Pięćdziesiąt dwa

980 95 58
                                    

media: Green Day - Still Breathing 


Kiedy się obudziłem, Kallen wciąż spał. I co najdziwniejsze głupia łajza potrafiła leżeć na swojej stronie łóżka, a nie owinięty – jak jakiś wąż – wokół mojego ciała. Zgaduję, że nawet nie mam co go chwalić za żaden postęp. Następnym razem – chociaż bardzo nie chciałbym kolejnego razu – będzie owinięty wokół mnie i zrobił ze mnie swoją poduszkę.

     Spojrzałem na kotołaka i... Uśmiechnąłem się, mimowolnie widząc jego spokojną, pogrążoną we śnie, twarz. Dostrzegłem również parę kocich uszu, co tylko świadczyło, że cokolwiek, o czym śni teraz, jest bardzo miłym snem. Wyciągnąłem dłoń i pomiziałem go po białych włosach, liczyłem, że obudzi się, ale ten tylko wymamrotał niewyraźne Ceryni i przewrócił się na drugi bok.

Właśnie zostałem totalnie zignorowany przez kocią łajzę.

Myślami wróciłem do treści listu... I znów spojrzałem na kotołaka.

    Wczoraj nie byłem w stanie myśleć o wszystkim racjonalnie, ale chyba teraz rozumiem. Ugryzienie sześcioletniego Kallena musiało być iskrą, która zaczęła to wszystko. Możliwe, że to wybudziło mój wilczy gen.

A jeśli to prawda, to nie tylko ruja Kallena będzie sprawiać, że moja żądza krwi będzie podsycana, każda inna będzie przynosić takie efekty.

Ze wszystkich wilkołaczych cech musiałem odziedziczyć tą?

Gdyby ktoś dowiedział się, że jestem chodzącą bombą, która może wybuchnąć w każdą pełnię... Zamknięto by mnie i odizolowano od innych.

Najlepiej pozostawię swoje odkrycie dla siebie. Niepotrzebnie tylko zrażę innych do siebie. Chociaż jak patrzę teraz na śpiącą łajzę, to nie wiem, co musiałbym zrobić, żeby go zrazić do siebie.

    Ostrożnie wstałem z łóżka, przy okazji zgarniając telefon, by sprawdzić która godzina. Zbliżała się jedenasta. Dość długo spaliśmy.

Wyszedłem z pokoju i ruszyłem do kuchni, by przygotować sobie kawę.

Otworzyłem lodówkę i przyjrzałem się jej zawartości, Kallen pewnie zaraz wstanie i będzie domagać się jedzenia.

     Zamierzałem zrobić naleśniki, ale nim zdążyłem wyciągnąć wszystko z lodówki, ktoś zaczął dobijać się do mieszkania. Nie spodziewałem się nikogo, więc założyłem, że to Jo albo Barry. Raczej sądziłem, że wpadną wczoraj, ale skoro przyszli już dziś, to może być i dzisiaj.

Raczej nie spodziewałem się zobaczyć Marcusa. A ten, co bezdomny?! Mam jedną znajdę, więcej nie potrzebuję!

– Dzień dobry, jest Kallen? – pyta nawet nie ośmiela się spojrzeć mi prosto w oczy. I bardzo dobrze, bój się mnie.

– Eeee... – podrapałem się po policzku. Kusiło mnie, by powiedzieć szczerą prawdę, czyli to, że Kallen śpi w mojej sypialni, ale z drugiej strony... Nie chciałem zaszkodzić ich związkowi; na pewno nie w tak jawny sposób.

Oczywiście śmietnikowa przybłęda miała idealne wyczucie czasu i wylazła z mojej sypialni akurat, kiedy ja głowiłem się, co powinienem powiedzieć. Marcus wyglądał, na zbitego z tropu, widząc swojego chłopaka wychodzącego z mojego pokoju.

Kallen chyba nie spodziewał się takiego obrotu spraw, bo spojrzał z paniką w oczach, w moją stronę. Ja się w to nie mieszam.

– Cery – zaczął – No gdzie moja bluza? Sprawdzałem, czy przypadkiem nie wziąłeś jej do siebie, ale jej nie ma... To gdzie jest? – kłamstewko Kallena miało jakiś sens; jesteśmy tego samego wzrostu, więc zabranie przypadkiem jego bluzy jest prawdopodobne. Kotołak po prostu nie wiedział, jak inaczej, mógłby wyjaśnić wyjście z mojej sypialni, ubrany w piżamę, w dodatku wyglądając jakby niedawno, co się przebudził.

Cause this is pure love //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz