Dwanaście

1.4K 125 110
                                    

media: Lindsey Stirling - Roundtable Rival


Leżałem na kanapie i oglądałem jakiś program w telewizji, który mało mnie interesował, ale nie miałem co robić. Było już późno, a Kallen poszedł już spać. Nie chciało mi się spać, przez prowadzenie niemalże identycznego trybu, co moja śmietnikowa znajda, czasami zdarzało się, że nie miałem ochoty na sen. W swoim dawnym życiu wyszedłbym gdzieś, poznał nowych ludzi... Aczkolwiek to życie też mi pasowało... Nie sądziłem, że rutyna dla wampira może być taka przyjemna. Owszem mogłem poprosić Jo, albo Barry'ego, by zajęli się Kallenem, albo wynająć opiekunkę, ale za każdym razem kiedy w mojej głowie pojawiał się taki pomysł i byłem bliski zrealizowania go, coś mnie ruszało i rezygnowałem z pomysłu. Kallen zdecydowanie zmienił mój świat. Nigdy nie będę żałować tej decyzji, przygarnięcia chłopca. W końcu mogłem pozwolić, by wszystko wyglądało inaczej – nie musiałem się starać o przyznania praw nad nim. Mogłem mu powiedzieć, że to nie ma sensu i obiecać, że będę go odwiedzać.

     Drgnąłem kiedy usłyszałem, otwierane drzwi od pokoju Kallena. Nie poruszyłem się, bo byłem ciekawy, co chłopiec zrobi.

    Po niemalże roku wspólnego mieszkania nauczyłem się słyszeć Kallena, który z racji bycia kotołakiem poruszał się bezszelestnie, ale zdradzało go wiele innych rzeczy. Chociażby teraz – powolne szuranie krzesłem. Co on tam robi? Wiedziałem, że jeśli się zdradzę, to Kallen zaprzestanie swoich działań i zostawi to mi, a ja byłem zbyt ciekawy... Poradzi sobie, czy obudzi mnie?

    Po odgłosach, jakie docierały do mnie, domyśliłem się, że Kallen obudził się, bo jest spragniony. Kotołak starał się robić wszystko jak najciszej, pewnie myśli, że śpię i nie chce mnie obudzić. Urocze...

Kiedy nalał sobie soku z lodówki i odstawił krzesło na miejsce, ruszył w moją stronę. Zamknąłem oczy, by wciąż udawać pogrążonego we śnie. Szatyn właśnie odstawił szklankę na stół, telewizor ucichł, a kotołak jeszcze przez chwilę kręcił się po salonie. Poczułem coś miękkiego na swoich ramionach. Uchyliłem delikatnie powiekę, by skontrolować sytuację. Kallen aktualnie męczył się z przykryciem mnie kocem.

Och, kurwa, to zbyt urocze, by mogło być prawdziwe. I jak tutaj nie kochać tej znajdy?

Kiedy przykrył mnie byle jak, dotknął moich włosów. Papugowanie weszło mu w nawyk, więc tego też powinienem go oduczyć. Chwilę tak macał moje włosy, po czym pocałował mnie w czoło.

Mając pewność, że Kallen wrócił do siebie, odrzuciłem koc i ukryłem twarz w dłoniach. Zbyt urocze... Jeśli tak dalej pójdzie, to nie wiem, czy nie dostanę jakiejś cukrzycy od tego.

*

Piętnasty września, był szczególną datą dla mnie i Kallena. To właśnie piętnastego września na śmietniku znalazłem kotołaka, który skradł moje serduszko i którego postanowiłem przygarnąć.

To nie była prawdziwa data urodzin Kallena, bo tak naprawdę to nie mam żadnych dokumentów Kallena. A sam chłopiec poza nazwiskiem Bakeneko nie pamiętał nic. Właściwie to był zaskoczony, że świętuje się swoje urodziny... Co omal nie ścisnęło mi serca z żalu... Kallen nie miał łatwego dzieciństwa i teraz to najbardziej widać...

    Jednak wracając do głównego tematu... To Kallen Bakeneko nie istnieje. W urzędzie nie znaleziono aktu urodzenia. Spodziewałem się, że Kallen mógł przekręcić swoje nazwisko, ale żadnego Kallena nie znaleziono, który mógłby być zbliżony wiekiem do niego. To było dziwne, ale w końcu ułożył się w całość... Jego matka była prostytutką, a co jeśli Kallen był wpadką? Co jeśli postanowiła zachować istnienie swojego syna w tajemnicy? Dlatego nie zapisała go do szkoły? Dlatego nie wypuszczała go z domu? Poza tymi razami, kiedy wychodzili do pobliskiego sklepu? W dodatku Barry wytłumaczył mi, że mieli jakieś problemy z identyfikacją zwłok jego matki i... Kurczę, a mogłem wtedy słuchać uważnie!

Cause this is pure love //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz