Ludzie, jako te najbardziej uwielbiane przez Boga istoty, zostali obdarowani uczuciami. Szczęściem, smutkiem, złością. Każdy je zna, doświadczamy ich codziennie! Wszyscy inaczej odczuwają emocje. Na przykład radość. Jednym wystarcza znalezienie grosza na ulicy, innym dopiero jakieś wielkie zwycięstwo na ogromną skalę. Ze smutkiem jest podobnie. Jednak wszyscy bez wahania powinni się ze mną zgodzić. Strata bliskiej osoby, każdego przyprawia o wielką rozpacz. Tyle już osób traciło swoich bliskich. Przez kogo? Przez tytanów, oczywiście. Istniało tyle chorób, wirusów, plag! Nic nie niosło ze sobą tyle ofiar. Jedynym plusem było, że rodziny ofiar nie były w stanie wyobrazić sobie ich zmasakrowanych ciał, bądź części, po zwiedzeniu ust tytana. Tego nie mógł powiedzieć Najsilniejszy Żołnierz Ludzkości, Levi Ackerman. Co tu dużo tłumaczyć? Każdy z nas zna tę historię. Tytan kobiecy, goniący Erena. Cały, świetnie wyszkolony i utalentowany, specjalny oddział kaprala, który miał za zadanie chronić chłopaka. Każdy z nich, jedno po drugim, ginęło szybko, jednak boleśnie. Jednak Levi najbardziej odczuł startę swojej narzeczonej, Petry. Przecież już mieli plany na wspólną przyszłość. Dlaczego to wszystko musiało się stać? Mężczyzna przetarł twarz dłońmi i wstał. Przeciągnął się, patrząc na wysoki kasztanowiec, pod którym siedział. Nie wiedział, czemu, ale tylko pod tym drzewem potrafił się uspokoić i przemyśleć wszystko spokojnie. Może ze względu na to, że nie ma ich za murami? Albo przez swój zapach?
-Dobry wieczór, kapralu!- zawołała młoda dziewczyna, przechodząc koło mężczyzny. Była o głowę niższa od niego. Blond włosy do ramion miała spięte w gładki kucyk, a niebieskie oczy wydawały się połyskiwać z radością. Ann, bo tak było na imię dziewczynie, zawsze była wesoła. Wydawało się, że nie zdaje sobie sprawy z powagi bycia zwiadowcą. Możliwe, że nawet nie chciała myśleć o złych stronach podróży za murami. Była szczerą optymistką. Levi kiwnął do niej głową na przywitanie.
-Nie powinnaś już spać?- spytał mężczyzna. Podparł nogę o drzewo i poprawił pas do manewrów, który trochę poluźnił mu się na udzie.
-No niby tak, ale nie jestem zmęczona. Chciałam sobie trochę poćwiczyć.- powiedziała. Czarnowłosy spojrzał na nią.
-Skoro tak, to pójdę z tobą. Sama nie powinnaś się kręcić, a mi również przyda się trochę ciężkiego treningu po kontuzji.- powiedział, idąc w stronę placu, wydzielonego na pole treningowego.
-Ciężkiego? Myślałam o jakiś lekkich ćwiczeniach.- powiedziała cicho dziewczyna. Mimo to, poszła za nim.
-Nie ma tu czegoś takiego jak ,,lekkie ćwiczenia". Takie rzeczy tylko w korpusie stacjonarnym.- powiedział Levi, zdejmując żabot i kurtkę. Złożył je w idealną kostkę i położył na trawie. Zaczął się rozciągać.
-Powinien pan być ostrożny. Kontuzja może dać o sobie znać z każdej chwili...- zaczęła dziewczyna, rzucając niechlujnie kurtkę.
-Wiem, ale dziękuję za troskę.- odparł. O dziwo, w jego wypowiedzi nie było ani odrobiny sarkazmu czy kpiny. Dziewczyna zadowolona przeszła do delikatnych ćwiczeń.
-Ma pan może wolną chwilę w sobotę?- spytała nagle. Mężczyzna przerwał i spojrzał na nią.
-To znaczy? Przejdź od razu do konkretów.- powiedział. Blondynka odwróciła się w jego stronę, jednak nie odważyła się na niego spojrzeć.
-Bo dowódca mówił, że chce pan jakby odbudować swój oddział. Pomyślałam, że może mógłby pan ocenić w jakiś sposób moje zdolności i... wie pan. Może bym sobie z tym poradziła i do pana dołączyła.- powiedziała, bawiąc się swoją skórzaną bransoletką. Mężczyzna oparł się na jakiejś skrzynce, stojącej obok i zamyślił się przez dłuższą chwilę. Dziewczyna czekała w napięciu na odpowiedź.
-Tak szczerze, to czemu nie? Posiadasz umiejętności i łatwo się uczysz. Przy dobrym treningu wejdziesz na poziom mojego oddziału może za jakiś rok czy dwa lata.- powiedział.
-Aż tyle?!- pisnęła zaskoczona. Kiwnął głową.
-A co myślałaś? Że uroczy uśmiech i troszkę talentu wystarczy? To, że się dostaniesz, nie znaczy, że od razu jesteś kimś wyjątkowym.- odparł, karcąc ją wzrokiem. Dziewczyna przez dłuższą chwilę myślała nad słowami kaprala.
-Mam uroczy uśmiech?- zdziwiła się. Levi uniósł jedną brew zaskoczony. Po chwili dopiero zrozumiał, co dziewczyną wyciągnęła z jego wypowiedzi. Westchnął i pokręcił głową.
-Już się tak nie ciesz na jeden komplement. Wracajmy.- powiedział i założył kurtkę. Poszedł w stronę zamku zwiadowców. Dziewczyna pobiegła za nim.
-Ale jeszcze wcześniej pan powiedział, że...!- zaczęła z szerokim uśmiechem.
-Zaraz zmienię zdanie.- zagroził. Wtedy blondynka zamilkła.
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
Nadeszła sobota. Ann stała na jednej z gałęzi wysokiego drzewa. Rozejrzała się. W niebo wystrzeliła żółta flara. To był sygnał dla niej od Levi'a. Zeskoczyła z drzewa i wystrzeliła linki. Poleciała do najbliższego kartonowego tytana i odcięła mu fragment karku. Później kolejny i następny. Jej ruchy były płynne i lekkie, jakby nie sprawiało jej to żadnej trudności. Jednak po jej czerwonej ze zmęczenia twarzy było widać, jak wielki to dla niej wysiłek. W końcu miała dopiero siedemnaście lat, nie miała takiego doświadczenia, jak starsi żołnierze. Gdy zostało jej tylko trzech tytanów, zmęczenie dało o sobie znać. Źle wystrzeliła linkę, nie zaczepiła się i zaczęła spadać. W ostatniej chwili złapał ją Levi i odstawił bezpiecznie na ziemię. Dziewczyna wtuliła się w niego roztrzęsiona.
-To było... trochę straszne.- mruknęła. Mężczyzna poklepał ją po głowie.
-No już, przecież żyjesz.- powiedział. Ann pokiwała głową.
-Ja... dziękuję panu bardzo.- szepnęła, patrząc na mężczyznę z dołu. Stanęła na palcach, aby przybliżyć swoją twarz do jego. Ich usta dzieliły zaledwie milimetry.
-Kapralu!- krzyknął nagle bardzo znany Levi'owi głos. Mężczyzna spojrzał w stronę jego właściciela. A raczej właścicielki. Tak po prostu, tuż przed nim, stała Petra. Miała kilka bandaży i siniaków. Ubrana była w zwykłą cywilną sukienkę. Levi odepchnęł Ann od siebie i podszedł do Petry. Dotknął jej ramienia zaskoczony.
-Jak ty...?- zaczął.
-Ledwo, ale jakoś uciekłam tytanom. Za murami znalazłam konia i wróciłam na nim tutaj. Poprosiłam, żeby nikt ci nie mówił, że wróciłam. A przynajmiej dopóki nie wyzdrowieję.- powiedziała z delikatnym uśmiechem. Jednak w jej oczach dosyć łatwo dało się dostrzec wściekłość. Levi westchnął cicho i przytulił ją.
-Cieszę się...- mruknął. Blondynka chętnie wtuliła się w jego tors.
-Ja też. Chyba w bardzo dobrej chwili przyszłam, prawda?- spytała, spoglądając na młodszą dziewczynę. Levi wzruszył ramionami.
-Nawet nie próbuj mi czegoś zarzucać. Chodźmy do zamku.- powiedział, złapał dziewczynę za rękę i poszedł z nią w stronę wspomnianego miejsca. Ann patrzyła na nich uśmiechnięta. Szczęśliwa wróciła do swojego pokoju.~·~·~·~·~·~·~
No siema! Jest piątek, jest shot. Już... bardzo dawno zostałam poproszona o coś w takiej tematyce. No i troszkę zapomniałam XD przepraszam ;-;Przepraszam za błędy i papa, Kasztanki! ♥♥♥♥
CZYTASZ
[SnK] One-shots
Fiksi PenggemarCześć! W tym opowiadaniu będziesz mógł znaleźć różne one-shoty z Shingeki no Kyojin. Mam nadzieję, że przypadną ci do gustu. Zapraszam do czytania! :)