Pięćdziesiąt pięć

961 86 46
                                    

media: Nickelback - Trying Not To Love You


Kallen

– Złaź – warknął Cery, kiedy, w postaci kota, położyłem się na plecach wampira. W odpowiedzi wbiłem mu tylko pazury, nawet nie zamierzam wstać. Że specjalnie dla niego? To ja tutaj jestem panem i władcą!

Barry, uznał, że mam ego prawdziwego kota, który tylko by się panoszył i pewnie ma rację.

Mam kocie ego i jestem z tego dumny.

– Złaź – tym razem ton głosu wampira jest bardziej przyjazny niż wcześniej. Mimo wszystko nie zamierzałem wstać.

– Jeśli myślisz, że pozwolę ci zostać w domu, to chyba coś cię boli i to mocno – pacnąłem go łapką. Zły Cery.

Po ostatniej prośbie, bym mógł zostać i nie iść do szkoły, bo kolejna jedynka z chemii groziłaby mi oceną niedostateczną, wolałem nie prosić wampira o takie ryzykowne rzeczy. Cenię sobie swoje zdrowie psychiczne. I zdrowie psychiczne Cery'ego.

No i nie chcę, by blondyn znów na mnie krzyczał. Nie lubię tego, wolę kiedy jest dla mnie milutki i kochany.

Pewnie nawet gdybym zażartował i powiedział, że chcę zostać, Cery naprawdę wyrzuciłby mnie na śmietnik, albo zamordował. Lepiej będzie jeśli nie podpadnę mu tak szybko.

– Dobra, poleżymy sobie tak pięć minutek, a później wypad mi stąd inaczej ja ci pomogę w tym, dobrze.

Z racji, że byłem w swojej kociej formie – bo wtedy Cery nie próbuje mnie wyrzucać z łóżka – to nie miałem jako takiej możliwości odpowiedzenia mu, więc pacnąłem go dwa razy łapką, dając mu do zrozumienia, że pasują mi jego warunki. I tak wolałbym zostać w mieszkaniu z wampirem. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby nudzić się cały dzień.

*

– Jak bardzo był zły Cery? – pyta Louis.

– Właśnie – wtrąca się Ian. Domyślałem się, czemu Ceryni wolał zachować dla siebie to, gdzie się spotkaliśmy.

Zachowałem się głupio, zgadzając się na ich pomysł, a nawet... Sam ich naprowadziłem na taki tok myślenia. Celowo wybraliśmy bar, w którym nie było szans, by Cery – albo ktoś znajomy nas rozpoznał. Pech chciał, że wampir i wilkołak uznali, że przejdą się do jakiegoś podrzędnego lokalu.

    Najciekawsze było to, że wampir wcale nie miał mi za złe tego, że znalazłem się w barze i zamierzałem się upić, po rozstaniu z Marcusem. Akurat w tej kwestii nie potrafiłem wytłumaczyć Lou i Ianowi, że moje zerwanie z Marcusem nie było spowodowane wielką kłótnią. Po prostu chciałem sprawić, by Cery nie musiał się o mnie martwić. A mimo wszystko... Sprawiłem, że się o mnie martwił. Przez chwilę widziałem w jego oczach przerażenie, kiedy pytał się mnie, czy pomyślałem o konsekwencjach upicia się.

– Cóż... – próbowałem stwierdzić, w skali od jeden do dziesięć, jak bardzo Cery się wkurzył – To dość skomplikowane? No i dostałem szlaban – a raczej sam sobie go wybrałem.

– Tylko tyle?! – zapytali oboje jednocześnie – Nas by mama oskórowała na miejscu za taki wybryk, więc będziemy musieli podziękować Cery'emu, że nic nie powiedział mamie.

– Przekażę mu wasze podziękowania – oznajmiam. O nie, Cery jest mój! I tylko ja mogę mu dziękować!

– Jak chcesz – Lou wzruszył ramionami. Czułem wewnętrzną chęć porwania wampira i zamknięcia go w jakimś schronie.

Mój Cery!

– Ja i tak mu podziękuję osobiście – dodała omega. Prychnąłem na wilkołaka. Po moim trupie! Ja jestem zauroczony w tym, przypominającego bezdomnego, wampirze! Nie dzielę się obiektami westchnień! Jak chcę to może wziąć sobie Marcusa.

– No już, Kallen, przestań prychać na innych – w rolę mediatora wcielił się Ian. Znając go, to już zdążył się domyślić, że zauroczyłem się w wampirze i będzie chciał ze mną porozmawiać w cztery oczy. I na pewno nie będzie owijać w bawełnę. Jego zdolności dedukcji – szczególnie kiedy chodzi o miłość – bywają przerażające.

*

– Ceryni już wrócił? – zapytała Jo, kiedy po szkole wróciłem prosto do domu. Cery napisał mi, że po szkole mam iść do domu i tak czekać na niego, chociaż jeszcze wczoraj przypominał mi, że mam przyjść do kawiarni. Na pewno spotkał się z jakąś wywłoką i teraz planują wspólne życie!

– Nie wiem, bo kazał mi wrócić prosto do domu... – mówię – A coś się stało? – dopytuję się, otwierając drzwi kluczem.

– Ceryni miał iść do lekarza i po prostu jestem ciekawa – uśmiecha się.

– Do lekarza? Nic mi nie mówił.

Jeśli Cery jest u lekarza, to na pewno coś mu jest! Wiem, że wampiry nie chorują ani nic takiego, ale mimo wszystko... Boję się o niego.

– Nie martw się o niego, Kallen, to tylko zwykłe badania... Pamiętasz, jak byłeś młodszy i Ceryni zabrał cię do lekarza, by odkryć, jaką istotą jesteś...? – pokiwałem główką – To Ceryni poszedł na identyczne badania – informuje mnie.

– Cery to wampir – a dokładniej to jest jakimś mieszańcem, a przynajmniej tyle zrozumiałem z treści listu jego matki... Czy to przez to poszedł do lekarza?

– Wiem, słoneczko, ale dobrze wiesz, że Ceryni ostatnim czasem zachowuje się nietypowo, po prostu my wszyscy się martwimy o niego. Jak przyjdzie, przyślij go do mnie – ponownie uśmiecha się do mnie.

*

Leżałem w łóżku Cery'ego, przy okazji miętoląc jego bluzę. Bo boję się o wampira. A co jeśli uznają, że jest niebezpieczny i...? Ja nawet nie chcę o tym myśleć! Nie mogę mieszkać gdzieś indziej, bo mój dom jest tutaj, przy Cerym!
– Kallen wróciłem! – usłyszałem, jak wampir krzyczy od progu, więc wybiegłem z pokoju i rzuciłem mu się w ramiona.

– Hej, co ci jest? – pyta i głaszcze mnie po główce.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałeś, że idziesz do lekarza?! – odsunąłem się od wampira.

– A ty co? Przesłuchanie mi zamierzasz urządzić?

– Tak! Bo się martwiłem o ciebie i bałem! – krzyknąłem – Pamiętam treść tego listu! I... – nie skończyłem, bo wampir mnie objął.

– Uspokój się, śmietnikowa znajdo, przecież żyję i żyć będę, po prostu... Będę musiał uważać podczas każdej pełni, bo będę reagować na ruje każdej istoty. To wszystko.

– Jak możesz być tak spokojny? – pytam, wtulając się bardziej w wampira.

– A co mam panikować? Właściwie to... coś czułem, że to może być prawda.

– Ale właściwie jak to się stało? – pytam. Jestem ciekawy, co sprawiło, że wampir zaczął, reagować na moją ruję rządzą krwi.

– Cóż... Czasami tak bywa, że gen sam z siebie się budzi – wzrusza ramionami – Naprawdę to nic poważnego, nie musisz się martwić – uśmiecha się.

– Jo kazała mi powiedzieć, że masz do niej przyjść – oświadczam.

– Później do niej przyjdę... Jadłeś ty coś odkąd, wróciłeś ze szkoły, czy tylko tak wylegiwałeś się w moim łóżku, łajzo?

– Może – wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się tajemniczo.

– Czyli leżałeś – trafnie zauważa – Co byś zjadł? – pyta, a ja drepczę za nim do kuchni, by trochę go poirytować.


Cause this is pure love //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz