Człowiek potrafi odczuwać wiele emocji, takie jak miłość, strach, szczęście czy smutek. Oczywiście, nikt z nas nie lubi tych nieprzyjemnych uczuć. A jeszcze gorsze jest musieć patrzeć na cierpienie innych osób. Jednak czasami, los daje nam kolejną szansę...
Po fatalnej akcji za murami, podczas wymordowania przez tytana kobiecego prawie całego oddziału Levi'a, kapral, którego kontuzja na dłuższy czas zwolniła ze służby, zaczął szkolić młodych rekrutów. 105. korpus treningowy. Trzeba im było współczuć. Czwarta rano pobudka, cały dzień trening, druga w nocy można iść spać. Cóż, pewnie Ackerman nie przemyślał, że inni potrzebują pospać odrobinę dłużej, niż on. Nie miał litości. Jak powiedział biegnij, pytano, jak szybko. Jak powiedział czternaście kółek, to biegano czternaście kółek. Proste. Ale niemożliwe. Wiele osób sądziło, że Levi próbuje sobie ulżyć, wyżywając się na młodych. Podobno tydzień nie wychodził z pokoju, tak się załamał po śmierci Petry! Dopiero wtedy wziął się w garść i zaczął bawić się w trenera. Żaden kadet nie był w stanie tego wytrzymać. Nie było również żadnej ulgi, dla nikogo. Nawet dla kobiet, podczas tych dni w miesięcu. A będąc przy kobietach, większość z nich ledwie dawała sobie radę ze sprzętem. Dla czego większość? Ponieważ jedna w nich się wyróżniała. Średniego wzrostu, o ciemnej karnacji, wręcz złotych oczach i kasztanowych włosach. Na imię było jej Gisela. Oczywiście, nie tak od razu wszystko jej wychodziło. Na początku była nawet gorsza od innych. Pewnego dnia, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, zmieniła się. Jej manerwy były dokładniejsze, można było powiedzieć, że profesjonalne. Ruchy szybsze, bardziej skoordynowane, jak u doświadczonego żołnierza. Nie umknęło to uwadze kaprala. Jednak on, jak to on, nie rozmawiał z nią, nie wyróżniał jej. Chodziła plotka, że nie pozwalała mu na to męska duma. Aż pewnego dnia...
-Gisela! Do mnie!- zawołał. Brunetka jako jedyna zasłużyła sobie na taki szacunek, że nie wołał jej po nazwisku. Dziewczyna grzecznie podeszła i zasalutowała.
-Spocznij.- mruknął, machnąwszy lekceważąco dłonią.
-Stało się coś, kapralu?- spytała troskliwym, trochę zbyt entuzjastycznym głosem. Gdzieś w głowie Levi'a pojawiła się myśl, że gdzieś już słyszał ten głos. Mało tego, czuł, że go uspokaja, był taki przyjemny dla ucha.
-Gdzie się tego nauczyłaś?- spytał, mrużąc oczy. Dziewczyna zamrugała zaskoczona.
-Chodzi kapralowi o manerwy?- dopytała, aby się upewnić. Mężczyzna kiwnął głową.
-No przecież od pana!- zawołała, uśmiechając się uroczo. Levi uniósł delikatnie brwi, ale zaraz jego twarz wróciła to swojej standardowej mimiki.
-Nie ja cię tego uczyłem.- odparł niezadowolony. Pewnie gdyby to był ktoś inny, denerwowałoby go takie zachowanie. Ale ta dziewczyna była... inna. Wręcz przyciągała go do siebie. Tylko jak?
-Kapral naprawdę mnie nie poznaje?- spytała cicho, zasmucona. Mężczyzna pokręcił przecząco głową. Akurat nie miał problemu z zapamiętaniem twarzy. Niemożliwe było, żeby ją spotkał i nauczył czegoś, a później zapomniał.
-Niech pan nie patrzy na mój wygląd! Musi pan powiedzieć moje imię! Prawdziwe!- mówiła dosyć chaotycznie, machając dłońmi.
-Pewnie mnie z kimś pomyliłaś.- odparł, odwracają się na pięcie. Chciał odejść do małego domku, w którym aktualnie mieszkał, jadnak dziewczyna zatrzymała go, łapiąc go za rękaw kurtki.
-Proszę, niech pan mnie nie odrzuca.- wyszeptała, patrząc na niego oczami pełnymi łez. Tak. Teraz był pewny. Już je widział. Ale nadal nie miał pojęcia, skąd mógł ją znać. Odepchnął dziewczynę i bez słowa odszedł do domku. Zrzucił kurtkę i upadł na łóżko. Jak mógł zapomnieć kogoś, kogo, podobno, uczył manewrów? Szczególnie, że takich osób nie było więcej, niż dziesięć. Farlan, Isabel, jego oddział oraz Mikasa, która była w stanie z niezwykłą dokładnością wykonywać te same ruchy, co on. Czy był ktoś jeszcze? Może za czasów, gdy żył w podziemiach? Nie, to było lata temu, a ta dziewczyna prawdopodobnie ma ledwie piętnaście czy szesnaście lat.
-Kurwa...- mruknął, wyjątkowo niezadowolony, mężczyzna. Te niesamowite złote oczy... Skąd je znał?
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
-Ty! Rudzielec! Szybciej!- krzyknął Levi do jednego z kadetów, który, jak zwykle, zwalniał tempo przy przeskoku z drzewa na drzewo.
-Tak jest!- zawołał zestresowany. Czarnowłosy westchnął cicho. 104. korpus treningowy był o wiele lepszy. No i należało do niego dwóch tytanów. A przynajmniej tyle odnaleziono. A ten był po prostu... najgorszy, z jakim miał do czynienia! Oby nikt z nich nie poszedł do korpusu zwiadowczego, bo zginą na pierwszej misji. Mimowolnie Levi skierował swój wzrok na Giselę. Nie szarpała się na linach ani nie robiła niepotrzebnych obrotów. Dokładnie wiedziała, kiedy musi zmienić linę czy użyć mniej gazu. Poruszała się z niezwykłą gracją i pewnością. Gdy wpadła na coś w rodzaju plamy światła, wpadającego przez gałęzie gęstych drzew, jej długie włosy, związane w luźny koczek, nabrały delikatnego blond połysku. I teraz dopiero zrozumiał, z kim ją kojarzył. Złote oczy i blond włosy. Petra. To ją uczył manewrów, gdy zauważył jej niezwykły talent na jednej z misji. Mężczyzna zeskoczył z drzewa, z którego obserwował kadetów, wystrzelił haki z linami i poleciał w stronę dziewczyny. Już po kilku sekundach znalazł się koło niej i przeciął jej liny. Gdy zaczęła spadać, złapał ją i zeskoczył na ziemię. Wystraszona dziewczyna przytuliła go mocno.
-Uwielbiasz mnie tak straszyć, prawda?!- krzyknęła. Tak, dawniej, podczas wspólnych treningów z Petrą robił jej tak, żeby ją przyzwyczaić do niespodziewanych sytuacji. Jednak zawsze kończyło się tak samo. Łapał ją i bezpiecznie odkładał na ziemi czy gałęzi.
-Petra...- szepnął. Dziewczyna uśmiechnęła przez łzy. Starła je szybko i pocałowała krótko mężczyznę.
-Zapomniałam ci powiedzieć, że bardzo cię kocham.- szepnęła, a jej oczy powoli zaczęły tracić złotą barwę, przychodząc w błękitną.
-Czekaj! Chyba mnie teraz nie zostawisz?!- wystraszył się. Nie chciał jej znowu stracić. Nie teraz, gdy wreszcie ją odnalazł!
-Czekam na ciebie, ale nie spiesz się.- dodała. Levi westchnął. Widocznie taka była wola wszystkich trzech bogini. Ale skoro Maria, Rose i Sina, tak mówią, tak musi być.
-Kocham cię.- powiedział szybko. Wtedy całe tęczówki dziewczyny stały się niebieskie, a jej ciało odpadło na kaprala.
-Co się stało...?- spytała zupełnie innym głosem. Tak, Gisela była już sobą.
-Lina się zerwała. Wszystko w porządku?- spytał Levi z kamienną twarzą. Dziewczyna od razu od niego odskoczyła i zasalutowała.
-Tak! Przepraszam za kłopot!- krzyknęła. Mężczyzna zastanowił się chwilę. A gdyby tak...?
-Powiedz wszystkim, żeby położyli się spać o osiemnastej. Ale ty masz czekać na mnie na placu. Muszę cię jeszcze poduczyć.- powiedział. Dziewczyna pokiwała głową z uśmiechem.
-Tak jest!- zawołała, wystrzeliła liny i wzniosła się w powietrzna. Mężczyzna dobrze przewidział, że jej ciało przyzwyczai się do umiejętności Petry. I takich właśnie ludzi potrzebował w swoim oddziale.
~·~·~·~·~·~·~·~·~
Shot z pomysłu @Kayu-chan. Pewnie nie do końca o to ci chodziło, ale mam nadzieję, że mnie nie zabijesz XDNo i w sumie tyle. Przepraszam za błędy i papa, Kasztanki! ♥♥♥♥
CZYTASZ
[SnK] One-shots
FanfictionCześć! W tym opowiadaniu będziesz mógł znaleźć różne one-shoty z Shingeki no Kyojin. Mam nadzieję, że przypadną ci do gustu. Zapraszam do czytania! :)