Czterdzieści cztery

937 91 45
                                    

media: Edguy - Vain Glory Opera


– Idziesz spać? – pytam łajzy, kiedy wstała z kanapy. Cały czas zastanawiałem się, czy to naprawdę dobry pomysł, by powiedzieć mu o tym, czego dowiedziałem się od Barry'ego. Ta wiedza nic nie zmieni, a mimo wszystko odczuwam niepokój, kiedy tylko pomyślę o tym, że mam mu to powiedzieć.

Kallen ma piętnaście lat, to wciąż dziecko, ale mimo wszystko...

– Nie, idę tylko siku... A co zamierzasz mi wprowadzić godzinę policyjną na weekend?

– Nie prowokuj, bo pomyślę, że prosisz się o wprowadzenie takiej godziny policyjnej... Co powiesz na ósmą wieczór? – drażnię się z kotołakiem.

– Ceryni! – fuczy na mnie, biedne obrażone dziecko. Nawet nie byłoby mi go żal, gdybym wprowadził mu taką godzinę policyjną. Poza domem maksymalnie do ósmej, a o dziewiątej ma leżeć grzecznie w łóżeczku.

To całkiem przyjemna myśl.

Idę zrobić sobie kolejną kawę, w czasie kiedy kotołak załatwia swoją potrzebę. Kiedy wrócił, usiadł przy stole i czekał, aż do niego dołączę.

– To... Niczego nie zrobiłem! – broni się – Jestem grzeczny, czego ty chcesz? Nie palę, nie piję...

– A może dasz mi w ogóle powiedzieć? Zamiast zaczynać rachunek sumienia? – siadam naprzeciw łajzy i biorę spory łyk kawy.

– Ja już znam cię, Ceryni! I później zawsze się przypierdalasz – prycha.

– Zaraz to ja się przyczepię, ale do twojego słownictwa – informuję go, a nastolatek wystawia mi język.

– Kallen – karcę chłopca – Bądź poważny przez pięć minut, bo naprawdę wątpię, czy powinienem ci to powiedzieć, bo najwidoczniej emocjonalnie wciąż nie jesteś dojrzały.

– Jak zamierzasz mi powiedzieć, że masz narzeczoną, to wiedz, że wyprowadzam się i biorę rybki ze sobą – oświadcza i zakłada ręce na piersi.

– Brzmisz, jakbyśmy mieli się zaraz rozwieść – rzucam uszczypliwie i gromię wzrokiem kotołaka, który zamierza skomentować moją uwagę.

– Niedawno – wzdycham głośno, to na pewno zły pomysł – Barry poinformował mnie, że zabójca twojej matki został aresztowany.

Kallen przez chwilę spogląda na mnie, nie wiedząc, co powinien zrobić, więc ja kontynuowałem:

– Możesz nie wiedzieć, ale... Twoja mama miała dość spore problemy finansowe, dlatego... została zabita – staram się dobierać odpowiednie słowa, by Kallen niczego źle nie zinterpretował.

– A z tego co udało się ustalić, to twoja mama uciekła z domu, kiedy byłeś jeszcze niemowlęciem, a przynajmniej to powiedziała temu człowiekowi, poprosiła go o pomoc finansową i nie tylko. Twoja mama przez cały czas posługiwała się fałszywymi tożsamościami, więc dlatego nie znaleziono twoich krewnych, ani też nie znaleziono żadnych poszlak... Ale Barry powiedział, że – urywam i odgarniam włosy z twarzy – Raczej to jego przypuszczenie, że ten człowiek może znać prawdziwą tożsamość twojej mamy i... – nie kończę, bo Kallen wstaje od stołu.

– Nie chcę tego słuchać! Nie chcę! – krzyczy głośno.

– Kallen... – próbuję uspokoić chłopca, ale ten idzie do swojego pokoju, słyszę jak tylko trzaska drzwiami.

Wiem, że kotołak się domyślił tego, co chcę mu przekazać i wiem, że mu się to nie podoba. Mi też.

Jednak to nie tak, że zamierzam go oddać, a nawet gdyby jego krewni się zjawili, to... Zrozumieją, że Kallen ma się dobrze i jest szczęśliwy. I walka o prawa nad opieką nad nim, będzie bez sensu. W końcu dla niego będą obcymi ludźmi, a więzy krwi tego nie zmienią.

Dopijam kawę i idę do Kallena; tam zastaję kotołaka zwiniętego w kłębek.

– Nie płacz, Kallen – proszę chłopca i dotykam jego włosów, by pogłaskać go w uspakajającym geście.

– To dlatego myślałeś o moich krewnych! – zarzuca mi.

– Tak, to prawda, ale to nieważne. Nie oddam cię, chociażby nie wiem co. Jesteś moją śmietnikową znajdą – próbuję go pocieszyć.

– Tego nie wiesz!

– Racja, nie wiem, ale jestem dobrej myśli... Nie rozdzielą nas.

– Obiecujesz? – Kallen siada na łóżku i spogląda na mnie mokrymi od płaczu oczętami. Ścieram łzy z jego policzków.

– Na mały paluszek – wyciągam prawą dłoń z zagiętymi czterema palcami.

Złotookiego odwiedziła nowa siła, bo uśmiechnął się i wstał z łóżka.

– A ty to gdzie? – pytam.

– Spać.

– Łóżko masz tutaj, chyba że preferujesz karton, to stoi on, po drugiej stronie łóżka – informuję go. Domyśliłem się, że zamierza spać w moim łóżku.

– Cery – spogląda na mnie błagalnie – Nie chcę spać sam – robi taką rozkoszną minkę i jeszcze te uszka... Nic tylko się zgodzić, by nie robić mu przykrości.

– Trzy sekundy i jesteś w swoim łóżku – informuję go i wstaję, podchodzę do regału, gdzie poza książkami są ustawione pluszaki, których Kallen za wszelką cenę nie chciał się pozbyć.

– Łap – rzucam mu maskotkę wampira – Teraz nie będziesz spać sam – uśmiecham się wrednie.

– To chociaż zostań, dopóki nie zasnę – prosi mnie. To akurat mogę zrobić.

Podejrzewam, że ten stan nie jest spowodowany tym, że jakiś krewny mógłby nas rozdzielić. Bardziej chodzi o... tego mordercę. Pamięta go, pomimo tych lat, wciąż to wspomnienie jest w nim żywe.

– Ciepła klucha z ciebie jest, wiesz? – oznajmiam, kiedy siadam obok nastolatka.

– Też jesteś ciepłą kluchą – trafna uwaga, nie powiem – Tylko że ja jestem wyżej w hierarchii, bycia ciepłą kluchą.

– To prawda, w końcu kto jak nie Kallen lubi być miziany? – pytam z uśmiechem. Kallen to taka dziwna mieszanka, że trudno jest mi określić jakim typem osoby jest. Pewnie sporo wpływu na to, jaki jest, miało to, że wychował się z matką która... Nie była idealna, to sprawiło, że Kallen potrafi zachować się dojrzale jak na swój wiek, ale gdzieś tam siedzi w nim ta psotna część.

*

Kiedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się, a zaraz po tym do pokoju wszedł Kallen w swojej kociej formie, przy okazji targając pluszaka, którego dałem mu do snu, parsknąłem śmiechem. Więc tak zamierza wleźć mi do łóżka? W kociej formie?

– Ktoś cię tu zapraszał? – pytam, jednak nie wyrzucam go, przypatruję się jego zmaganiom, w końcu ten pluszak dość mocno mu przeszkadza.

– Jesteś taki uparty, wiesz? – mamroczę – Dobranoc, Kallenie – oznajmiam i gaszę lampkę. Wcale nie zrobiłem tego celowo, wcale.

Kiedy się obudziłem, Kallen już był w swojej ludzkiej postaci, obejmował mnie ramieniem w pasie, a żeby było lepiej, to ta łapa znalazła się pod moją koszulką.

– I gdzie z tą łapą, co? – warczę, kiedy po odrzuceniu tej ręki ona znów próbowała się wślizgnąć pod moją koszulkę.

– Cichaj – powiedział sennie i żeby skutecznie mnie uciszyć, dziabnął mnie w kark. A tak się bawić nie będziemy.

– No kurwa! – krzyknął, kiedy zaliczył bliskie spotkanie z podłogą.

– Ceryni! – spojrzał na mnie z mordem w oczach, a ja dotknąłem dłonią karku i wyczułem coś ciepłego i mokrego... Pokazałem kotołakowi krew na mojej dłoni.

– Daje ci sekundę na wytłumaczenie się.

– Eeee... – podrapał się po głowie – Chcesz mnie pokąsać?

– A żebyś wiedział, że chcę – warknąłem. Gdybym mógł osiwieć, to osiwiałbym już dawno temu.


Cause this is pure love //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz