Czterdzieści jeden

1K 89 16
                                    

media: Leann Rimes - Can't Find The Moonlight


– Będziesz musiał zostać jutro – informuję Kallena, kiedy spoglądam na termometr. Wiedziałem, że coś za dobrze szło. I tak na dzień przed ślubem Jo i Barry'ego, łajza dostała wysokiej gorączki.

– Nie! – wydziera się, po czym zaczyna kasłać – Dlaczego ty możesz iść, a ja nie?

– Bo Barry poprosił mnie, bym był świadkiem, więc muszę być, a teraz jest już za późno, żeby się wycofać. Co najwyżej mogę odpuścić sobie całe wesele – wzdycham głośno – Idź spać.

– Też pójdę! – upiera się.

– Kallen... – próbuję idiocie przemówić do rozsądku, tylko narobi zamieszania, jak w trakcie ceremonii zasłabnie.

– Pójdę i tak!

– Jesteś taki upierdliwy – wywracam oczami, bo im dłużej go słucham, ty mniej chcę mi się z nim spierać – Co takiego złego jest w spędzeniu paru dni w łóżku? A raczej tego jednego, zaprosisz sobie Marcusa, pogadacie – i pewnie nie tylko pogadacie; dodaję w myślach. Jakoś nie potrafię na głos rzucić żadnym uszczypliwym komentarzem odnośnie jego związku.

– Chcę iść tam z tobą – mówi stanowczo. Gdyby miał jeszcze siłę, to pewnie rzuciłby się na mnie i zacząłby kąsać, jak to ma w zwyczaju.

– Spać – kończę całą dyskusję, może do rana gorączka zniknie i będzie jakoś w miarę funkcjonować, ale nie twierdzę, że da radę wytrzymać całą ceremonię i wesele. Nie ma najmniejszych szans.

– Ale... – kotołak jak zawsze nie daje za wygraną.

– Spać. Rano zobaczymy, jak będziesz się czuć, bo jak nic się nie poprawi, zostajesz, łapiesz? Przywiążę cię do kaloryfera, żebyś nawet nie próbował zwiać – ostrzegam go. Ten tylko kiwa łbem na znak, że rozumie i układa się do snu.

– Dobranoc, łajzo.

– Dobranoc, Ceryni.

*

– To mogę iść? – pyta Kallen zaraz po tym jak wyszedł ze swojego pokoju. Nie spodziewałem się, że wyjdzie stamtąd o własnych siłach, a to tylko pokazuje, że zależy mu na obecności na ślubie. Niekoniecznie musi to iść w parze z jego samopoczuciem.

– Śniadanie – oznajmiam i podaję mu talerz z kanapkami. Wiem, że ich nienawidzi, więc zaraz zacznie grymasić jak małe dziecko, a wtedy będę mieć, chociaż jakąś podstawę do zamknięcia go w pokoju.

   Złote oczy szybko odnalazły moje, spodziewałem się litanii, ale ten wziął jedną kanapkę i zaczął ją jeść. Skubany... Zaraz zobaczymy, czy ma gorączkę, czy też nie, jeśli temperatura będzie podwyższona, chociażby o pół stopnia... Nie zabiorę go... Cholera, czy ja naprawdę rozważam, zabrania go? Nawet jeśli dziś mu się polepszyło, to powinien leżeć w łóżku i nie wyściubiać nosa spod kołdry.

A może po prostu wiem, że Kallen wtedy nie da mi żyć? Masa wiadomości, by w ostateczności pojawił się tam osobiście? Kotołak byłby do tego zdolny, więc już chyba lepiej przemęczyć się z nim trochę niż, żeby odwalał jakieś dziwne akcje.

Kallen

Cieszyłem się, że Cery'emu zmiękło serduszko i zabrał mnie ze sobą. Wiem, że zrobił to niechętnie i gdyby mógł, to sam został ze mną. Jo i Barry zrozumieliby, tak samo jak zrozumieli to, że tutaj jestem, chociaż nie czuję się najlepiej. Włożyłem wiele wysiłku, by sprawiać wrażenie, że czuję się lepiej niż dzień wcześniej. Po prostu czułem, że jeśli chociaż na chwilę przestanę udawać, to Cery odeśle mnie do mieszkania. Nawet teraz – co jakiś czas zerka i spogląda na mnie. Sprawdza, czy nie zamierzam teraz zemdleć, ale nie chcę mu psuć zabawy. Chociaż i tak głównie siedzi, bo ja siedzę. Zatańczyłem tylko z panną młodą, by od tamtej pory siedzieć. Cery co jakiś czas kręci się po sali, ale głównie siedzi i gapi się na mnie. To trochę irytujące, ale doceniam jego troskę.

    Kiedy znów wstał od stołu – Jo z Barrym celowo chyba posadzili mnie obok Cery'ego, a nie tam, gdzie siedzą młodsi uczestnicy wesela – i sobie poszedł. Ja wykorzystałem chwilę, by odpisać Marcusowi i bliźniakom.

   Mój związek z Marcusem... Sam nie wiem, jak to dokładnie się stało... Zaczęliśmy rozmawiać, a nim się zorientowaliśmy, to siedzieliśmy tak blisko siebie... To ja go pocałowałem, a ten nie odepchnął mnie, tylko odwzajemnił pocałunek. Postanowiliśmy spróbować.

   A kiedy Cery nas przyłapał... Spodziewałem się, że będzie wściekły, a ten... Raczej ma obojętny stosunek do całej sprawy. Czasami chyba ma ochotę rzucić coś uszczypliwego, ale dzielnie się powstrzymuje.

    Jednak ten oziębły wizerunek w ogóle mu nie pasuje... Sam nie wiem, przecież Cery to taka chodząca ciepła klucha – jak ja – więc nie potrzebnie próbuje udawać, że wisi mu, że mam chłopaka, bo na pewno tak nie jest. Na pewno towarzyszą mu jakieś uczucia... A może nie podoba mu się to? Może dlatego stara się być obojętny w tej sprawie, a kiedy temat zejdzie na Marcusa, można wyczuć, tę chłodną nutkę w jego głosie?

– W porządku, słoneczko? Tak jakoś zbladłeś – pyta stroskana Jo – Zaraz pójdę po Ceryniego i... – nie pozwalam jej dokończyć.

– Jest dobrze, po prostu... Zamyśliłem się.

– Jesteś pewien? Nie wyglądało to na zwykłe odpłynięcie myślami... Coś z Cerynim? Był niemiły?

– Nie... Po prostu... – nie wiem jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie chcę rozmawiać z wampirzycą teraz o tak... prywatnej sprawie.

– Jo, proszę, nie męcz łajzy, to twój dzień – na szczęście z opresji ratuje mnie Cery.

– Doglądam moich gości, Ceryni... A taki jeden wymaga dość specjalnej troski... Doprawdy, Ceryni, by ciągnąć za sobą chorego Kallena, wstydziłbyś się – wampirzyca uśmiecha się promiennie, a po chwili dołącza do niej Barry.

– Jakieś problemy?

*

Opierałem się o ramię Cery'ego i odpisywałem Marcusowi, było po północy i coś czułem, że niedługo Cery uzna, że koniec tego dobrego i idziemy. W ekstremalnych warunkach to Cery każe mi wracać do mieszkania i sam zostanie, a wtedy... Nie, bo Jo będzie zła, że zniszczyłem jej wesele.

– Czas chyba wracać, co łajzo? – pyta i szturcha mnie.

– Jeszcze chwilka – wygodnie mi było, a Cery powinien wiedzieć, że moje potrzeby zawsze powinny być na pierwszym miejscu.

– Pójdę do Jo i powiem jej, że idziemy – oznajmił. Niechętnie odkleiłem się od niego i pozwoliłem mu powiedzieć Jo, że z mojego powodu, wychodzimy. Okryłem się szczelnie marynarką Cery'ego i przymknąłem oczy. Nie przejmowałem się, tym, że to może dziwnie wyglądać, chyba każdy z obecnych gości zauważył, że nie czuję się najlepiej. Co tylko pewnie postawiło wampira w złym świetle jako wyrodnego opiekuna.

– Chodź Kallen, wracajmy już – Cery zjawia się po chwili. Dosłownie po chwili! A może jednak to była dłuższa chwila...

– Zaraz.

– Zaraz to ty zaśniesz, wstawaj. Im szybciej będziemy w mieszkaniu, tym szybciej pójdziesz spać.

W mieszkaniu Cery musiał mnie przytrzymywać, żebym nie przewrócił się, ale kiedy tylko wsiedliśmy do taksówki, ogarnęło mnie takie zmęczenie, że zdrzemnąłem się chwilę, traktując wampira jak swoją poduszkę.

Wampir pomógł mi ściągnąć koszulę, poczochrał po włoskach i zostawił mnie już samego. Totalnie zignorowałem resztę ubrań i położyłem się, tak jak byłem już ubrany. 


W sumie to Aggy_1106, w komentarzu, zarzuciła nazwą shipu Kallena i Ceryego i wyszło jej Cellen. Jakieś zastrzeżenia? Nie? 

Cause this is pure love //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz