą.

Najczęściej jednak myśleli nad swoją przyszłością. On nie wyobrażał sobie życia bez niej, a ona nie wyobrażała sobie jego życia z inną kobietą. On próbował odnaleźć jakieś rozwiązanie, by została z nim na zawsze. Ona myślała nad tym, czy jeszcze kiedyś go spotka po tamtej stronie. Jego serce rozdzierało się kilkadziesiąt razy na sekundę, gdy tylko myślał o jej przeszłości, kiedy potrzebowała go najbardziej. Jej serce pękało na samą myśl o jego przyszłości bez niej.

Nigdy sobie tego nie powiedzieli... nie zdążyli? Nie mogli? Nie chcieli? Nie wiem... ich historia – pełna goryczy, cierpienia i zła – dobiegała końca. Czuli to. Wiedzieli to. Odczuwali ogromny żal i smutek lecz nic nie mogli na to poradzić. Ale jedno było pewne! Nie godzili się na to, co miał przynieść los! Chcieli to wszystko przeżyć po swojemu i według ich planu. Teraz, gdy po tylu latach, w końcu zrozumieli, jak bardzo są dla siebie ważni, Merlin po raz kolejny postanowił z nich zakpić. Znowu pokrzyżował im plany! Igrał z nimi!

Połączył ich przypadek... jedno spotkanie... jej uśmiech, jego determinacja. Źle ulokowane uczucia i tajemnice przekreśliły prawdziwe uczucie na kilkanaście lat. Oboje topili się we własnej żółci, nie mówiąc o tym nikomu. Ona, bo straciła jego i cały świat, który mogła z nim zbudować. On, bo wydawało mu się, że zabrała mu wszystko, co miał i co trzymało go przy życiu... pierwsze spotkania po wielu latach bolały niczym najokrutniejsze tortury. Sam widok tej drugiej osoby ranił, nie wspominając o słowach i czynach, które były bolesne niczym rozpalone do czerwoności żelazo przyłożone do ciała. W końcu zostali zmuszeni do wspólnego życia aż po kres swoich dni... wkładając na palce obrączki, odczuwali skrajnie ambiwalentne uczucia – ona kochała go z całych sił, a ona jej nienawidził. Magia była sprytniejsza i wyryła te ślady na ich pierścieniach. Od tej pory on nosił piękne róże z delikatnymi listeczkami, które przyjemnie otulały to oblodzone serce, a ona spoglądała na ciernie wbijające się w jej miękką pierś o każdej porze dnia i nocy. Pomimo tych skrajnych uczuć przyrzekli sobie ochronę życia tej drugiej osoby, nawet za cenę własnego... Nie słyszeli tego i nigdy nie odkryli tej tajemnicy przed sobą. To było swoiste tabu, które łączyło ich po wsze dni. Chcąc nie chcąc, musieli nauczyć się żyć z sobą. Poznawali swoje najgorsze tajemnice i nie wiedzieć kiedy, zbliżyli się do siebie tak mocno, że teraz nie potrafili żyć bez tej drugiej osoby...

urodzeni

by trwać w nienawiści

pokochani 

by być nieczułymi

zjednoczeni 

by żyć w samotności

i tak będą osobno 

a jednak wciąż razem 

co dalej

tego nie wiem

ich życie 

jest  wielkim 

miłości bohomazem

MIŁOŚĆ MIMO RAN • Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz