Obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez okno do mojej sypialni. Cholera, to już dziś. Mam spotkać się z osobami, które wybrałem do mojego składu. Ten debil, Erwin, to wymyślił. Uznał, że powinienem nauczyć kilka osób dobrej walki. Kogo ja tam wybrałem? Jakiś nowiciuszy. Trzech chłopaków i dziewczynę. Wszyscy mięli dosyć dobre wyniki z testów sprawnościowych. Nie wierzę dokumentom, sam to sprawdzę. Wstałem i wziąłem szybki prysznic. Następnie ubrałem mudnur i wyszedłem do lasu. Tam mięliśmy się spotkać. Specjalnie chciałem ich sprawdzić przed śniadaniem. Wtedy człowiek jest bardziej pobudzony. A najedzony jest już w stanie spoczynku. Na miejscu byli wszyscy, prócz jednego chłopaka.
-Dzień dobry, kapitanie!- krzyknęli w tym samym czasie, salutując.
-Dobry, szczeniaki. Nie za mało was?- spytałem. Popatrzyli po sobie z małym przerażeniem w oczach. Chyba ich polubię.
-Oluo jeszcze nie przyszedł.- szepnęła dziewczyna. Miło, że wiem, który to! A jednak mogłem przyjść i zobaczyć tych gówniarzy w Korpusie Treningowym. Trudno.
-Oi, jestem, jestem!- zawołał ktoś za moimi plecami. Odwróciłem się. Szczeniak podszedł do nas powoli, ziewając.
-Ładnie to tak się spóźniać?- warknąłem.
-Spokojnie. Ackerman'a jeszcze nie ma.- odparł. Kątem oka widziałem, jak reszta macha rękami i każe mu się zamknąć. Och, doprawy, gówniarzu? Nie ma mnie?
-Przedstawmy się sobie. Ty zaczynasz.- powiedziałem do ciemnoskórego szatyna.
-Szeregowy podchorąży Gunther Schultz!- zasalutował. Nastęnie wskazałem na chłopaka o jasnych blond włosach.
-Szeregowy podchorąży Erd Jinn!- no, przedstawić się umieją. Teraz dziewczyna.
-Szeregowy podchorąży Petra Ral!- zasalutowała. Nie odmieniła stopnia, bardzo dobrze. Teraz spóźnialski.
-Szeregowy podchorąży Oluo Bozard.- mruknął sobie. Oi, teraz się zdziwisz.
-Kapitan Levi Ackerman.- powiedziałem, patrząc mu w oczy. Jego mina była bezcenna. Pozostała tróka chyba próbowała wstrzymywać śmiech. A co mi tam.
-Zezwalam, szczeniaki.- powiedziałem. I wtedy nastąpił jeden wielki wybuch śmiechu. Jednak nie pozwolili sobie na dużo i prawie od razu się uspokoili.
-Zaczniemy od czegoś proste...- zacząłem, jednak pewien szczeniak postanowił mi przerwać.
-Chcę się z tobą zmierzyć!- powiedział Oluo. Cholera, zachciało mu się.
-Aż tak ci to do szczęścia potrzebne?- warknąłem. Lekko się przestraszył, ale podszedł do mnie.
-Kto pokona więcej kartonowych tytanów, wygrywa.- powiedział. Westchnąłem i wyjąłem miecze.
-Petra, możesz dać sygnał do startu?- spytałem. Blondynka pokiwała głową, a w tym czasie szczeniak zajął miejsce obok mnie. Gdy ja stałem wyprostowany, on rozkraczył nogi i pochylił się. Co on, kloca stawia?
-Start!- krzyknęła Petra i już śmigałem w koronach drzew. Jeden tytan, drugi, trzeci, czwarty, trzynasty, dwudziesty trzeci... A szczeniaka brak. Intuicja podpowiadała mi, żeby zlecieć trochę niżej. Trafiony zatopiony. Oluo siedział na ziemi, a na niego leciał tytan z trzema ostrzami wbitymi w imitację karku. Obróć się i wystrzel linki, matole! Cholera, mam z nim przerąbane. Zmieniłem ułożenie miecza i poleciałem w jego stronę. Gdzieś między gałęziami mignęły mi blond włosy. Przeciąłem kartonowego tytana kilka razy, tworząc z niego wielką stertę śmieci. Wylądowałem na ziemi i spojrzałem w stronę Oluo. Nawet nie wiesz, jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że Petra okrywa tego szczeniaka własnym ciałem! Szybko się podniosła i pobiegła w moją stronę.
-Kapitanie! Bardzo przepraszam za naszą głupotę!- krzyknęła, kłaniają mi się.
-Waszą?- spytałem. Z tego, co pamiętam, tylko ten gówniarz chciał się ze mną zmierzyć.
-Powinnam rozciąć tytana, tak jak pan to zrobił, ale jestem za mało doświadczona i nie dałabym rady.- dodała. Patrzyła na mnie z przerażeniem w oczach. Pogłaskałem ją po głowie.
-Dobrze zrobiłaś.- powiedziałem. Z drzew zeskoczyła reszta.
-Petra, nie oddalaj się tak nagle!- krzyknął Erd. Wszyscy spojrzeliśmy w stronę jeszcze zamroczonego Oluo. Łzy płynęły mu z oczów, a z nosa... nie ważne. Popatrzył na mnie. Nagle zerwał się do biegu i padł na kolana.
-Pan mnie uratował!- wrzasnął zadowolony. Dałem mu delikatnego kopa w twarz. Gadał coś jeszcze, jaki to ja jestem idealny, i inne pierdoły.
-Jutro o tej samej porze. I nie spóźnić mi się.- powiedziałem i wystrzeliłem linki. Na kurtce zobaczyłem plamę krwi. Cholera, pewnie gdzieś się zaciąłem, przy cięciu tego badziewnego tytana. Trudno, potem się tym zajmę.
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
Powtarzała ci kiedyś mama, żeby nie przekłdać czegoś na później? Lepiej się jej słuchaj. Zapomniałem o mojej ranie. Dopiero wieczorem, gdy zdjąłem kurtkę, zobaczyłem spory kawałek drewna wbity w moje przedramię. A przez całodniowe ruchy ręką, tylko pogorszyłem sprawę. Musiałem rozciąć koszulę, żeby jakoś to wyjąć i opatrzeć. Znalazłem kawałek bandaża, spirytus i rękawiczki. Na moje nieszczęście, rana była na prawej ręce, co utrudniło sprawę. Przynajmniej pozbyłem się największego fragmentu. Teraz te małe gówna. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Cholera, kogo teraz niesie?!
-Wlazł!- zawołałem. Nawet nie patrzyłem, kto wszedł. Zajęty jestem, a pewnie zaraz wyjdzie.
-Przyszłam opatrzeć panu rękę.- usłyszałem dziewczęcy głos. Petra stała z niewielką apteczką obok mnie. Aż tak to było widoczne?
-Miło.- mruknąłem. Dziewczyna usiadła i wyciągnęła z kieszeni pęsetę. Powoli wyjmowała mniejsze kawałki drewna.
-Niech się pan nie złości na Oluo. On zawsze tak miał. Jednak dziś był pod wielkim pana wrażeniem. Nawet pojechał do miasta, aby kupić żabot.- zaczęła z uśmiechem. Będę miał fana, już się boję. Syknąłem pod nosem, gdy dziewczyna nalała trochę spirytusu na szmatkę i przytrzymała na ranie. Zaczęła dmuchać, żeby przestało mmie szczypać. Obyłoby się bez tego. Gdy już przedramię było odkarzone, zawiązała mi bandaż i uśmiechnęła się.
-Nie za ciasno?- spytała.
-Nie, jest w sam raz. Dzięki.- mruknąłem, poruszając ręką. Nawet solidna robota. Może chciała iśc na medyka? A może wszyscy tu to potrafią?! Nadal trudno mi się przyzwyczaić do życia na ziemi, a nie pod nią. Blondynka zebrała włosy opadające na twarz za ucho i pochyliła się, całując przedramię. Niech mnie potem nie posądza o pedofilię.
-To... żeby się szybciej goiło...- powiedziała, rumieniąc się. Wstała, zasalutowała i uciekła. Dobra, albo już jestem stary, albo nie rozumiem dzisiejszych szczeniaków.
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
-Dzień dobry, Kapitanie!- wykrzyknął Oluo, salutując. Cholera, serio miał na szyi żabot. Mógł chociaż to normalnie zawiązać, a nie jak połączenie krawata, szalika i liny wisielca! Prędzej się tym udusi! Kopnąłem go w piszczel. Złapał się za nogę, a ja, korzystając, że się schylił, zawiązałem materiał porządnie.
-Mam dzisiaj złą wiadomość. Dla wszystkich.- powiedziałem surowo. Popatrzyłem na każdego. Wszyscy mieli strach wypisany na twarzy.
-Petra, Erd, Gunther, Oluo. Oficjalnie jesteście członkami mojego oddziału. Czyli aż do usranej śmierci będę waszym wrzodem na dupie. Codzienie treningi i porcja kopów w tyłek.- powiedziałem, niezmieniając wyrazu twarzy. Popatrzyli się na siebie szczęśliwi. Zaczęli skakać i krzyczeć, zadwoleni. Oluo rzucił mi się na szyję, ale zrobiłem szybki unik.
-Pozwalam się przytulać tylko kobietom.- warknąłem, patrząc kątem oka na Petrę. Podeszła ze spuszczoną głową i wtuliła się w mój tors.
-To za nas wszystkich.- powiedziała. Uśmiechnąłem się w duchu.
-Dobra, koniec czułości. Siedem kółek wokół zamku! Migiem!- krzyknąłem. Zasalutowali i zerwali się do biegu. A może by tak zrobić jeszcze jedną wycieczkę do lasu? Może znowu gdzieś się zranię?~·~·~·~·~·~·~·~
Kolejny pomysł podrzucony przez Kasztanka.Pewnie część osób zauważyła, że zawsze w moich shotach Levi jest kapralem, a nie kapitanem. Tak z przyzwyczajenia. Jednak w stosunku do szeregowego, jest to stopień nie wiele wyższy (tylko o jeden). Dlatego tutaj postanowiłam zostawić mu kapitana.
Ogólnie, ten pomysł z Oluo przyśnił mi się. Uznałam, że fajnie to będzie tu wstawić XD
Hmm... Chyba tyle. Papapa, Kasztanki! ❤❤❤❤
CZYTASZ
[SnK] One-shots
FanfictionCześć! W tym opowiadaniu będziesz mógł znaleźć różne one-shoty z Shingeki no Kyojin. Mam nadzieję, że przypadną ci do gustu. Zapraszam do czytania! :)