ooo
Usiadłam na ławce w moim ulubionym parku z dzieciństwa. Przede mną rozciągał się widok na staw i mały pomościk. Niebo już poszarzało. Włożyłam ręce w kieszenie płaszcza. Kończyła się już zima ,ale nadal było chłodno. Spojrzałam w górę. Księżyc już się przedzierał przez zachmurzone niebo. Obejrzałam się za siebie widząc pusty plac zabaw, na którym kiedyś byłam z mamą.
- Fatimá! - zawołała mnie mama, gdy huśtałam Seonghwę. Odwróciłam się do niej i usłyszałam pstryknięcie aparatu.
- Jakie mam piękne dzieci! - uśmiechnęła się do zdjęcia. Podbiegłam do niej.
- Dlaczego nie jesteś w szpitalu? - zdziwiłam się. Miała dzisiaj zacząć trzydniową chemię.
- Nie starczyło dla mnie miejsca. - zaśmiała się. - Kazali wrócić za dwa tygodnie. - odparła z uśmiechem. A ja już wiedziałam ,że wyniki się pogorszyły i chemia nie działa. Dlatego ją odesłali do domu.
- Mamo! - podszedł do nas Seonghwa. - Nie jest Ci gorąco w tej czapce? - miał jeszcze zbyt mało lat ,by zrozumieć dlaczego mama nosi czapkę.
- To nowa moda Seonghwa. - zdążyłam powiedzieć nim poznałby ,że mamie zrobiło się przykro. - Nie uczysz się i potem masz. - szturchnęłam brata w ramię.
- Ałaaa! Mamo! HaRam znów mnie bije! - poskarżył się.
- Fatima. - odezwała się mama. - Twoja siostra ma na imię Fatima ,a Ty Simone. - nie cierpiałam ,gdy tak robiła. Używała naszych drugich imion. Naszych włoskich imion ,do których żaden z nas nie był przyzwyczajony. Tylko dla naszej matki i babci byliśmy Fatima i Simone.
- Przepraszam mamo... - szepnął Seonghwa. Nie rozumiałam dlaczego matka nam to robi. Wiedziałam ,że ma żal do ojca. Zostawił nas. Też go nienawidziłam, ale wydawało mi się czasem ,że Mama nas też nienawidziła. Szczególnie mnie, która chciała iść w ślady okropnego ojca i męża. Kiedy się kłóciliśmy zawsze wypominała mi ,że jestem do niego podobna. To bolało najbardziej.
- Mamo nie mogę znów odebrać Seonghwy. - weszłam do jej pokoju. - Lorenzo ma urodziny!
- Nie możesz mi czasem pomóc? - spytała z pretensjami.
- Ciągle ci pomagam! - krzyknęłam. - Ciągle wszystko za ciebie robię! Nie mam czasu nawet żeby spotkać się z chłopakiem! Chcesz żebym została sama jak ty?!
- Nie zachowuj się jak twój ojciec! To on nas zostawił! - krzyczała na mnie. - To jego wina ,że mamy tak ciężko!
- Gdybyś choć raz pomyślała o mnie w tym wszystkim! - byłam wściekła. Ciągle narzeka ,że jest chora. Ciągle narzeka ,że nie ma co zrobić z Seonghwa. Że martwi się o niego. A co ze mną?
- A co ze mną Mamo? - było mi strasznie przykro.
- Jesteś już dorosła. - powiedziała. - Poradzisz sobie. Wiem ,że ty poradzisz sobie ze wszystkim i wszędzie. Więc nie muszę się o Ciebie martwić Fatimo. - zacisnęłam mocno pięści z żalu i rozgoryczenia.
- Nie mów tak do mnie więcej. - zażądałam. - Nazywam się Lee HaRam i nic tego nie zmieni. - wyszłam trzaskając drzwiami.
ooo
- HaRam? - usłyszałam głos z prawej strony. Otworzyłam oczy. Nadal siedziałam na ławce w parku. Otarłam łzy i spojrzałam na postać.
- Lorenzo? - podniosłam się szybko. - Co tu robisz? Jak mnie znalazłeś? - zdziwiłam się. Podszedł bliżej mnie.
- Byłem na cmentarzu. - odparł. - Ale szybko poszłaś i nie zdążyłem Cię złapać.
- Byłeś na cmentarzu? - zaskoczył mnie.
- W kościele też ,ale nie chciałem przeszkadzać. - mówił. - Widziałem jak wiele dla Ciebie to znaczyło. - skinęłam głową. Wyciągnął przede mną bukiet kwiatów. - W każdym razie chciałem Ci je dać. - dodał. - W ramach przeprosin. - chwyciłam kwiaty otępiała. Nie wiedziałam co zrobić.
- Nie musisz nic mówić. - zauważył moje zakłopotanie. - Po prostu chciałem Cię zobaczyć. - patrzyłam na niego nie dowierzając. Naprawdę przyszedł tutaj tylko po to by mnie przeprosić?
- Pójdę już. - uśmiechnął się i ruszył w stronę ulicy.
- Lorenzo... - zatrzymałam go. Odwrócił się. - Dziękuję za pamięć o mojej mamie. - skinął głową.
- Była dobrą osobą. - powiedział. - Zawsze dobrze mnie traktowała. I wychowała piękną i mądrą córkę. - uśmiechnął się. Pociekły mi łzy.
- Tęsknię za nią. - przyznałam szeptem. Pokiwał głową i objął mnie delikatnie.
- Też za nią tęsknię. - odezwał się cicho.
- Myślałam ,że będzie mi łatwiej. - mówiłam dalej. - Myślałam ,że skoro umiem sama gotować, odrabiać lekcje z Seonghwą... Dobrze się uczyć, dostać na studia... To poradzę sobie bez niej. - rozpłakałam się.
- Ale poradziłaś sobie. - odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy. - Za chwilę będziesz lekarzem. Będziesz cudowną matką i żoną. Będziesz wieść cudowne i idealne życie. Będziesz w końcu szczęśliwa HaRam. - nie sądziłam ,że usłyszę to od Lorenzo. Po tym wszystkim co nas spotkało. Dodatkowo to znaczy ,że wie , że to nie jego syn.
- Wiem ,że tak będzie. - zapewnił uśmiechając się. - Nie znam drugiej tak dobrej i pracowitej osoby jak ty. - milczałam. Nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego dźwięku.
- Cieszę się ,że pozwoliłaś mi ostatni raz Cię zobaczyć. - spojrzałam na niego przejęta. Ostatni? - Wyjeżdżam do Stanów. - wyjaśnił. - Nasze drogi się rozchodzą, ale to chyba lepiej. - przytulił mnie mocno i pocałował w czoło.
- Żegnaj HaRam. - powiedział i odszedł ode mnie. Stałam trzymając bukiet białych kwiatów. Próbowałam powstrzymać łzy, ale nie mogłam. Nie mogłam uwierzyć ,że już nigdy go nie zobaczę.
ooo
CZYTASZ
BTS -V
Fanfiction🎖#1 bts - 10.02.2021 🎖#1 tae - 24.02.2022 🎖#2 kimtaehyung - 24.05.2020 🎖#1 vbts -12.10.2020 🎖️#4 idol - 01.01.2021 HaRam po śmierci matki musi przeprowadzić się z Włoskiego miasteczka do wielkiego miasta jakim jest Seul. Musi zamieszkać z ojcem...