Szesnaście

1.3K 131 59
                                    

media: Bon Jovi - Knockout


Kallen

– Iana znów nie będzie? – pytam, kiedy widzę tylko jednego z bliźniaków. Iana i Louisa znam odkąd, poszedłem do szkoły. Właściwie, to... obie omegi przykleiły się do mnie i przez cały pierwszy dzień mnie pocieszali. Dla nich było naturalne takie zachowanie... Chodzenie do szkoły... Nie dla mnie. Może gdyby nie Cery, pewnie nigdy nie zaznałbym takiego normalnego życia. Chociaż już nie pamiętam swojej mamy, to... Nie dałaby mi takiego życia, jakie daje mi Ceryni.

– Ano... Wiesz, odkąd spotkał swoją bratnią duszę, to świata poza nią nie widzi... A mama jest z tego powodu prze szczęśliwa – Louis od samego początku nie krył swojej niechęci do partnera swojego brata. Jednak Ian był tym zachwycony. W końcu odnalezienie swojego życiowego partnera jest dość ważnym wydarzeniem, w życiu każdego wilkołaka. A tak przynajmniej twierdzi Barry, który na prośbę Cery'ego pełni rolę mojego mentora. W końcu niektóre zachowania wilkołaków są podobne do tych kotołaków. Dzieli nas kilka różnic, ale Barry zdecydowanie lepiej nadaję się na tłumaczenie tego jak wyróżniająca jest moja natura. W ogóle nie czułem się kimś wyróżniającym z tłumu, chociaż według Cery'ego jestem bardzo rzadkim okazem. Na pierwszy rzut oka wyglądam jak wilkołak, a raczej moje oczy na to wskazują, że mógłbym być wilkołakiem, co nawet nie jest takie złe, bo nie muszę, zdradzać kim tak naprawdę jestem.

– Kradnie mi brata, a mama jest z tego zadowolona... Właściwie to... Czasami zapomina, że ma drugiego syna – skarży się Louis – Czasami to ci właściwie zazdroszczę – przyznaje się.

– Niby czego?

Jestem, dosłownie, znajdą, nad którą ktoś się ulitował... Wiem, że wampir, nie przygarnął mnie z litości, po prostu... Byłem strasznie uroczym malcem i szybko podbiłem wiecznie zimne serduszko Cery'ego.

– Cery zrobił już tyle dla ciebie... Przygarnął i otoczył opieką... A moja własna matka zapomina, że ma dwójkę synów... Wiesz, jakie to irytujące kiedy słyszę tylko: Ian, a pamiętasz, że dziś pełnia? Przygotuj się, bo niedługo dostaniesz rui! To takie wkurzające...

Ian z racji spotkania swojej bratniej duszy, ma już ruje. I z jego relacji, to nic dobrego... A ja podobno mam przechodzić taką ruję intensywniej, tylko z tą różnicą, że moja będzie trwać jeden dzień, a nie trzy jak u wilkołaków. I nie zajdę w ciążę, jak Ian, czy Louis. Jednak gdybym dostał rui w ich towarzystwie, oni stanowiliby dla mnie zagrożenie, ale ja dla nich już nie... Trochę to skomplikowane i sam się gubię.

– Ale nie wiesz, ile zdołałem napsuć krwi mu już – oznajmiam nieco zbyt dumny z tego.

– Kłamiesz... On nigdy cię nie skrzyczał za słabą ocenę, ani nie dał szlabanu.

– Cery najpierw woli rozmowę nim zacznie mnie karać, a zdarzyło się to parę razy – mówię. Oczywiście mogę zliczyć takie sytuacje na palcach obu rąk. Zazwyczaj dostaje szlaban za moje występki, które wielokrotnie się powtarzają. Najczęściej dostaję szlaban za gryzienie go... Jakbym to potrafił kontrolować... To chyba działanie instynktowne. Skoro Cery potrafi się ślinić na widok krwi i robi to instynktownie, to ja go gryzę instynktownie... Sam nie wiem, dlaczego akurat Cery, bo nie czuję potrzeby gryzienia innych poza wampirem. Po prostu...

   Kiedyś sądziłem, że to tylko dziecinna fanaberia, ale z czasem zrozumiałem, że to ma inne podłoże. Jeszcze nie wiem jakie, ale na pewno ma...

– Czy Cery nie chciałby mnie zaadoptować?

– Ceryni ma dziwne preferencje, co do adoptowania innych. Po pierwsze musisz być znajdą, a po drugie musi cię znaleźć w pobliżu kontenera na śmieci, inaczej nie masz szans, na zostanie zaadoptowanym – śmieję się.

Tylko ja mam prawo do noszenia przydomku śmietnikowej znajdy. Nigdy nie przyznam się Cery'emu, że te jego żarciki wciąż mnie śmieszą, po prostu... Lubię, patrzeć jak cieszy się, jak głupi widząc moją – udawaną – niezadowoloną minę.

*

– A już chciałem szukać cię na okolicznych śmietnikach, czy przypadkiem cię tam nie ma – kolejny śmietnikowy żarcik. Sam nie wiem, kiedy zaczął z tego żartować... Ale teraz to dosłownie część naszego dnia.

– Powiedz mi, Kallen, jak to jest... Kiedy ja przychodzę punktualnie do domu, potrafisz mi odstawić szopki, ale kiedy ty się spóźniasz, to wszystko jest okej? – zirytowany Cery, to głodny Cery. Wiem, że uczynił mnie żywicielem nie dlatego, że chciał, a tylko dlatego, żebym siedział cicho. Gdyby nie tamte problemy z gospodarką, nie odważyłby się prosić mnie o krew. Na pewno nie zrobiłby tego tak szybko...

Czasami próbuję zrozumieć swój tok myślenia i wywnioskować, dlaczego wtedy zaproponowałem mu coś takiego... Ale przy Cerym do głosu dochodzą wszystkie ułomne geny, bo sam nie wierzę, że mając czternaście lat, zachowuję się, jakbym miał pięć lat. Z tymi czternastoma latami to też przeginam, w końcu urodziny mam we wrześniu, a raczej tak bym powiedział. Tak naprawdę nie wiem kiedy naprawdę je obchodzę, przez co Cery przed każdą pełnią wpada w panikę, chociaż staram się zachować zimną krew, to przeraża mnie również to.

– Nie mam pojęcia – wzruszam ramionami – Magia.

Wampir nie kupuje mojego tłumaczenia, ale najwidoczniej nie zamierza drążyć tego tematu.

Wzdycham głośno, wiem, o co mu chodzi.

– Mogłeś zadzwonić, to przyszedłbym wcześniej – informuję go i poprawiam bluzkę, by odsłonić nieco szyi.

– Nie jestem tobą głupia znajdo, by pisać, co pięć sekund jak to bardzo samotny jestem – powoli zbliża się do mnie. Jeniu, dalej się wścieka o te wszystkie razy, kiedy to przypominałem mu o swoim istnieniu? To nie musi się szlajać i łazić na randki! Albo na przyjacielskie spotkania, po co mu one? Ma mnie!

Cery przejeżdża językiem po mojej szyi, by znieczulić miejsce, aby ostatecznie się wgryźć w to miejsce. Zawsze czuję się, jakbym miał z nadmiaru emocji zemdleć, więc wampir zawsze podtrzymuje mnie, żebym nie upadł na panele.

    To nie tak, że Cery pije ciągle moją krew, bo wciąż piję pakowaną próżniowo. Tą moją stara się pić, tylko, raz w miesiącu, ewentualnie jak zapomni zrobić zapasów tamtej. A dziś najwyraźniej zapomniał o uzupełnieniu zapasów.

    Nie zdarza mu się to często, właściwie... Kiedy chcę napić się mojej krwi, to prosi o nią. Jeszcze nigdy nie słyszałem prośby z jego ust, kiedy zdarzyło mu się nie uzupełnić zapasów krwi. Tak naprawdę to zawsze ja inicjuje to zdarzenie. Właściwie to odsłonięcie szyi jest naszym znakiem, który oznacza tyle, co: wiem, że jesteś głodny.

    Kiedy skończył się posilać, odsunął się ode mnie i pogłaskał mnie po głowie. Lubię być miziany po głowie przez Cery'ego, to zawsze jest takie miłe... Inni nie potrafią miziać mnie po główce i zawsze robią to źle, ale Cery nie, Cery zawsze robi to idealnie.

    Wampir zaśmiał się, zawsze tak reagował kiedy pojawiały się moje uszy i ogon. A ja w za nic w świecie nie potrafiłem nauczyć się kontrolować tego. Tak samo jak przybieranie formy kota... Robiłem to raczej nieświadomie. Jednak kiedy zdarzy, mi się to nie próbuję wydziwiać i czekam, aż zmienię się z powrotem w człowieka. Raz uciekłem mu...

Nigdy nie widziałem go tak wystraszonego jak wtedy...

    Na dodatek nie cierpię być sprawcą negatywnych uczuć u wampira. Dlatego ze całych sił staram się nie przyprawiać mu problemów ani trosk. Wystarczającą dla niego troską jest to, że musi pilnować mnie co każdą pełnię. Dlaczego miałbym mu przyprawiać więcej problemów?

– No miziaj mnie dalej! – odruchowo łapię dłoń wampira i kładę sobie na głowie, by wciąż mnie miział. Ja nie myślę, ja działam.

– Przylepa – komentuje tylko, ale posłusznie mizia mnie po główce.


Cause this is pure love //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz