Levi x Mikasa

8.3K 299 46
                                    

Patrzyłam, jak kapral atakował kobietę tytana. Nie dawał jej ani chwili odpoczynku, ale wogóle nie zwracał uwagi, że przez coś takiego mógł zranić Erena. Choć oczywiście mógłby się szybko zregenerować. Co? Nie! Nie jestem zazdrosna! Jestem silniejsza od tego kurdu...!
-Mikasa! Rusz swoje szanowne cztery litery i chodź wreszcie!- usłyszałam nad głową. Levi z Erenem pod pachą wisiał kilka gałęzi dalej.
-Mamy nie całe trzy minuty, zanim Annie będzie w stanie atakować! Musimy spieprzać!- warknął i poleciał między drzewami. Odpaliłam sprzęt i szybko go dogoniłam. Mój brat był cały w ślinie tytana, a Levi w jej krwi. Jednak coś mi nie pasowało. Poruszał się... inaczej. Tak krzywo. Dopiero po chwili dostrzegłam, że głównie odbija się na prawej nodze. Ha! Czyli jednak nie jesteś niepokonany, krasnalu?! Chwila! To nas spowalnia! I Annie ma większą szansę na złapanie Erena!
-Kapralu, zatrzymajmy się na chwilę.- warknęłam w jego stronę.
-Po co?- odparł równie nieprzyjemnym tonem.
-Noga. Lewe udo, tak?- spytałam z szyderczym uśmiechem.
-To bez znaczenia. Musimy zabrać stąd tego szczeniaka i to jak najszybciej.- powiedział i przyspieszył. Popatrzyłam na niego z oczami wielkości pięciozłotówek. Robi to dla niego? Dla mojego brata? Przecież wtedy w sądzie pobił go, a nawet zęba mu wybił! A teraz...
-Ackerman! Nie mamy całego dnia!- zawołał kapral będąc sporo przede mną. Skoczyłam wyżej, zrobiłam dwa salta i odcięłam jego liny. Na szczęście spadł na grubą gałąź. Usiadłam obok.
-Ej, co ty sobie wyobrażasz, gówniaro?!- warknął.
-Muszę opatrzyć twoją nogę, strasznie nas to opóźnia.- powiedziałam wyjmując bandaź i maść z kieszeni munduru.
-A co z twoim ,,kochasiem"?- zaśmiał się.
-Eren może poczekać. Przez ciebie poruszamy się dwa razy wolniej. W takim tępie nie dotrzemy do dowódcy przed Annie.- dałam mu cały wykład. Popatrzył na mnie z małym uśmieszkiem i rozpiął niektóre pasy do trójwymiarowego manewru. Zdjął lekko nogawkę spodni.
-Tutaj.- mruknął pokazując na miejsce przy mięśniu krawieckim (pozdro dla mojej pani od biologi). Dosyć sprawnie opatrzyłam jego nogę i zaraz razem złapaliśmy Erena za ręce i skoczyliśmy w górę. I nigdy, ale to nigdy nie uwierzyłabym, że będę dogadywać się z Le... kurduplem.
-Podaj.- szepnął, gdy drogę torowało nam drzewo. Puściłam mojego brata, rozdzieliliśmy się i po chwili znowu skakaliśmy obok siebie. Co chwila robiliśmy zmiany, nawet raz się nie kłócąc. Dogadywaliśmy się bez słów, czy nawet znaków, jak jedna sprawna maszyna. Dlaczego tak jest? Chociaż bądźmy szczerzy, to ja zawsze go drażniłam. On nigdy nie reagował.
-Mikasa, już jesteśmy.- powiedział kapral. Rzeczywiście, zza gęstych gałęzi drzew przedostawały się promienie słoneczne. Zeskoczyliśmy i od razu oddaliśmy Erena w ręce medyków. Nareszcie bezpieczni. Jest tu za dużo żołnierzy, żeby Annie mogła zaatakować.
-Levi, co z kobietą tytanem?- spytał Erwin.
-Na razie raczej nie stanowi zagrożenia. Gdzie mój oddział?- dowódca wskazał mu martwe ciała żołnierzy.
-Przykro mi.- dodał tylko i poszedł sobie. Wielkie mi pocieszenie. Popatrzyłam na kaprala. Ukucnął i pozdzierał herby z mundurów. Spojrzał na kawałki materiału i schował je do kieszeni. Prawie wszyscy... zginęli. Został tylko Eren, ale on przecież ledwo się trzyma.
-Wszystko w porządku?- spytałam.
Kiwnął głową.
-Przyzwyczaiłem się. Jak zwykle ich zostawiłem, a oni nie dali sobie rady.- powiedział oschle. Schyliłam się lekko i oparłam go o siebie.
-Musi to ktoś sprawdzić.- szepnęłam patrząc na jego udo.
-A kto zajmie się Erenem?- spytał z małym uśmieszkiem.
-Jest z nim przecież Armin. Dadzą sobie radę.- powiedziałam.
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·
-No no. Całkiem niezły opatrunek zrobiłaś. Jak się nazywasz?- spytał lekarz sprawdzając nogę kaprala.
-Mikasa Ackerman.- odpowiedziałam.
-Ale ma pan zdolną rodzinę!- zaśmiał się.
-To tylko zbieżność nazwisk.- przerwał Levi. Serio? Nigdy nawet nie zauważyłam, że mamy takie samo nazwisko.
-Oh, tak czy owak, postarałaś się i zadziałałaś w porę. Mięsień mógł się całkowicie rozerwać, przez co kapral nie byłby zdolny do dalszej służby.- ciągnął mężczyzna. Zaraz wstał i wyszedł. Popatrzyłam na kaprala, a on na mnie.
-I co się mówi?- warknęłam.
-Wykonałaś tylko rozkaz. Przynajmniej tak będzie napisane w raporcie.- uśmiechnął się. Cała się zagotowałam.
-Uratowałam ci dupę, a ty tak mi się odpłacasz?! A ja zaczynałam cię lubić!- chyba troszkę mnie poniosło. Podniósł się ze stołeczka, na krórym siedział i stając na palcach cmoknął mnie w usta.
-Dzięki.- powiedział i wyszedł.
-Nie o to mi chodziło! Wracaj kurduplu!- wrzasnęłam rumieniąc się jak soczysty pomidorek.

~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·
Ten one-shot stanowił dla mnie mały problem, ponieważ nie zbyt przepadam za Mikasą. Dodatkowo jak na złość ona i Levi żadko pojawiając się w tym samym miejscu, a na dodatek nie lubią się. Ale jakoś się udało! :)

[SnK] One-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz