Dwadzieścia

1.3K 115 55
                                    

media: Morandi - Save Me


Mój, jakże miły, poranek został brutalnie przerwany przez Kallena, który bez żadnych skrupułów wpakował się na moje kolana i przytulił się, tak samo, kiedy miał sześć lat. Czasami umysł Kallena działał tak, jakby naprawdę miał sześć lat, co bywa niepokojące, ale w gruncie rzeczy nie jest złe, przynajmniej wiem, czego ta śmieciowa znajda chce ode mnie.

– Powinienem zacząć cię bić po łbie za każdym razem, kiedy przypomną ci się nawyki z dzieciństwa? – pytam, ale głaszczę go po włosach, tak jak najbardziej lubi.

– Coś cię trapi? – pytam, ale przypominam sobie, że gdyby tak było Kallen zdążyłby przejść już do sedna swojego problemu, dlatego dodałem:

– Zapomniałem, że jesteś taką straszną przylepą. Powiedz mi, gdzie popełniłem błąd?

– Nie wiem, ale miziaj dalej – prosi mnie. Nawet nie myśli, by zjeść mi z kolan.

– Nie możesz pomęczyć swojej bezdomnej, przybranej kociej, rodzinki? – proponuję. Nie, żebym miał z tym problem, ale Kallen ma czternaście lat, czy nie jest już za stary, by tak się zachowywać?

– Czasami mam wrażenie, że jak oduczę cię jednej rzeczy, to reszta przybiera na sile – wzdycham głośno – A jeśli przez myśl przelazło ci czubie, by mnie, ugryźć idź po karton, pakuj się i wracaj tam, skąd cię wziąłem.

Ten terror przerwał dzwoniący telefon. Właściwie to dziękowałem w duchu wszystkim bogom, że zlitowali się nade mną i zmusili kogoś, by akurat teraz do mnie zadzwonił. Jeszcze parę minut miziana Kallena i musiałbym przegnać się ze swoją ręką, bo by mi na pewno odpadłaby.

– Mógłbyś wstać? Mój telefon dzwoni i jestem niemal przekonany, że to coś ważnego – informuje kotołaka, który nie jest chętny do współpracy, ale również nie chce mnie zdenerwować. Korzystając z tej swobody, idę po telefon i dla pewności odbieram w swoim pokoju, jakby Kallen wpadł, na jakiś głupi pomysł, łażenia za mną gdziekolwiek pójdę. Już przerabiałem z nim taki epizod, nic dobrego.

– Co tam Barry? – pytam, jednocześnie mentalnie przesyłam mu podziękowania, za to, że dzwoni, a nie przyszedł. W końcu jesteśmy sąsiadami, ale pewnie wilkołak znalazłby tysiąc wymówek, dlaczego nie chciało mu się ruszyć i wpaść do mnie.

– Mam do skręcenia regał, ale z jedną ręką... – nawet nie pozwalam mu kończyć, bo szybko doszedłem do odpowiednich wniosków.

– Mam ci pomóc z nią? – tak czysto retorycznie się upewniam. Normalnie, że z jedną sprawną ręką sobie nie poradzi. Dopóki rana po postrzale nie zrośnie się, ma zakaz przemęczania się. Właściwie to... Nie wiem, po jaką cholerę bierze za skręcanie regału, skoro bez pomocy nic mu nie wyjdzie.

– Jakbyś mógł, to byłbym kurewsko, wdzięczny – informuje mnie.

– Jasne, nie ma problemu, zaraz będę – mówię i rozłączam się.

Barry nawet nie wie, że uratował mnie przed Kallenem, który najwidoczniej poczuł, że dziś jest dobry dzień na przypomnienie mi, jaką to przylepą jest. Jakbym potrzebował przypomnienia. Codzienne pobudki z nim w jednym łóżku, krzyczą aż nadto.

– Idę do Barry'ego – informuję swoją śmieciową znajdę. Robię tylko to dlatego, żeby się nie martwił... Mam wrażenie, że Kallen czasami tylko czeka powodu, by pokazać swoją zazdrość. Mimo upływu tylu lat wciąż jest to uroczy widok.

– Idziesz też? – pytam, kiedy widzę, że moja śmieciowa przylepa idzie za mną. Energicznie kiwa główką. Czyli jednak wracamy do epizodu, gdzie Kallen łaził za mną wszędzie jak cień?

– Zaczynasz być przerażający, kiedy nie paplasz – wzdycham głośno.

Zwykle mój czub ma sporo do powiedzenia, nawet kiedy nie zamierzam go słuchać, zawsze musi coś mówić.

      W mieszkaniu Jo i Barry'ego, w końcu mieszkają tutaj razem i są parą, więc mogę mówić, że to ich mieszkanie, nawet jeśli właścicielem jest Jo; Kallen odstawia kolejną dziwną rzecz.

Podchodzi do Barry'ego i obejmuje go. Dość niespotykane... Czy on kiedykolwiek wyszedł ze swojej strefy komfortu i okazywał uczucia innym? Nie potrafię sobie tego przypomnieć. Zawsze tulił się do mnie i tylko do mnie.

No ej! Cholerna znajdo! Nie psuj mi mózgu!

Wilkołak dość niepewnie obejmuje chłopca, zdrową, ręką i spogląda na mnie, doszukując się wyjaśnień.

– Nie wiem – poruszyłem bezgłośnie ustami. Kallen przejawiający chęci obejmowania kogoś innego? To przypadek niespotykany, więc kiedy już zostałem nim uraczony, to nie wiem co zrobić.

Może Barry będzie wiedział, o co tej znajdzie będzie chodziło, a raczej naprowadzi mnie na jakiś trop.

*

– Ojej, słoneczko – Jo nie ukrywała swojego zachwytu tym, że Kallen również i do niej przylazł i zaczął domagać się miziania. Wyglądało to tak, jakby natura Kallena wzięła górę i po prostu przymilał się, bo jest cholernym kotem. Albo to pierwszy syndrom zbliżającej się choroby.

– Nakarmili cię oni chociaż? – pyta Jo, która totalnie olała dziwne zachowanie Kallena.

– Przed twoim przyjściem zdążył wszamać całą pizzę, która miała być wspólna – mówi Barry. Naprawdę dzieje się coś niepokojącego z moją znajdą.

– I nie rozpieszczaj go za bardzo! – krzyczę, kiedy wampirzyca pyta go, czy nie ma ochoty na kawałek ciasta.

– Ja nie muszę tego robić, Ceryni. Sam bardzo dobrze rozpuściłeś Kallena, prawda Kallen?

A ten mały zdrajca tylko jej przytaknął skinieniem głowy. Jeszcze dziś poleci na śmietnik. Zdrajca przebrzydły. A mogłem go wtedy zignorować! Mogłem zostawić go, by wychowały go bezdomne koty. Zachciało mi się zabrać znajd ze śmietnika.

– Nie karm go, no! Jo! – próbuję powstrzymać wampirzycę przed przekarmieniem mi kotołaka – Barry powiedz coś jej, bo jak mi się znajda rozchoruje, to biorę tydzień wolnego i jadę na Malediwy – informuję wszystkich. Jednak to nawet nie sprawia, że Jo zmienia swoje zdanie.

Podrzucę jej Kallena jak nic!

     Kiedy moja śmieciowa znajda zasnęła na kanapie w salonie Jo i Barry'ego poważnie zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie złapał jakiegoś wirusa... Młodsza wersja Kallena potrafiła łapać przeziębienie prawie od wszystkiego i byłem pewien, że jego odporność się poprawiła, ale niekoniecznie tak musiało być w rzeczywistości.

    Nie trudziłem się ze zbudzeniem kotołaka, tylko wziąłem go na ręce i z małą pomocą Jo – ktoś musiał mi drzwi pootwierać – zaniosłem Kallena do jego pokoju, a sam zacząłem przeglądać zawartość szafek w poszukiwaniu termometru. Dla pewności również rzuciłem oko na kalendarz, na którym zaznaczałem wypadające pełnie, ale miałem dwa tygodnie do najbliższej. Wystąpienie rui odrzuciłem... Teraz i tak zbyt dużo nie zrobię, ale rano... Pójdę z nim do lekarza, żeby mieć pewność, że z Kallenem jest wszystko okej. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek się tak zachowywał.

– Może się tylko przejadł? – podsuwa Jo.

– Uwierzyłbym w to, gdybym nie obserwował go cały dzień... Zauważyłaś to przecież, że cały dzień milczał i tylko domagał się miziania.

– Może ruja?

– Za wcześnie – palcem wskazuje na kalendarz, który przyczepiony jest do lodówki, tuż obok rysunku Kallena.

– Ty tutaj panikujesz, a Kallen teraz pewnie dusi się ze śmiechu – próbuje mnie podnieść na duchu – Może to kolejna jego dziwna zagrywka? Jako dziecko potrafił zachowywać się podobnie.

– Jeśli robi sobie ze mnie jaja, niech wie, że nie ma czego tutaj szukać – oznajmiam na tyle głośno, żeby Kallen zdołał mnie usłyszeć. To będzie przesada i Kallen będzie musiał poznać konsekwencje swojej beznadziejnej decyzji.

Cause this is pure love //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz