ooo
- Lorenzo? - zdziwiłam się wychodząc z wykładów. Stał przed uniwersytetem. Nigdy po mnie nie przyjeżdżał. Byłam zaskoczona.
- Pojedziesz ze mną na trening? - uśmiechnął się obejmując mnie w talii. Rano byłam w restauracji. Potem jechałam na wykłady. Jest dwudziesta ,a ja dopiero wychodzę z uniwerka. Jestem zmęczona. Chcę do domu, pomyślałam.
- Coś się stało? - byłam naprawdę zdumiona jego pojawieniem się tutaj.
- Po prostu nie widzieliśmy się dzisiaj. - dziwnie się zachowywał.
- Możemy przełożyć to na jutro? - spytałam z nadzieją. Chwycił mnie mocno za ramię. Pociągnął za sobą w stronę auta. - Jedziemy moim samochodem? - wiedziałam ,że lepiej już nie stawiać oporu.
- Tak. - powiedział. - Ty prowadzisz. - nakazał. Wsiedliśmy do samochodu. Włożyłam kluczyki do stacyjki i odpaliłam silnik. - Jedź na Gangnam.
- Dlaczego tam? - nie rozumiałam.
- Poznasz moich kumpli. - skinęłam głową. Czyli nie na trening. - Możliwe ,że za dwa tygodnie pojedziemy do Singapuru na walki.
- My? - nie dowierzałam.
- No chyba jasne ,że moja dziewczyna jedzie ze mną. - przytaknęłam. - Twój braciszek znowu truje mi dupę. - zaczął. Niech Cię szlag Lorenzo. - Kiedy wracamy do Bolonii? - odwróciłam wzrok.
- Mówiłam Ci ,że nie mogę...
- Pytałem kiedy. - zwrócił mi uwagę. - Początek marca brzmi dobrze. - mówił dalej. Spojrzałam na niego przerażona. - Wrócę akurat na mistrzostwa.
- Lorenzo nie mogę zostawić brata i studiów. - próbowałam mu to uświadomić. Przecież to nie jest takie proste. Mój ojciec naprawdę postarał się żebym mogła tutaj ukończyć medycynę. Bym mogła być z bratem. Nie mogę teraz...
- Ale mnie możesz zostawić? - huknął. - Tyle dla Ciebie poświęciłem, a Ty tak mi się odwdzięczasz? - zatrzymałam się przy klubie, do którego jechaliśmy.
- Możesz iść. - powiedziałam zaciągając ręczny.
- Ty idziesz ze mną. - wysiadł z auta i obszedł je by otworzyć moje drzwi. Szarpnął mnie za ramię i siłą wyciągnął z pojazdu.
- Puść mnie Lorenzo. - próbowałam wyrwać się z jego uścisku.
- Podobałaś mi się bardziej we Włoszech. - zaśmiał się ciągnąc mnie za sobą do klubu.
- Chcę wrócić do domu.
- Jesteś mi to dłużna. - szarpał mną dalej.
- Nie wrócę z tobą do Włoch! - wyrwałam się. Szarpnął mną i popchnął na ścianę. Spoliczkował. Odwróciłam głowę od jego twarzy. Przymknęłam powieki.
- Przepraszam... - zaczął jak zawsze. - HaRam nie chciałem. - pokiwałam głową.
- Pojadę lepiej do domu. - przybrałam rolę posłusznej. - Nie chcę by twoi przyjaciele mnie taką zobaczyli. - spuściłam wzrok.
- Rozumiem. - przystał na to i mnie puścił.
ooo
Wróciłam do domu. Miałam nadzieję ,że choć dziś będę miała trochę szczęścia. Starałam się jak najciszej przemknąć hol.
- HaRam. - usłyszałam za sobą ,ale to nie był głos ojca. Odwróciłam się.
- Profesor Nan Do. - rozpoznałam starszego mężczyznę. Przyjaźnił się z ojcem odkąd pamiętam.
- Cieszę się ,że po tylu latach mogę Cię zobaczyć. - podszedł do mnie bliżej. - Tutaj. - wskazał rękoma wnętrze. - W domu.
- Nie mogę powiedzieć tego samego, ale dobrze Pana widzieć. - skłoniłam się.
- Co Ci się stało w twarz? - zadał pytanie ,którego najbardziej się bałam.
- Gdzie ojciec? W gabinecie? - zmieniłam od razu temat.
- Tak. - skinął głową. - Rozmawia z twoim rodzeństwem.
- Rozumiem. - cofnęłam się. - A Pana co tutaj sprowadza?
- Rozmawiałem z twoim rektorem. - po co to robił? - Słyszałem ,że interesuje Cię anestezjologia. - skinęłam głową. - Chciałbym abyś miała praktyki pod moim okiem. - zrobiłam wielkie oczy. Naprawdę?
- Ale... Pan... Jest profesorem anestezjologii i intensywnej terapii... - nie mogłam w to uwierzyć. On jest taką szychą.
- Twój ojciec uważa , że sobie poradzisz. - zmarszczyłam brwi. Nigdy nie pomyślałabym ,że jest w stanie powiedzieć o mnie coś miłego.
- W Pana i ojca szpitalu? - nie dowierzałam.
- Byłabyś zainteresowana? - pokiwałam twierdząco głową.
- To byłby zaszczyt. - przyznałam.
- Ale wiąże się to z tym ,że będziesz musiała być na każde moje zawołanie. - haczyk, który już połknęłam. - Często w nocy i nie tylko. - ostrzegł.
- Rozumiem. - nie mogłam się teraz wycofać. Patrzył na mnie zaskoczony. Pewnie myślał ,że się nie zgodzę. Nie mogłam jednak rozpoznać czy jest rozczarowany pozytywnie czy też negatywnie. - Wiem ,że ojciec zrobił to bym nie spotykała się z chłopakiem. - wytłumaczyłam intencje ojca.
- Nie sądzisz ,że medycyna jest twoim priorytetem?
- Oczywiście ,że tak jest. - zgodziłam się. - Dlatego wybieram staż u Pana.
- Cieszę się. - uśmiechnął się. - W takim razie zapraszam Cię w piątek z ojcem do mnie na oddział. W moim gabinecie ustalimy szczegóły. - skinęłam głową. Podał mi dłoń. Uścisnęłam ją.
- Dziękuję Profesorze Nan Do. - skłoniłam się.
- Coraz lepiej idzie Ci język. - pochwalił mnie wchodzący do holu ojciec. Zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem.
- Od jutra zaczynam indywidualne lekcje. - oznajmiłam. - Chcę się także przenieść do grupy wykładów po koreańsku. - wracając do domu dużo o tym myślałam. Niestety lub stety wiele wskazuje na to ,że będę musiała zostać tu na najbliższe parę lat. Wypada więc umieć język, a co za tym idzie udowodnić ojcu ,że umiem zadbać o siebie sama i nie potrzebuje jego pomocy.
- Ktoś Cię uderzył? - podszedł bliżej i dotknął mojego polika. Odsunęłam się od niego.
- Nie. - skłamałam. - To nie twoja sprawa.
- HaRam chcę Ci tylko pomóc. - nie rozumiał mojego zachowania.
- Nie musisz. - odparłam. - Nigdy o nic Cię nie prosiłam. - wiem, że nie powinnam tego mówić przy profesorze Nan Do ,ale było już za późno, żeby to naprawić. - Dobranoc Profesorze. - skłoniłam się i weszłam na schody. Wspinałam się schodek po schodku. Czułam jak łzy nalatują mi do oczu. Jak długo dam radę udawać silną? Kiedy to się wszystko skończy? Położyłam się na łóżko i spojrzałam na ramkę ze zdjęciem.
- Mamo... brakuję mi Ciebie. - pozwoliłam ,aby kilka łez spłynęło na moją poduszkę.
ooo
CZYTASZ
BTS -V
Fanfic🎖#1 bts - 10.02.2021 🎖#1 tae - 24.02.2022 🎖#2 kimtaehyung - 24.05.2020 🎖#1 vbts -12.10.2020 🎖️#4 idol - 01.01.2021 HaRam po śmierci matki musi przeprowadzić się z Włoskiego miasteczka do wielkiego miasta jakim jest Seul. Musi zamieszkać z ojcem...