27.Nie bój się

235 9 3
                                    

Perspektywa Krystiana

- Czego wy nie rozumiecie!? Nie uciekniecie stąd! To jest koniec i odłóż  broń! - próbowałem negocjować, ale chyba z marnym skutkiem. Cały czas byłem skupiony na tym, który trzymał broń i kompletnie nie zauważyłem kiedy drugi podszedł do mnie, kopnął w nogi i upadłem na ziemię, moja broń wypadła mi z rąk. Jednym słowem byłem w dupie...

- Zwiążcie go! Ja narazie nie mam czasu się nim  zajmować!. - Ten, który mnie przewrócił wziął sznur leżący na ziemi i związał mi ręce z tylu - ja tutaj nie długo wrócę i z tobą dokończę! Pakujcie bachory do samochodu, za godzinę będą kupcy!

- Zostaw je! Rozumiesz, nie wyjdziesz z pierdla do końca życia

- Zamknij się już! - podszedł kopiąc mnie w brzuch, musiał to zrobić dosyć mocno, bo odrazu zacząłem kaszleć i pluć krwią. Zaczęli ciągnąć chłopców za rękę, a ja mimo tego co obiecałem nie mogłem nic zrobić...

Perspektywa Olgierda

Byłem zły na Krystiana, ale teraz opieprzenie go musiałem zostawić na później. Kiedy przyjechali antyterroryści z Kubą i Natalią weszliśmy do budynku, już na dole zatrzymaliśmy parę osó, a z góry dobiegał hałas. Poszliśmy tam i odrazu zauważyłem Krystiana leżącego na ziemi

- Policja! Na ziemię! Odsun się od niego! - Rozległ się krzyk antyterrorystów

- Wycofajcie się, bo go zabiję!, Rozwalę mu łeb, jeśli nie pozwólcie nam wyjść!

- Odsuń się od niego! Więcej nie powtórzę! - Jeden z nich podniósł Krystiana i trzymając to za szyję wbijał pistolet w jego głowę

- Dobra, spokojnie! Puść go, a my wychodzimy, tylko jedna rzecz puść go

- zabieramy dzieciaki, a wy się odsuńcie

- Odsuwamy się i pamiętaj niechcesz nikogo zabić

- Pogieło was! Nie pozwólcie im odejść, ratujcie te dzieci - Czy ja już mówiłem jak bardzo go nienawidzę? Staramy się mu pomóc, a on wszystko psuje, ten który go trzymał puścił go i kopnął w brzuch. Zgiął się w pół, ale chyba niechciał tak tego zostawić.

- Zamknij się! - kiedy oddalili się od niego na kilka kroków, antyterroryści zaczęło do nas strzelać, gdy akcja trochę ucichła podszedłem do Krystiana

- rozwiąż mnie!

- Nic ci nie jest?

- Nie! Rozwiąż mnie! - kiedy go rozwiązałem pierwsze co zrobił to podszedł do zatrzymanych, widziałem jak bardzo chciał go uderzyć. Natychmiast z całej siły odepchnąłem go na bok, wkurzył się na mnie i poszedł do chłopców

- Nie bójcie się, już zabiorę was do rodziców, dobrze?

- Tak - ja też tam podszedłem i chciałem wziąść jednego, ale gdy tylko się zbliżyłem cofnął się do tyłu, łapiąc Krystiana za rękę

- Nie bój się, to mój kolega. Nic wam nie zrobi, pójdziesz z nim? Nie bój się on tylko tak strasznie wygląda...

- Krycha, ale ty zaraz w łeb dostaniesz, ja nie żartuję - po raz kolejny chłopiec chwycił Krystiana za rękę - Chodźcie, jedziemy do rodziców? - wkońcu mi się udało ich przekonać, bo do tej pory ufały tylko Krystianowi. Przekazaliśmy ich do karetki, żeby lekarz sprawdził czy wszystko z nimi dobrze, a potem wracaliśmy na komendę. W samochodzie zauważyłem, że Krystian cały czas trzyma się za brzuch, a na twarzy miał grymas bólu

- Najpierw komenda czy szpital? - zapytałem, choć wiedziałem z jaką to spotka się reakcją z jego strony

- Na komendę!, nie jadę do żadnego szpitala, to samo zaraz przejdzie

- Taa, jasne...

Ramię W Ramię Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz