Życie jest często pasmem nieszczęść, porażek i, kolokwialnie mówiąc, kopnięć w dupę, które każdego mogą wyprowadzić z równowagi. Jednakże czasami nawet tak wredna istota, jak ono, potrafi mieć dzień dobroci dla swych podwładnych, czyli ludzi, którzy wciąż wierzą w niego, i pomóc im w ciężkich chwilach. Jak na przykład tobie. Był czwartek, wieczór, a ty czułaś się, jakby ktoś założył ci spinacz na noc i oblał gorąca wodą. Przeziębiłaś się. Jeszcze nie miałaś gorączki, ale czułaś, że jutro może być gorzej. Czy to nie wspaniale?! Akurat wtedy jedna z nauczycielek zapowiedziała, że będzie pytać z ostatniego tematu ,,tak na dobry początek nowego semestru". Odrzuciłaś wszystkie książki i, z paczką chusteczek pod pachą, wyszłaś do pokoju rodziców.
-Mamo... chyba bierze mnie jakaś choroba.- mruknęłaś. Kobieta popatrzyła na ciebie, odwracając wzrok od telewizji.
-Weź pięć Cerutinów i Scorbolamid.- powiedziała typową formułkę.
-Ale wiesz, jutro piątek. Może zostanę w domu, a przez weekend zdążę wyzdrowieć?- spytałaś. Twoja mama zamyśliła się chwilę, patrząc na ciebie uważnie.
-W sumie... to chyba dobry pomysł. Lepiej, żebyś trzy dni przesiedziła w łóżku teraz, niż siedem później.- powiedziała. Uśmiechnęłaś się i przytuliłaś ją.
-Dzięki.- odparłaś i pocałowałaś ją w policzek. Wróciłaś do pokoju i padłas szczęśliwa na łóźko. I wtedy cię olśniło. Marco, twój chłopak. Będzie zły. No dobra, to anioł w ludzkiej skórze, on nie umie być zły. Będzie mu przykro, że nie ma cię w szkole i go o tym nie powiadomiłaś. Złapałaś za telefon i wysłałaś mu wiadomość.Kochanie, jutro mnie nie będzie w szkole...
Nawet nie zdążyłaś zablokować telefonu, a już przyszła odpowiedź.
Czemu? Stało się coś?
Uśmiechnęłaś się na widok tej wiadomości. Brunet, zresztą jak zwykle, bardzo się o ciebie martwił.
Nic poważnego. Chyba się rozchoruję...
Przyjdę do ciebie jutro, dobrze? Ktoś powinen się tobą opiekować!
Nie musisz, naprawdę, mam tylko mały katarek!
Nic więcej nie odpisał. Wzruszyłaś ramionami i opatuliłaś się kolorowym kocem w jednorożce. Już miałaś plany na jutrzejszy dzień...
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
Obudziłaś się koło dziesiątej dwadzieścia. A dokładniej, obudziło cię pukanie do drzwi. Bardzo niechętnie wstałaś, założyłaś szlafrok i poszłaś zobaczyć, kto śmiał ci przerywać najważniejsze zajęcie, czyli spanie. Spojrzałaś przez wizjer i pisnęłaś zaskoczona. Otworzyłaś szybko drzwi.
-Mówiłam, że nie musisz przychodzić!- powiedziałaś do, stojącego w progu, Marco. Chłopak uśmiechnął się niewinnie i pocałował cię w czoło.
-Chyba masz gorączkę. Zmykaj do łóżka.- rozkazał. Już chciałaś zaprzeczyć, ale zakrył ci usta ręką, a drugą wskazał pokój. Westchnęłaś i poszłaś tam. Położyłaś się i przykryłaś kołdrą po sam czubek głowy. Po chwili chłopak wszedł do pokoju.
-Mierzyłaś temperaturę?- spytał. Pokręciłaś przecząco głową. Chłopak westchnął i wyszedł. Po chwili wrócił z potrzebym przyrządem.
-Skąd wiedziałeś, gdzie jest?- zdziwiłaś się. Chłopak tylko uśmiechnął się niewinnie i podał ci przedmiot.
-Pięć minut pod pachą. Ja w tym czasie zrobię ci herbaty.- powiedział, znowu opuszczając twój pokój. Jęknęłaś cicho, ale posłusznie wykonałaś jego polecenie. Po pięciu minutach spojrzałaś na termometr. Wtedy brunet wrócił do pokoju.
-Ile?- spytał
-37.2- odparłaś zgodnie z prawdą. Chłopak kiwnął głową i wrócił do kuchni. Po chwili przyszedł z dwoma kubkami parującej herbaty. Jedną postawił na szafce obok ciebie.
-Jeszcze gorąca, poczekaj chwilę.- powiedział, gdy odruchowo sięgnęłaś ręką po kubek. Kiwnęłaś głową i popatrzyłaś na swoje dłonie. Niezbyt wiedziałaś, jak masz się teraz zachować.
-Co jest? Wstydzioszek się załączył?- zaśmiał się chłopak. Zarumieniłaś się na tę uwagę i poniosłaś na niego wzrok.
-Sam jesteś. Ciesz się, że masz herbatę, bo bym cię skopała.- warknęłaś, jednak uśmiechnęłaś się delikatnie. Brunet zaśmiał się i napił herbaty.
-Ai, gorąca!- pisnął, odstawiając kubek koło twojego. Zaśmiałaś się, po czym zakasłałaś.
-Czuję się, jak jakaś babcia.- powiedziałaś niezadowolona. Brunet usiadł bliżej ciebie i objął ramieniem. Wtuliłaś się w niego. Mimo że nie był jakoś specjalnie umięśniony, to i tak bardzo lubiłaś jego ciało. Jak i jego samego, oczywiście! Ale mimo wszystko, wygląd to jedna z najbardziej popularnych cech,których dziewczyny wymagają od chłopaków. Tobie wyjątkowo jakoś na tym nie zależało, a i tak trafił ci się przystojny, czasami nawet uroczy, piegus. Brunet pogłaskał cię drugą ręką po głowie.
-Zarazisz się...- mruknęłaś.
-Gdzie tam, ja nigdy nie choruję.- odparł. Rzeczywiście, nie pamiętałaś, kiedy ostatni miał chociaż katar czy kaszel, a co dopiero jakąś gorszą chorobę.
-Gorąco mi. I zimno. Jeść mi się chce. A jednak nie...- marudziłaś pod nosem.
-Kiedy jadłaś śniadanie?- spytał.
-Nie jadłam.- odparłaś, już wiedząc, co powie. Czekałaś tylko na reakcję.
-Jak możesz być taka nierozsądna?! Mama cię nie uczyła, jak ważne jest śniadanie?!- jęknął chlopak. Uśmiechnęłaś się w duchu. Anioł. Inaczej nie byłaś w stanie go nazwać, on byl po prostu aniołem stróżem! Mruknęłaś coś pod nosem i podrapałaś się po karku.
-No bo powiedziałam mamie, że sama sobie zrobię i nie musi się martwić, ale wreszcie się obudziłam dosyć późno...- zaczęłaś swój niezwykle emocjonującąy argument, gestykulując jednocześnie dłońmi. Chłopak westchnął i kolejny raz wyszedł z pokoju. Poszłaś za nim zaciekawiona. Chłopak założył różowy fartuszek twojej mamy. Krzątał się po kuchni, od garnka do lodówki. Obserwowałaś go przez dłuższy czas.
-Co robisz?- spytałaś.
-Rosół, bo pewien głuptas nawet kanapki z masłem sobie nie zrobi.- odparł z uśmiechem.
-A próbowałeś to cholerstwo rozsmarowsać?! Kurwicy przy tym dostaję!- odparłaś, udając oburzenie. Brunet zaśmiał się i postawił przez tobą miskę z parującą zupą.
-No już na mnie nie krzycz, tylko jedz. Chyba że mam cię karmić.- dodał z uśmiechem. Zarumieniłaś się prawie niewidocznie i wzięłaś łyżkę do ręki.
-Łaski bez, poradzę sobie...
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
Cały dzień minął ci stanowczo zbyt szybko. Po zjedzeniu rosołu, którym i tak Marco cię karmił, poszłaś do łóżka, a brunet ciągle ci... usługiwał! Biegł do sklepu, gdy miałaś ochotę na ciastka czy czekoladę, robił co pół godziny herbatę, ale co najważniejsze, dużo z tobą spędzał czasu, rozmawiając i śmiejąc się. Leżeliście obok siebie, całkowicie ignorując zarazki czy wirusy. Bawiłaś się włosami chłopaka, robiąc mu małe kiteczki i warkoczyki. Nawet nie próbował ci przerywać.
-W poniedziałek pewnie pójdę normalnie do szkoły.- mruknęłaś, niezbyt zadowolona. Akurat wtedy miałaś kolejne sprawdziany. Jakby ludzie nie mieli co robić, tylko całymi dniami szykować testy, kserować je, a potem sprawdzać.
-Nareszcie. Nie wytrzymałbym tam bez ciebie.- mruknął, uśmiechając się uroczo. Zbliżyłaś swoją twarz do jego, chcąc go pocałować. Jak na złość, akurat wtedy kichnął, plując na ciebie.
-Przepraszam!- krzyknął i znowu kichnął. Podałaś mu chusteczki.
-Tylko ty się nie rozchoruj.- zagroziłaś. Brunet pociągnął nosem.
-Chyba już za późno...~·~·~·~·~·~·~
Shot specjalnie dla @Alka498
Mam nadzieję, że się podoba :3Tak trochę się wzorowałam na moim katarze... w sumie nie tylko moim, wszyscy chorują! Więc zdrówka życzę!
Przepraszam za błędy i papa, Kasztanki! ♥♥♥♥
CZYTASZ
[SnK] One-shots
FanfictionCześć! W tym opowiadaniu będziesz mógł znaleźć różne one-shoty z Shingeki no Kyojin. Mam nadzieję, że przypadną ci do gustu. Zapraszam do czytania! :)