Jeden

3.7K 157 130
                                    

media: Cher - Believe


Powoli świtało, kiedy wracałem z pracy, więc chciałem się pośpieszyć i wrócić do swojego mieszkania, zanim słońce wzejdzie. Jestem wampirem, i tyle mi wystarczy, by preferować tryb nocny. Całe szczęście, że znalazłem pracę, gdzie mogę siedzieć i pracować w nocy. Jakoś trzeba się utrzymać. Jak dobrze, że wiele barów jest nastawiona na specyficznych klientów – mówię tutaj o wszystkich istotach nadnaturalnych, chociaż wampiry, wilkołaki i czarownice są większością społeczeństwa, to jak dobrze poszukasz, możesz spotkać smoka albo dżina. Jednak i tak szybciej spotkasz hybrydę człowieka i wampira, wilkołaka bądź czarownicy.

    Chociaż wygląda to na kolorowe życie, to takie nie jest. Im rzadkim gatunkiem jest się, tym bardziej masz źle w życiu. Dla wampirów im rzadszy gatunek tym lepsza krew, dla ludzi rzadszy gatunek jest cenną zabawką, a dla wilkołaków... W sumie im to zwisa.

     Pracuję w barze, gdzie mile widzianymi klientami są wszelkie istoty nadprzyrodzone. Z racji mojego nocnego trybu życia ta praca jest dla mnie idealna, bo za dnia bar jest zamknięty. To nie oznacza, że światło słoneczne jest złe, po prostu zawsze żyliśmy w cieniu, nim ludzie się o nas dowiedzieli, na ulicę wychodziliśmy nocą. Stąd też wolimy nocne życie od dziennego.

    Przechodziłem obok ślepego zaułka, gdzie stał ogromny kontener na śmieci, kiedy do moich uszy dotarł głośny płacz. Jako wampir posiadam lepiej rozwinięte zmysły, może nie jak mój wilczy brat. W końcu jestem cholernym drapieżcą, dlaczego miałbym nie mieć rozwiniętych zmysłów?

     Tak naprawdę nie zainteresowałabym się tym płaczem, gdyby nie to, że ten płacz nie należał do dorosłej osoby, a dziecka. Tylko to zmusiło mnie, by zboczyć ze swojej ścieżki i podejść do kontenera i znaleźć tę małą zgubę i oddać ją rodzicom. Jak na wampira mam bardzo miękkie serce, więc nie chciałem mieć dziecka na sumieniu.

– Cześć – przywitałem się z małym chłopcem, na oko sześcioletnim. Nie wiem, co on tutaj robił, ale to na pewno nie miejsce dla takiego dziecka jak on. W dodatku skąd on tutaj się wziął? W pobliżu nie ma żadnych bloków, by mógł tutaj mieszkać.

Chłopiec uniósł główkę i spojrzał na mnie załzawionymi oczami. Przypatrywał mi się złotymi oczkami, po czym znów wybuchnął głośnym płaczem. Gdybym był człowiekiem z miejsca, uznałbym, że mam do czynienia z młodym wilkołakiem, ale unoszący się zapach – i nie mówię tutaj o zapachu śmieci – mówił coś innego. To nie mały wilczek... Nie potrafiłem jednoznacznie stwierdzić jaką istotą jest, ale na pewno należy do jakiegoś rzadkiego gatunku.

– Zgubiłeś się? Pomóc ci wrócić do domu? – klękam obok chłopca, ten wykorzystuje tę chwilę i przytula się do mnie. Biedne dziecko...

– Dom – mówi, a ja głaszczę go po pleckach, by dodać mu otuchy.

– Powiesz, mi gdzie mieszkasz? – pytam – Twoja mama na pewno martwi się o ciebie.

– Nie ma mamy.

– W takim razie twój tato... – nawet nie kończę, bo chłopiec odsuwa się ode mnie i spogląda na mnie z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.

– Tato...?

Okej, spodziewałem się prostej sprawy, ale wygląda na to, że taka nie jest. Czyżby matka chłopca została zamordowana? Inaczej nie potrafię interpretować słów dziecka. Na dodatek musiała wychowywać go samotnie.

– Ja jestem Ceryni, ale każdy mówi mi Cery – przedstawiam się. Skoro sytuacja tak wygląda, nie mogę go zostawić. Najlepszym rozwiązaniem będzie zabranie go na najbliższy komisariat policji i zostawienie go tam. Niech inni szukają jego krewnych – A ty jak się nazywasz? – pytam.

Chłopiec przez chwilę przygląda, mi się nim zacznie mówić.

– Kal... Kallen – w tym czasie ściągam swoją kurtkę i zarzucam mu ją na ramiona, by jakoś okryć malca. Jeśli spędził tutaj całą noc... Na pewno musi być mu zimno.

– Czy zechciałbyś pójść gdzieś ze mną Kallenie? – proponuję. Nie zależy mi na wystraszeniu malca.

*

– Hej, Cery, zostałeś opiekunką? – oczywiście jakiego można mieć pecha i akurat na posterunku będzie twój dobry znajomy wilkołak? Na pewno wysokie.

– Nie – odpowiadam i przytulam bardziej chłopca do siebie.

– To twojej siostry? – Barry podrapał się po głowie – Ale od kiedy ty masz siostrę?

– Bądź tak miły i zawołaj kogoś komplementarnego... Najprawdopodobniej matka tego malca została zabita – informuję przyjaciela, który posłusznie idzie po jakiegoś funkcjonariusza policji. A nawet dwoje.

Kiedy ja miałem składać zeznania, policjantka miała zabrać ode mnie Kallena, ale ten nie zamierzał mnie puścić. A kiedy udało się nas rozdzielić, mały wpadł w histerię, dlatego też zmuszony byłem być obok chłopca cały czas. To nie wróżyło niczego dobrego.

– Mógłbyś opowiedzieć wszystko? – prosi mnie policjant, a ja zaczynam opowiadać.

– Wracałem z pracy, tą samą trasą co zawsze, w zaułku usłyszałem płacz, który należał do tego dziecka. Poszedłem tam, bo myślałem, że się zgubiło, czy coś w tym stylu. Chwilę z nim porozmawiałem i postanowiłem go tutaj zabrać.

– O czym dokładnie rozmawialiście?

– Zapytałem, jak się nazywa i czy wie, gdzie jest jego dom – wzruszam ramionami – Kiedy wspomniałem, że jego mama może być zmartwiona Kallen powiedział, że nie ma mamy, a kiedy zapytałem go o ojca, to był bardzo zaskoczony, dlatego go tutaj zaprowadziłem.

Policjant i tak cały czas przyglądał mi się. Zawsze tak jest. Ofiara miała ślad po ugryzieniu? To na pewno sprawka tych okropnych wampirów!

Teraz pewnie będzie tak samo. Jestem potencjalnym podejrzanym nawet jeśli przechodziłem tam obok. Doprawdy to mógł być każdy!

– Dziękujemy – odzywa się policjantka, chyba wyczuła, że jej kolega wygląda, jakby chciał mnie zaraz zabić – Chodź Kallen, pójdziemy się pobawić, dobrze? – proponuje chłopcu, ale ten tylko obejmuje mnie mocniej i nawet nie zamierza mnie puścić.

– Kallen – proszę chłopca, rozumiem, że może być w szoku, ale na tym kończy się moja rola – Co z nim teraz będzie? – pytam. Może w ten sposób uda mi się jakoś go przekonać, by pójść z tą miłą panią.

– Trafi do ośrodka, gdzie będzie, czekał, aż znajdziemy, jego jakichś krewnych.

– Słyszysz Kal? Ci, państwo znajdą twoją rodzinę, więc proszę, idź z nimi – odstawiam chłopca na ziemie. W złotych oczach zbierają się łzy, jednak to nie moje zmartwienie. Zrobiłem, co mogłem. Przyniosłem go na komisariat, a ci na pewno znajdą jego krewnych.

– Nie! – krzyknął szatyn i objął moją nogę. Spojrzałem błagalnie na policjantów. Chyba nie myślą, że będę tutaj siedzieć cały czas? To dziecko wymaga opieki, a ja jestem po pracy. Wieczorem znów muszę pracować. Chyba nie spodziewają się, że będę pilnować go, dopóki nie znajdą jego krewnych?

– Kallen – próbuję jeszcze raz przemówić do chłopca.


Początkowo miało to być omegaverse, ale uznałam, że tego typu ksiażęk jest dużo na watt, więc porzuciłam koncepcje na omegaverse, ale myślę, że czasami będzie tam zalatywało typowym omegaverse :D

Cause this is pure love //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz