Pięćdziesiąt

942 83 67
                                    

media: Saltatio Mortis - Rose im Winter


– Wiedziałam, że jeszcze cię złapię – mówi Jo, która wyszła akurat ze swojego mieszkania.

– Coś się stało? – pytam i wkładam ręce do kieszeni mojego płaszcza, którego nabyłem raczej z fanaberii Kallena niż tego, że potrzebowałem. Jestem przecież wampirem i mi na pewno nie jest zimno, ale mały Kallen uznał, że to dziwne i na pewno jest mi zimno. A co ja się będę kłócić z wymądrzałym siedmiolatkiem? Szkoda, że teraz nie jest taki mądry jak wtedy.

– Na razie nic, ale się stanie jeśli nie pomyślisz nad wizytą u lekarza – zaczyna, a ja zastanawiam się, czy mogę zrobić taktyczny odwrót i wrócić do mieszkania pod pretekstem czegoś zapomnienia?

Teoretycznie tak, w praktyce niekoniecznie i Jo pewnie o tym wie, że nie wrócę się do mieszkania.

Feromony Kallena, które pojawiały się, u niego, w trakcie rui zaczynały powoli na mnie działać, więc głupotą było tam wracać.

Zostaje winda, albo klatka schodowa, ale biorąc pod uwagę, że wampirzyca stoi mi naprzeciw, to jestem w niekorzystnej sytuacji.

– Kiedyś na pewno odwiedzę przemiłego pana doktora – odpowiadam wymijająco. Na pewno nie w tym stuleciu – nie chcę poznawać tej prawdy, bo na pewno będzie ona bolesna. A im mniej wiem, tym jest mi lżej?

Jasne.

Po prostu tak sobie wmawiam, bo nie chcę jej znać. Czy coś dobrego mi z tego przyjdzie? Na pewno nie.

– Ceryni! – fuknęła na mnie wampirzyca – Ty nie denerwuj mnie, kobiety w ciąży, bo ci przyłożę!

Taaaa, widać od kogo Kallen się nauczył tego bojowego nastawienia.

– To moje służbowe polecenie. Do końca stycznia chcę widzieć zaświadczenie od lekarza i ty już wiesz jakie! – oznajmiła chłodno i wróciła do siebie.

Nie dadzą mi spokoju, prawda?

Zresztą... To akurat jest im potrzebne do życia?

Przecież odizolowuje się od Kallena na ten jeden wieczór w miesiącu. To nie jest tak dużo, gdyby może Kallen był wilkołakiem, to może wtedy martwiłbym się... A tak?

Jedyne co może być w tym wszystkim interesujące, to blizna na karku... Chociaż nie sądzę, by coś mogło to zmienić. Nie jestem nawet pewien, w jaki sposób, cokolwiek to miało wspólnego, z tym że jestem mieszańcem.

     Nawet jeśli, to moje wilcze – załóżmy, że to był wilkołak – cechy jakoś przez cały czas były ze mną, to dlaczego Kallen? Dlaczego moja żądza krwi pojawia się podczas rui Kallena? Dlaczego do tej pory nie poczułem żądzy krwi przy alfie? Dlaczego ta omega, z którą się kiedyś spotykałem, nie sprawiła, że miałem ochotę wyssać całą jego krew?

Dlaczego chodzi tylko o Kallena?

To nie wina leży po mojej stronie, a po stronie kotołaka, w końcu kotołaków jest tak mało, że nikt naprawdę nie wie, jaka jest ich prawdziwa natura. Może ten jest jakimś wybrykiem natury.

Albo oboje nimi jesteśmy.

A to ma pewnie większe prawdopodobieństwo racji bytu.

*

– Kallen teraz nie ma czasu – informuję Marcusa, który przypałętał się. Akurat dziś, dzień po rui chłopaka.

Mówiąc, nie ma czasu, mam na myśli, że Kallen śpi w swoim pokoju i nie wyściubi nosa pewnie do wieczora.

Cause this is pure love //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz