Znowu ty?! (Levi x Hanji)

3.5K 123 33
                                    

Czasami zdarza się tak, że osoba, z którą chodziłeś do przedszkola,podstawówki, gimnazjum, a nawet liceum, idzie na dokładnie te same studia, co ty. Zwykły przypadek, albo typowa sytuacja ,,psiapsiółek". Tylko, że jak już, kurwa, idę do pracy, w której mam sobie w spokoju siedzieć i zapieprzać przed komputerem, to ta osoba również tam jest!
-Znowu ty?!- wrzasnąłem, gdy tylko wszedłem do pokoju. Kurna, bez żartów. Lepiej wytłumaczę od początku. Pewnego dnia, gdy mały Levi poszedł pierwszy raz do przedszkola, od razu trafił mu się wrzód na dupie, imieniem Hanji. Szalona dziewczynaka łaziła za biednym chłopczykiem, prześladując go przez całe życie. No i jesteśmy w chwili obecnej, gdy to mały Levi jest dużym Levi'em, a Hanji to nadal Hanji i siedzi tuż przede mną z tym swoim głupim uśmiechem.
-Levi! Znowu razem, nie?- zaśmiała się, kręcąc się na krześle, jak na jakiejś pieprzonej karuzeli. Jęknąłem i usiadłem przy biurku obok. Już wolałbym pracę z Erwin'em, nie żartuję. Dziewczyna popatrzyła na mnie i ściągnęła do swojej torby. Od razu wyczułem, co ona tam ma.
-Chcesz czekoladki?- spytała, machając mi tuż przed nosem tabliczką białej czekolady. No i właśnie dlatego mnie wkurza. Wie, że bardzo ją lubię i będzie mnie teraz męczyć.
-Spadaj.- włączyłem komputer i starałem się skupić na pracy. Czemu ona? Czemu?! Czy ja jestem na nią skazany? Nawet grób będzie miała obok mojego?!
-Na pewno nie chce...?- zaczęła, ale wyrwałem jej czekoladę i ugryzłem spory kawałek. Taka świeżo zajebana smakuje najlepiej! Dziewczyna prychnęła głośnym śmiechem, widocznie rozbawiona moją rekcją.
-Mam nadzieję, że to...- zaczęła, wracając do kręcenia się na krześle. Przełknąłem, żeby jej przerwać.
-...początek owocnej współpracy? Nie żartuj sobie. Zmienię tę robotę jak najszybciej, nie mam zamiaru się z tobą użerać.- odparłem zgodnie z prawdą, pochłaniając resztki czekolady.
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
-Hanji!- wrzasnąłem na cały budynek, widząc kolejny stos niewypełnionych dokumentów. Czy ja tu wszystko muszę robić sam?! Brunetka wychyliła głowę znad swojego muru na biurku, stworzonego ze stosów dokumentów, kilku styropianowych opakowań po jakiś daniach na wynos, kubeczków po zupkach w proszku, mang i wielu innych pojedyńczych rupieci.
-Co?- spytał niewinnie. Też mi  niewinność. Udawaj, że zapomniałeś, na pewno ktoś zrobi to za ciebie. Ta, spoko, tylko zależy, czy jesteś na miejscu moim czy szalonej okularnicy. Zabrałem część dokumentów z jej biurka, przy okazji niszcząc fragment tego jej małego muru.
-Zły tytan! Zostaw Rose w spokoju!- zawołała za mną. Skad ona bierze takie pomysły? Może jednak dodają coś do tych zupek? Nieważne. Usiadłem przy swoim biurku i wziąłem się za wypełnianie papierków. Wspomniałem, że jak najszybciej zmienię robotę, prawda? No niestety, Hanji ma tyle zaległości, a Erwin aż tak dobrze płaci i to nie jest sarkazm, że nie mogę teraz tak po prostu iść do innej firmy. Przynajmniej mam zapas czekolady. Hanji po raz chyba milionowy zakręciła się na krześle.
-Levi...- zaczęła tonem dziecka,które ma jakąś ważną sprawę do mamy. A ta ważna sprawa, to drobne na automaty. Spojrzałem znad stosika na nią.
-Czego? Masz trzydzieści sekund.- mruknąłem. Wzięła głęboki oddech.
-Mogę dzisiaj do ciebie wpaść, bo ostatnio strasznie mi się nudzi.?I mam flaszkę dobrego wina!- spytała. Proszę, zignoruj te wszystkie zgrabne wykrzykniki czy inne znaki interpunkcyjne, wstawione przez autorkę. To ma tylko ładnie wyglądać. Tak naprawdę, odpowiedź Hanji była łańcuchem słów wypowiedzianych w ogromną prędkości, a przetrawienie ich i przemyślenie zajęło mi trochę czasu.
-Nie.- odparłem krótko, wracając do dokumentów. Dziewczyna westchneła ciężko. Po chwili znowu. I znowu. A po dwóch minutach każdy jej wydach był w chuj głośny.
-No dobra, tylko zamknij się!- wrzasnąłem, uderzając otwartą dłonią w blat biurka. Kurna, zabolało. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
-Dziękuję!- zapiszczała i już brała rozbieg, by się na mnie rzucić.
-Siad, albo zostaniesz w budzie.- warknąłem. Spuściła głowę, udając smutek, ale drżące w górę i w dół kąciki ust utwierdziły mnie w przekonaniu, że wstrzymywała uśmiech wielkiego szczęścia. Albo płacz. Rzuciłem jej kilka dokumentów na biurko.
-Ale skończ przynajmniej wypełnianie tego.- dodałem z uśmiechem. Spojrzała na mnie, potem na papiery, i znowu na mnie.
-Okrutny jesteś.- powiedziała, krzywiąc się tak, jakby co najmniej zjadła trzy cytryny.
-Wiem.- podsumowałem krótko, wracając do pracy.
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
A ja zawsze myślałem, że to Farlan ma słabą głowę. Teraz już mnie nic nie zaskoczy. Po pracy wróciłem spokojnie do domu, odkurzyłem mieszkanie, bo mimo porannego sprzątania i tak wyglądało jak burdel. Ledwie to skończyłem, a zajęło mi może pięć minut, Hanji wbiegła do mojego mieszkania z flaszką w ręce. Wspomniałem, że drzwi były zamknięte od wewnątrz? Nie? No to teraz mówię.
-Przecież słabo u ciebie z piciem...- mruknąłem, patrząc, jak wyjmuje kieliszki z szafki. Skąd wiedziała, że tam je trzymam? Nie wnikam, to przcież Hanji. Wziąłem korkociąg i otworzyłem wino, nawet nie sprawdzając rocznika czy chociaż marki. Alkohol to alkohol, nie? Albo mocny, albo słabszy. Nalałem do kieliszków trochę czerwonej cieczy i podałem jeden Czterookiej. Uniosła swoje naczynie w górę, stykając nim moje.
-Zdrówko!- krzyknęła, wypijając na raz całe wino.
-Debilko, to nie wódka.- mruknęłam, pijąc spokojnie alkohol. Brunetka złapała butelkę i nalała sobie do pełna, przy okazji rozlewając na stół. Skrzywiłem się niezadowolony.
-Chyba przestanę sprzątać, bo przyjdzie taka Hanji i wszystko mi rozpie...- zacząłem, jednak przerwał mi dźwięk rozbijającego się o ścianę za mną kieliszka. Tak, ścianę za mną, prawie dostałem tym w twarz! Odstawiłem z hukiem swoje naczynie i wstałem z fotela. Spojrzałem na nią szczerze wkurwiony. Isabel przywiozła mi je ze Szkocji! Wycofałem nogę, żeby już kopnąć Hanji, ale ona po prostu wywaliła się z kanapy z jękiem. I wtedy przestałem wierzyć w ludzkość. Po ledwie dwóch małych kieliszkach, ona jest pijana i to tak konkretnie. Przytuliła się do mojej nogi, która wciąż była przygotowana na kopnięcie.
-Levi'ś...- wymruczała, tuląc się do moich spodni. Szarpnęła mnie za pasek spodni, próbując go rozpiąć. Odsunąłem jej głowę, ktora byla niebezpiecznie blisko mojego krocza. Od razu wzięła to za uderzenie i wywaliła się na dywan.
-Jutro będziesz narzekać, że cię wszystko boli.- mruknąłem, spoglądając na nią z delikatnym rozbawieniem.
-Nie będem...- wysapała, tykając głową mój brzuch. Westchnąłem i przerzuciłem sobie jej prawie bezwładne ciało przez ramię i skierowałem się szybko do sypialni. W ostatniej chwili, bo już prawie zwracała swoją ukochaną zupkę chińską. Popchnąłem ją na łóżko.
-Potem nie narzekaj.- mruknąłem, rozbierając się. Dziewczyna prychnęła.
-Nie bendem. Lofciam ciem.- odparła z uśmiechem. Uśmiechnąłem się delikatnie.
-Miło.-





























~·~·~·~·~·~·~·~
Tak, musiałam przerwać w tym momencie XD

No i tego... nie mam co mówić. Przepraszam za błędy i papatki, Kasztanki ♥♥♥♥

[SnK] One-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz