Dwadzieścia dwa

1.2K 101 40
                                    

media: Savage Garden - To The Moon And Back


Sprzątanie mieszkania nigdy nie należało do moich ulubionych czynności. Odkąd przygarnąłem Kallena, sprzątanie stało się wręcz koszmarem. Kiedy był jeszcze mały, to jakoś to szło, posadziłem go przed telewizorem, dałem gofry i kakao i jakoś to sprzątanie szło. Gorzej kiedy znajda poczuwała się w obowiązku pomagania mi, a raczej prób pomagania, które kończyły się zazwyczaj bieganiem po świeżo umytej podłodze i dziwienia się, dlaczego wyglądam, jakbym miał ochotę wystawić go za drzwi. Kiedy Kallen podrósł i nauczył się przejmować swoją kocią formę, to zaczął wykorzystywać to – zmieniał się w kota i ganiał po mieszkaniu, powodując u mnie rzeczywistą chęć wystawienia go na zewnątrz. Raz tak zrobiłem, to z racji niepotrafienia jeszcze przybierać swojej ludzkiej formy na zawołanie, miauczał mi pod drzwiami, że musiałem go wpuścić.

    Później już nie próbowałem go nigdzie zamykać i tylko cierpliwie czekałem aż ta łazja wybiega się, ganiając po całym mieszkaniu za jakimś śmieciem, który sobie upatrzył. Aktualnie toczył jakąś batalię z kartonem, który z niewiadomych przyczyn znalazłem u Kallena w pokoju.

– Czubie, skończyłeś już maltretować ten karton? Podłogę chcę umyć – wyciągam rękę w stronę swojej kociej łajzy, która w odpowiedzi prycha na mnie. I tyle jeśli chodzi o okazywanie uczuć.

– O ty łajzo... To ja cię przygarnąłem i pokochałem jak swoje, gofry i kakao robię ci na zawołanie, a ty na mnie prychasz? – to trochę zbiło z tropu kocią wersję Kallena, bo poruszył uszkami i zaczął się łasić.

– Koniec tego dobrego – oznajmiam stanowczo – Jeśli myślisz, że mam jeszcze ochotę się z tobą użerać śpisz dziś na śmietniku – informuję go. Kallen w kociej formie spojrzał na mnie swoimi złotymi ślepkami, jakby myślał, że jeszcze pozwolę mu chwilę maltretować ten karton.

– Dobra zostawię ci ten karton nieznajomego pochodzenia, ale za pięć minut widzę cię w ludzkiej formie, albo chociaż siedzącego na kanapie – kot jak to kot, zazwyczaj ma w dupie co do niego mówię, więc po chwili wrócił do zabawy z kartonem.

– Kallen! – krzyczę, będąc bliski załamania nerwowego. Czaję, że jest nastolatkiem, ale to nie oznacza, że mam znosić takie zniewagi.

– Pięć minut – przypominam mu, mając nadzieję, że coś to tego kociego łba dotrze.

Następnym razem, po prostu go wyrzucę z mieszkania, albo podrzucę Jo, cokolwiek. Byleby mi nie przeszkadzał podczas sprzątania. Niestety mnie nie interesuje mieszkanie w brudnym i zaśmieconym mieszkaniu, chociaż po tym, że Kallen najwidoczniej czuje się w takim środowisku jak u siebie. Może naprawdę to była jakaś bezdomna kocia rodzinka?

*

– Dokąd idziesz? – pytam, kiedy Kallen nawet nie kryje się z tym, że próbuje zwiać mi z mieszkania.

– Do sklepu! – mówi i nakłada drugiego buta. Nim skończył wiązać buta, łapię go za ramię i zmuszam go, by wstał.

– Oszalałeś?!– krzyczę – Dziś pełnia!

To jedyny powód, dla którego powinien dziś siedzieć w domu i przez kolejne dwa dni.

– Ale idę tylko do sklepu, Cery – przypomina mi – I jest naprawdę blisko

– Powiedz mi, czego chcesz, a ja pójdę i ci to kupię – jeszcze tego mi brakuje, żeby szlajał się sam, kiedy może dostać rui.

– To niedaleko – nieustępliwa bestia z niego – I lekarz mówił, że pierwszego i trzeciego dnia szansa na ruję jest niska...

– Ale to nie gwarantuje, że jej nie będzie. Nie możesz się zachowywać tak nieumyślnie, Kallen.

Nawet jeśli bierze leki maskujące swój zapach, które powinny zadziałać i sprawić, że jego zapach nie będzie aż tak wyczuwalny, przez co jego feromony nie powinny zachęcać potencjalnych chętnych na przygodny seks, to nie oznacza, że nie będzie oznak rui. A co jeśli trafi na jakiegoś zboczeńca, który zauważy wszystkie te oznaki i zaciągnie go w jakiś zaułek i zgwałci?

– To niedaleko, proszę, Cery... – spogląda na mnie tymi złotymi ślepkami, roztapiając moje zimne serduszko.

Asertywność? Gdzie jesteś? Teraz bardzo cię potrzebuję... Aha, na wakacje pojechałaś. Teraz?!
– Ok... Okej – co ja wyprawiam, to na pewno źle się skończy. Zawsze tak jest.

– Ale masz wrócić szybko – zastrzegam.

– Nie będzie mnie tylko dwadzieścia minut, nie martw się tak Ceryni – uśmiecha się i przytula się do mnie. Cholerna łajza! Co on sobie myśli?!

     Chodziłem po mieszkaniu, czekając aż ta łazja wróci. Sam nie wiem, dlaczego w ogóle się zgodziłem! Cholera! A co jeśli...? Ma telefon, zadzwoni na pewno, zadzwoni. Gdyby zauważył, coś niepokojącego na pewno zadzwoni. Przecież to nie tak, że Kallen nie potrafi używać mózgu. Owszem zdarza mu się, ale teraz chyba nie będzie aż taki głupi?

Może powinienem napisać mu markerem na ramieniu swój numer i przy okazji notkę ostrzegawczą? Coś w stylu: ta znajda ma już właściciela, co?

    Kiedy mój telefon zaczął dzwonić, modliłem się, żeby to nie był Kallen. Jednak oczywiście wszyscy bogowie, którzy dziś byli na infolinii mieli w dupie moje prośby i dzwoniła moja śmietnikowa znajda.

– Cery? – od razu wiedziałem, że coś jest nie tak, więc ruszyłem do drzwi, bo już na wszelki wypadek byłem gotowy do wyjścia. Wolałem dmuchać na zimne i być przygotowanym, by później słuchać docinek kotołaka, niż tracić cenne sekundy, na ubranie się.

– To chyba się zaczęło – informuje mnie słabym głosem. A mówiłem mu, kurwa, by siedział w domu, to zachciało mi się wierzyć jego słodkim oczkom, że wszystko będzie w porządku i nic się nie stanie. I o to efekty! Po wszystkim zapiszę się na jakiś kurs asertywności, bo moja coś lubi spierdalać, kiedy najbardziej jest potrzebna!
– Gdzie jesteś? – pytam, chcąc upewnić się, czy mam wykorzystać swoje wampirze zdolności, czy również dobrze mogę sobie odpuścić.

– Obok sklepu... Na ławce.

– Zaraz będę – informuję go, a ten rozłącza się.

*

Po dotarciu na miejsce, we wskazanym miejscu przez Kallena, łajzy już nie było. Natomiast leżała siatka i telefon, który wyglądał jak ten Kallena. Jednak dla pewności zadzwoniłem i kiedy telefon zaczął dzwonić, przeraziłem się. Jak mu się poprawi, to go zabiję.

Wziąłem jego telefon i rozejrzałem się. Muszę się uspokoić, to teraz najważniejsze. Może wrócił do sklepu, a telefon zostawił przypadkiem?

    Poszedłem do sklepu naprzeciwko i zapytałem obsługi, czy przypadkiem moja znajda się nie znalazła.

– Widziałam go, siedział na ławce i chyba na kogoś czekał, po chwili podeszli do niego znajomi i gdzieś poszli – informuje mnie kobieta stojąca za kasą. Dziękuję jej i wychodzę ze sklepu. Nie ma co się ograniczać i czas wykorzystać wszystkie zmysły, które mam wyostrzone. Na co dzień też są wyostrzone, tylko przestałem zwracać uwagi na to co mnie otacza... Muszę tylko się wyciszyć, a może znajdę jakiś ślad... Przecież nie możliwe, by odeszli daleko!

Po chwili udaje mi się usłyszeć, kilka interesujących dźwięków, które mogą być albo trafionym strzałem, albo wręcz przeciwnie. Oby to był Kallen...



Cause this is pure love //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz