Trzydzieści jeden

1.1K 98 83
                                    

media: Green Day - American Idiots


Kiedy wróciłem do mieszkania, wiedziałem, że moja łajza ma towarzystwo. Nie dziwiłem się temu, ponieważ jest piątek i jego znajomi mogli wpaść w odwiedziny; oczywiście nie mogli go poinformować, że przyjdą, a ten nie mógł mi powiedzieć, że mamy gości.

Jednak nie to mnie dziwiło, bo od wejścia czułem dym papierosowy...

Czyli tak się bawi pod moją nieobecność?

Czy Kallen w ogóle pali? Nigdy nie wyczułem od niego dymu papierosowego, więc pewnie to któryś z bliźniaków zaczął popalać. Oni mają czternaście lat... Aż tak im się śpieszy do bycia dorosłym? Dopóki ten nałóg nie sięgnie Kallena, będę udawać, że o niczym nie wiem. Wychowuję jedną przybłędę, więcej nie potrzebuję.

– Cześć, Cery – śmietnikowa znajda uśmiecha się do mnie szeroko. Wiem, że gdyby miał sprawną nogę, to w parę sekund znalazłby się przy mnie i zacząłby domagać się miziania. A może nie chciał zrobić sobie siary przed przyjaciółmi?

– Pomogę – zaoferował się Ian. A może to Louis? Chociaż stawiałbym na Iana. Cholera, wciąż nie potrafię odróżnić który bliźniak, to który.

– Dziękuję, ale nie trzeba – odpowiadam. To tylko parę siatek z zakupami, które właściwie nie robią na mnie żadnego wrażenia.

Zauważam, że jest też Marcus, ten ludzki nastolatek, który przyglądał mi się. To już wiem, kto jest palaczem w towarzystwie. Powinienem wprowadzić jakieś środki zapobiegawcze, czy może odpuścić i poczekać aż Kallenowi łapki się powiną i dać mu wtedy szlaban?

– Mógłby ktoś otworzyć okno? – proszę ich i spoglądam na Marcusa z wyższością, a niech wie, że ja wiem, że palił mi w mieszkaniu.

– Zostaniecie na obiad? – pyta Kallen i ku mojemu zaskoczeniu cała trójka się zgadza. Spodziewałem się, że Marcus, uświadomiwszy sobie, że domyśliłem się, że palił, zwieje. Imponujące...

    Cała czwórka na powrót wróciła do rozmowy, którą przerwałem swoim pojawieniem. Cóż... Ja na ich miejscu zmieniłbym lokalizację, ale chyba nie mają z tym problemu, by plotkować w salonie jak stare baby przed blokiem.

    Przez cały czas udawałem, że wcale ich nie podsłuchuję, zresztą; jak miałem tego nie robić? Dzieliło nas raptem parę metrów, czy chciałem, czy też nie, wszystko słyszałem. A żaden nie wpadł na pomysł, by mówić ciszej. W sumie nawet gdyby tak zrobili, to i tak słyszałbym ich, więc uznali, że to bez znaczenia jak głośno będą rozmawiać.

    Jak tylko dzieciarnia sobie pójdzie zagonię Kallena do przepisywania notatek. Przez pięć dni przychodziłem do niego przed kolacją, dawałem telefon i siedziałem z nim, czekając, aż przepisze wszystkie notatki. To nie tak, że mu nie ufałem, bo ufałem, chciałem mu odrobinę utrzeć nosa. Przez pięć dni nawet nie zauważyłem, żeby włączył telewizor, a przecież mógł. Albo łajza zauważyła, że codziennie rano zastawiam na niego pułapki, by przyłapać go na gorącym uczynku.

Plus jest taki, że Kallen wziął się za drobne porządki, w które nie wymagają zbyt dużo chodzenia.

Kiedy kotołak kończył przepisywanie – czasami ze słabo jakościowych zdjęć – zabierałem mu telefon i wyłączałem go. Nie skarżył się, przynajmniej nie prosto w twarz.

*

Poszedłem do pokoju Kallena, by zmusić go do przepisywania notatek, ale łajza chyba mi się popsuła, bo siedziała jak na jakimś haju.

Cause this is pure love //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz