Trzydzieści sześć

1K 100 55
                                    

media: Carly Rae Jepsen - Call Me Maybe


Kallen

Kiedy się obudziłem, to Cery stał oparty o framugę drzwi i przyglądał mi się. Tak naprawdę, to nie wiem, ile stał ani tym bardziej jak długo spałem, ale skoro wampir już jest, to pewnie nie spałem długo.

   Wiedziałem, że Cery nie ruszy się ze swojego miejsca, nawet jeśli wie, że nie śpię. Po prostu będziemy utrzymywać kontakt wzrokowy, aż jedno z nas nie odezwie się jako pierwsze.

Wampir chrząknął i przeniósł wzrok na biurko.

– Kąpiel już czeka – oświadcza i wychodzi. Pewnie idzie do kuchni, by zrobić mi coś do jedzenia, a później odesłać do łóżka. Jest jeszcze wcześnie. Nawet bez zegarka jestem w stanie stwierdzić, że jest po szóstej rano. Zauważyłem, że moja ruja zaczyna się o szóstej po południu, a kończy o szóstej rano, co daje mi dwanaście godzin niesamowitego cierpienia. O północy następuje kumulacyjny punkt, by z każdą godziną było mi już lżej. Tego aspektu swojej natury nienawidzę.

Kocham swoją kocią część, bo czemu miałbym nią gardzić? Lubię przybierać swoją kocią formę i psocić, najczęściej, ku niezadowoleniu wampira, ale rui nie potrafię zaakceptować. Nie znoszę ich. Chciałbym być wybrakowanym egzemplarzem i nie musieć przechodzić tego. Wychylam się, by wziąć butelkę z wodą i opróżnić niemalże całą, po czym wstaje z łóżka i kieruję się w stronę łazienki. Wczoraj zostawiłem sobie tam świeże ubrania, by nie musieć robić tego teraz. Właściwie gdyby nie Cery i jego pomoc, to nie wstawałbym, leżałbym tak na tym łóżku i odzyskiwał siły. Może wstałbym, czując głód, więc zrobiłbym sobie coś do zjedzenia i dalej gnił w łóżku, nie mając siły kiwnąć chociaż palcem. Zazwyczaj wieczorem odzyskuje wszystkie siły i wtedy pewnie coś bym robił... Barry stwierdził, że to całkowicie normalne zachowanie i nie muszę się tym martwić. Tak naprawdę, gdyby nie Cery i jego kąpiel poszedłbym spać dalej, nie przejmując się... niczym. Staram się nie rozpamiętywać całego zajścia, bo tak jest prościej.

*

Po kąpieli poczłapałem do kuchni i zajrzałem Cery'emu przez ramię. Jestem strasznie głodny i gdybym żywił się krwią, nie miałbym żadnych wyrzutów, gdybym teraz ugryzł Cery'ego.

– Kanapki? – nastroszyłem się. Gdzie moje gofry? Zawsze były gofry!

– Tak, kanapki.

– A moje gofry?

– Dbam o twoją linię – rzuca uszczypliwie.

– Sugerujesz, że jestem gruby?! – prycham na wampira. Bezczelny! A ja daję mu się miziać!

– Dobrze, później zrobię ci gofry, a na razie zjesz kanapki.

Naprawdę chciałem jeszcze pogrymasić, ale byłem głodny i zjadłbym wszystko, co zrobiłby mi Cery, nawet rzeczy, których nienawidzę jeść.

    Po zjedzeniu swojego śniadania i odebraniu sporej porcji miziania po główce poszedłem się jeszcze zdrzemnąć; uprzednio zmieniłem pościel na świeżą.

Poprosiłem wampira, żeby obudził mnie na obiad, a ten obiecał, że tak zrobi. Teraz mogłem spokojnie spać. A raczej spałbym, gdyby nie zadania z chemii.

*

– Cześć, może gdzieś wyjdziemy? – kiedy zadzwonił do mnie Marcus, odebrałem natychmiastowo.

– Nie sądzę, by dziś był najlepszy pomysł – wzdycham głośno. Przez to, że moja ruja trwa jeden dzień, sprawia, że każdy myśli, że kolejnego dnia jestem pełen energii. A to nie jest prawda. Nie mam sił na nic, a jeszcze czeka mnie dziesięć stron zadań z chemii, od których zależy moje całe życie. Jeśli nie poprawię chemii, to nawet nie chcę myśleć, co Cery zrobi w ramach wyciągnięcia konsekwencji z mojej głupoty. Tak naprawdę, to nie mam cholernego pojęcia, dlaczego ta wiedźma zlitowała się nade mną i pozwoliła mi poprawić oceny w taki sposób, aczkolwiek wiem, że to nie gwarantuje mi niczego i do końca semestru będę musiał się pilnować, a jeśli złapię, chociażby jedną złą ocenę... Znów wrócę do tego punktu, z którego właśnie próbuję wyjść.

– Przepraszam, zapomniałem... To może jutro? – pyta.

– Nie sądzę, bym w najbliższym czasie mógł wychodzić z przyjaciółmi, Cery trochę się zdenerwował na wieść o zagrożeniu – tłumaczę mu całą sytuację, bo nie ma sensu ukrywać tego faktu. Chłopaki wiedzą, że Cery czasami potrafi być surowy. Chociaż to pierwszy raz, kiedy dostałem zakaz wychodzenia z przyjaciółmi. W dodatku cały szlaban ma czas nieokreślony, chociaż kiedy poprawię chemię, dowali mi dwoma tygodniami i wszystko rozejdzie się po kościach.

– Och... W takim razie cześć – Marcus rozłącza się, a w tym samym czasie do pokoju przychodzi Cery.

– Mam nadzieję, że nastawiłeś się psychicznie na to, że dziś przerobimy wszystkie zadania – oznajmia i kładzie talerz z goframi obok zadań.

– Ale że wszystkie? Dziś? Nie możemy zrobić dziś pół, a jutro resztę? – proszę go.

– Jeśli będziesz w miarę skupiony... To wtedy pomyślę – uśmiecha się przebiegle.

Mam to na swoje własne życzenie.

*

Z łazienki wyszedł Cery, ubrany tylko w spodnie dresowe, w dodatku wycierał swoje długie kłaki, więc bezczelnie obczajałem go. Coś tam krzyczało, we mnie, że to niemoralne, ale nie mogłem powstrzymać się od zerkania w stronę pół-nagiego wampira. Jego skóra była jasna, tak jakby ktoś przyprószył go całego mąką.

    Kiedy Cery przestał wycierać włosy, spojrzał prosto na mnie, a ja speszony odwróciłem głowę w drugą stronę. Czułem jak moje policzki, uszy i kark robią się czerwone. Nie powinienem, ale pokusa była zbyt silna...

– Co tam łajzo? – Cery najwidoczniej nie wyczuł niczego, bo jak gdyby nic, usiadł obok mnie.

– Nic... Nie potrzebujesz się przypadkiem posilić? – pytam blondyna, a ten zgadza się ze mną. Odchyliłem głowę, by dać mu lepszy dostęp do swojej szyi, ale ten wstał z kanap, ignorując moje istnienie.

– Cery! – syknąłem. Znów wracamy do punktu wyjścia? Odkąd stracił panowanie nad sobą i zaatakował mnie, zaprzestał pić mojej krwi. Na początku sądziłem, że potrzebuje trochę czasu, by przywyknąć, ale najwidoczniej już wtedy podjął decyzję, że zaprzestanie pić mojej krwi. Właściwie to przypomniało mi, że uczynił mnie swoim żywicielem, bo ja miałem taki kaprys. Właściwie... Nie traktuje mnie jak prawdziwego żywiciela, na tych dodatkowych lekcjach o istotach nadprzyrodzonych, tłumaczono nam, jak to jest być żywicielem, a ja nawet nie mogę się nim nazwać. Cery po prostu spełnił kaprys dziesięciolatka. Aczkolwiek myślałem, że z czasem coś się zmieni. Owszem byłem mu pomocny, kiedy pojawiły się problemy z dostępnością krwi, ale te czasy już minęły.

– A ty wciąż swoje – mamrocze i siada z powrotem na kanapie – Naprawdę wciąż chcesz być moim żywicielem?

– Tak – odpowiadam bez namysłu.

Bo to jedyny sposób, by zostać u boku Cery'ego. Dopóki moja krew będzie mu smakować, tak długo będę z nim. Nie pozwoli mi odejść wcześniej...

Wampir odsuwa rękaw mojej koszulki i delikatnie liże miejsce, które zamierza ugryźć. Dziś najwidoczniej będzie pić z mojego przedramienia.

Cery nic nie mówi, chociaż wiem, że chciałby coś powiedzieć. Chociażby taką głupotę jak: obyś tego nigdy nie żałował.

Dlaczego miałbym żałować? 

Cause this is pure love //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz