Sześćdziesiąt jeden

986 86 58
                                    

media: Sonata Arctica - I Have A Right


Nawet się nie zdziwiłem, że Kallena nie ma w mieszkaniu, bo odkąd wróciła Jo ze szpitala, to kotołak biega pomiędzy naszym mieszkaniem, a mieszkaniem Jo i Barry'ego. Oczywiście młodzi rodzice nie mają nic przeciwko temu, w końcu mają darmową opiekunkę dla Cynthii.

Po Kallenie akurat tego się nie spodziewałem, bo Cynthia nie jest kiciusiem. I może dobrze, że nie jest żadną przedstawicielką kociego świata, bo mógłbym oddać swoją rękę, że Kallen po prostu spieprzyłby z małą.

Biedne osiedlowe kiciusie. Zostałem dziś napadnięty przez jednego, ale raczej wyglądało to na niemą prośbę, bym ogarnął kotołaka i przyprowadził go na śmietnik, bo jest im smutno. No czubek z niego.

Westchnąłem głośno i ściągnąłem buty i kurtkę Tyle dobrego, że w końcu przychodzę i mam święty spokój.

Taaaa, jasne, irytuje mnie to jak cholera, że żadna śmietnikowa przylepa nie przylepia się do mnie. Tak pusto w tym mieszkaniu... Gdyby nie ten plecak i buty rzucony w przejściu byle jak, to mógłbym uznać, że poza mną już nikogo tutaj nie ma...

Poszedłem do pokoju kotołaka, by nakarmić jego rybki. Przynajmniej pożyją sobie dłużej, nim ten czubek, je zeżre. Raz omal ich nie zeżarł, więc kiedy wariuje w kociej formie, to zamykam drzwi do jego pokoju, albo po prostu zabieram mu rybki. Biedne rybki...

   Kiedy nakarmiłem rybki, którym przy okazji poskarżyłem się na Kallena, poszedłem do siebie po woreczek krwi. Nie było sensu gotować, bo pewnie Jo zdąży mi kotołaka przekarmić.

Próbowałem sobie przypomnieć co robiłem, zanim przygarnąłem Kallena. Też tak chodziłem bez celu po całym mieszkaniu?

– Głupek – mruknąłem do siebie i uznałem, że czas najwyższy pójść po swoją przybłędę, bo chyba trochę się zapomniała, gdzie mieszka.

Do diaska, co dziecko ma, czego ja nie ma?!

Nie trudziłem się, by zapukać do Jo, tylko po prostu sobie wszedłem. Spodziewałem się raczej zastać kotołaka w salonie, gdzie mógłbym złapać go za fraki i wyciągnąć z mieszkania Jo, ale poza samą mamą tego małego diabełka, który mi kotołaka odbił, nikogo więcej nie było. Barry pewnie w pracy, albo robi za pieska na posyłki.

– Nauczyć cię pukać do drzwi, Ceryni? – Jo jak zawsze próbuje się zgrywać, jaka to ona nie jest groźna.

– Ja tylko po Kallena – oświadczam.

– O nie! Nie zabierzesz mi mojego słoneczka! Wiesz, jaka Cynthia jest grzeczna, kiedy on jest w pobliżu?

– To mogłaś sobie go przygarnąć, byłem pierwszy, więc oddawaj mi kotołaka, zanim naślę na ciebie ludzi, którzy walczą z wyzyskiwaniem nieletnich do pracy.

– Karmię go, więc to jego zapłata – uśmiecha się, po czym idzie do pokoju Cynthii – No chodź – zniża swój głos do szeptu.

Idę za wampirzycą do pokoju małej hybrydy, by tam zostać zaatakowanym przez słodki widok. Kallen w swojej kociej formie leżał obok noworodka, który delikatnie trzymał rączkę na futerku kotołaka.

Jednak nikt nie wziął pod uwagę tego, że Kallen, kiedy tylko mnie zobaczy, a może bardziej wyczuje, to zerwie się i pędem poleci do mnie. W ułamku sekundy wspiął się po mnie i wlazł mi na ramię. Coś czuję, że to zemsta za śmietnikową znajdę dwa. Wciąż nie pojmuję, że Kallen zdecydował się oddać kiciusia komuś. Byłem przekonany, że łajza, wiedząc, że jestem skłonny, go przygarnąć, to zrobi wszystko, by jednak został z nami. Ewentualnie biedne serduszko Kallena nie wytrzymałoby tej zdrady.

Cause this is pure love //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz