Drobne problemy (Levi x Petra)

2.8K 89 29
                                    

Każdy z nas ma swoje własne problemy. Czasami potrzebujemy pomocy innego człowieka, żeby się z nimi uporać. Innym zaś razem wolimy nikomu o tym nie wspominać, lub w ogóle mamy nadzieję, że wszystko samo się rozwiąże. Te dwie ostatnie opcje pasują do mnie idealnie. Jestem Petra. Chodzę do zwykłego liceum, do typowego ogólniaka. Mam kilka dobrych ocen, szczególnie z matematyki i geografii, oraz trochę gorszczych, między innymi z chemii i biologii. Mam kilka koleżanek, bliską przyjaciółkę, chłopaka. Opis zwyczajnej dziewczyny, prawda? No to właśnie nie do końca. Zawsze zaczyna się psuć, gdy dochodzę do tematu mojej miłości. Levi Ackerman. Rok starszy chłopak, o zimnym spojrzeniu, pięknej twarzy i muskularnym ciele pełnym tatuaży*, za którym uganiają się wszyscy, od dziewczyn z mojej klasy, przez młodszych chłopaków, aż po zboczone nauczycielki. Och, nie, nie chodzi mi o to, że jestem zazdrosna. Levi ma wręcz kamienne serce. Skoro mnie wybrał, to wiem, że wiele dla niego znaczę. Na innych ludzi prawie nie patrzy. No może poza Gunther'em i Erd'em z jego klasy, z którymi dosyć często spędza czas. Po szkole krąży wiele plotek o nim. Jedną ze szczególnie popularnych jest to, że chłopak zawsze jest nieczuły i chłodny, a dopiero będąc z kimś sam na sam pokazuje swoją kochającą stronę. No właśnie niezbyt. Znaczy się, owszem, na początku tak było. Gdy zaczęliśmy się spotykać, często przynosił mi kwiaty, szeptał czułe słówka, a nawet całował przy ludziach. Tak jakby... wszystko się skończyło. A raczej pogorszyło, gdy lepiej się poznaliśmy. Levi ma jedną wadę, którą ukazuje bardzo rzadko. Zazdrość. Podobno, gdy Jean, pierwszak, próbował mnie poderwać, wyszedł z nim po szkole na ,,rozmowę". Więcej go nie widziałam. Oczywiście, później odbił to sobie na mnie! Przez dwa dni odczuwałam skutki jego ,,kary". Pewnie trwałoby to o wiele dłużej, gdyby nie zaczął się ten czas w miesiącu. Cóż, taki jest Levi. Po prostu musi oznaczyć, co do niego należy. Jak teraz. Siedziałam z nim, a raczej na nim, konkretnie na jego kolanach, na korytarzu. Czarnowłosy, jak pan i władca, usiadł sobie wygodnie na jednej z kanap, zajmując prawie całą. No wiesz, tu dłoń, tu nóżka, a obok honorowe miejsce dla plecaka. Jego wzrok, jak i cała postawa ciała mówiły ,,nie podchodź, jeśli ci życie miłe". Chłopak zaczął jeździć dłonią po moim udzie.
-Wiesz, mam chęć dzisiaj się z tobą pobawić.- zamruczał mi do ucha. Zamiast, jak większość dziewczyn, zachęcić go do tego, ja zaczęłam w głowie przypominać sobie każdą rozmowę, szczególnie z chłopakami. Co tym razem zrobiłam? Pożyczyłam komuś kilka groszy?
-A z jakiego powodu?- spytałam jak najgrzeczniej, próbując opanować drżenie rąk. Chłopak pocałował mnie w policzek, ściskając dosyć mocno moje biodro. Był wściekły. Nawet bardzo!
-Nauczyć cię prostych zasad fizyki według profesora Ackerman'a.- powiedział. Wydawało mi się, że powietrze wokół zrobiło się jakieś takie chłodne, jakby ktoś otworzył wszystkie okna. A przypomnę, że jest środek zimy!
-Chodzi o korepetycje u pana Smith'a?- spytałam niepewnie. Jego brew zadrżała. Bingo! Chociaż w sumie nie wiem, czy mam się z czego cieszyć. Od jakiegoś czasu mam wielkie problemy z zadaniami z fizyki, głównie z działu termodynamiki. Więc mój nauczyciel, wspomniany pan Erwin Smith, zaproponował mi, żebym go odwiedziła, a on postara mi się wszystko na spokojnie wytłumaczyć. Zgodziłam się bez wahania. Piliśmy herabtę, a on, w bardzo opisowy i ciekawy sposób, tłumaczył mi wszystkie zagadnienia. Naprawdę! Nic innego się nie działo!
-Kochanie, nie jestem zwolenniczką pedofili.- powiedziałam, czując się dosyć nieswojo, gdy jego paznokcie wbijały mi się w skórę. Delikatnie złapałam jego dłoń i odsunęłam.
-Co nie zmienia faktu, że bardzo zależy mi, żebyśmy się dzisiaj spotkali.- odparł z naciskiem. Okej, po dobroci nie wyszło.
-No ale nie mam zbyt dużo czasu. Muszę posprzątać, odwiedzić dziadków i pouczyć się na chemię, ponieważ jutro mam sprawdzian.- powiedziałam jak najszybciej, podając pierwsze lepsze wymówki, które wpadły mi do głowy. Levi uśmiechnął się w dosyć... nietypowy sposób. Jego prawa brew drżała delikatnie, a nad nią dostrzegłam pulsującą żyłkę.
-Głuptasie, dziś jest piątek. Jak możesz mieć sprawdzian w sobotę?- spytał. Byłam pewna, że na sam koniec akcentował, tak zwaną, kropkę nienawiści. Czy naprawdę powiedziałam coś tak głupiego? Jestem idiotką!
-No dobra, to było drobne kłamstwo. No ale dziadkowie...!- zaczęłam, ale on zakrył mi usta dłonią.
-Poczekam na ciebie po lekcjach i pójdziemy do mnie.- powiedział, a jego ton wyrażał dosyć konkretne zniecierpliwienie. Chyba trochę przesadziłam. Pokiwałam głową i akurat teraz zadzwonił dzwonek. Wstałam z kolan chłopaka. Pocałował mnie w policzek.
-Do zobaczenia.- powiedział, odchodząc. Widziałam jeszcze, jak rzuca wręcz psychopatyczne spojrzenie, przechodzącemu obok panu Erwinowi. W sumie, może go nie zabije...
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
Po zajęciach, Levi, tak jak obiecał, czekał na mnie przed szkołą. Nie było nawet szansy, żebym go ominęła wraz z tłumem uczniów. Od razu w drzwiach złapał mnie za rękę i wyszedł poza teren szkoły. W jego oczach widziałam dziwną satysfakcję. Wyczuwam kłopoty. Dosyć szybko dotarliśmy do jego mieszkania, które znajdowało się w bloku jakieś pół kilometra od szkoły. Weszłam i zdjęłam kurtkę, którą chłopak od razu ode mnie odebrał i powiesił na wieszaku.
-Możesz już iść do mojego pokoju.- powiedział. Skinęłam tylko głową i skierowałam się do tak dobrze znanego mi pomieszczenia. Usiadłam na łóżku. Automatycznie poczułam ogromny stres. A jeżeli jest w naprawdę złym humorze? I da się ponieść emocjom, przez co coś mi zrobi?! Ręce zaczęły mi się trząść, a na czole poczułam kropelki potu. Niby powinnam mu ufać, no ale... to nie jest powód, żeby się go nie bać! Cały mój stres momentalnie znikł, gdy Levi wszedł i trzasnął drzwiami. Spojrzałam na niego. Popchnął mnie, przez co położyłam się na jego łóżku. Zawisł nade mną, patrząc mi w oczy.
-A więc? Słucham, co masz mi do powiedzenia.- warknął. Zamrugałam kilka razy zaskoczona.
-Ale o co cho...?- zaczęłam, ale nie dane było mi skończyć.
-Mówię o korkach z tym staruchem! Erwinem!- krzyknął.
-No korki jak korki! Wytłumaczył mi tylko kilka rzeczy! Normalnie pewnie prosiłabym ciebie albo jakąś znajomą, ale ty byłeś zajęty projektem z biologii no i...! Wiesz, że cię kocham!- piszczałam, starając się wszystko wyjaśnić. Bałam się coraz bardziej. Gdy już myślałam, że Levi naprawdę się wkurzy, on tylko pocałował mnie krótko.
-Czyli nie muszę się martwić?- mruknął. Pokiwałam głową. Podniósł się do siadu i zaczął się rozbierać.
-Ale kara cię nie ominie...-
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
Nie było tak źle, jak przypuszczałam. A właściwie bardzo miło i przyjemnie! Muszę częściej wyciągać z Levi'a tę jego czułą stronę. Usiadłam w swojej ławce, czekając na dzwonek oraz przyjście profesora Smith'a. Jednak zamiast niego, dwie minuty po rozpoczęciu się lekcji, przyszła wicedyrektor Hanji Zoe.
-Pan Erwin uległ małemu wypadkowi. Nie będzie go dzisiaj. Idźcie do sali 43, profesor Mike się wami zajmie.- powiedziała. W tym czasie poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam telefon i spojrzałam na wiadomość od Levi'a.
-I co? Staruszka nie ma?- przeczytałam. I po co jeszcze ta drwiąca buźka?! Wiedziałam, że coś odwali!




*zerknij na media~ ♥





















~·~·~·~·~·~·~·~
Nawet nie wiem, co powiedzieć. Prawie dokonałam czegoś niemożliwego, pisząc Yandere Rivetrę. A myślałam nad tym chyba ponad dwa tygodnie! No ale się udało :D

Uwaga! Wszystkie Kasztanki, które o to prosiły! Nie zabijce mnie, że jest takie... jakie jest! Starałam się coś wykminić!

No i w sumie tyle. Przepraszam za błędy i papa, Kasztanki! ♥♥♥♥

[SnK] One-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz