Real

2.2K 92 10
                                    

ooo

- Wychodzisz już? - dogonił mnie na korytarzu. Skinęłam głową zawiązując sznurówki. Szczerze mówiąc myślałam, że jeszcze śpi. Przecież wróciliśmy dość późno w nocy. - Mogę Cię odwieźć. - zaproponował i się przeciągnął.

- Ubrania zostawiłam poskładane na łóżku. - podniosłam się z podłogi zmieniając temat. - Przy większości są jeszcze metki ,więc możesz ze spokojem zwrócić je do sklepu. - uśmiechnęłam się. 

- Przecież one są twoje. - zdziwił się. - Przywiozę Ci je, gdy przyjadę na kolację. - spojrzałam na niego w ciężkim szoku. On naprawdę chce przyjechać do mojego domu i udawać mojego chłopaka przed ojcem i rodzeństwem?

- Nie masz po co przyjeżdżać. - oznajmiłam. - Przecież tylko udawaliśmy. - wytknęłam mu kolejny raz. Naprawdę strasznie zabolało mnie to, że próbował się mną bawić. A jeszcze bardziej drażniło mnie to, że prawie mu się to udało. Byłam na siebie wściekła, że mogłam coś do niego poczuć.

- Przepraszam Cię, ale naprawdę. - zaczął. - Uwierz mi, że mówię prawdę. - przewiesiłam torbę przez ramię. - Podobasz mi się. - przysięgam, że sensu w tym nie widzę.

- Zadzwoń jak będę potrzebna. - rzuciłam i nacisnęłam klamkę. Stwierdziłam, że dłuższa rozmowa nie ma sensu. On mnie nie rozumie. Szarpnął mnie do tyłu zmuszając tym samym do spojrzenia na niego. Dobrze wie, że tego nienawidzę.

- Mówię prawdę! - krzyknął. - Nie udaję! - potrząsnął mną. - Uwierz mi! - odwróciłam wzrok od niego. Co? Może jeszcze mnie uderzy?

- Nie chcę już mieć żadnego faceta. - warknęłam i wyrwałam się z jego uścisku. - Myślisz ,że tym sprawisz, że zostanę tu z własnej woli? 

- HaRam! - zatrzasnął drzwi nim zdołałam prześlizgnąć się przez wąską szczelinę. - Spaliśmy ze sobą! Całowaliśmy się na oczach wszystkich! - przybliżył się niebezpiecznie blisko. Oparłam się plecami o drzwi. Uwięził mnie między sowimi ramionami. Nie miałam możliwości ucieczki. - Czy Ty myślisz, że mógłbym to wszystko udawać? - złagodniał. - Nie jestem tym za kogo mnie uważasz. Źle mnie odbierasz.

- To po co mówiłeś, że scena z moim ojcem była grą? - nie rozumiałam. Gdzie tu logika?

- A co miałem powiedzieć? - spytał. - Przecież właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałaś. - w mojej głowie był mętlik. W co mam wierzyć?

- Nawet jeśli mówisz prawdę. - wciąż nie byłam pewna. - To nie ja Ci się podobam tylko twoja wyimaginowana dziewczyna. - zmarszczył czoło. - HaRam, która Ci się podoba nosi sukienki i kolorowe paznokcie. - pokazałam mu dłoń. - Ma zawsze makijaż i chodzi w wysokich obcasach. Uśmiecha się i wygłupia. - pokręcił głową.

- Nie prawda. - zaprzeczył.

- Prawda. - sprzeciwiłam się. - Zwykła HaRam chodzi w sztywniackich marynarkach. - wygarnęłam mu. - Nie znosi wysokich szpilek. - wskazałam trampki. - Nie maluje się. I nie śmieje się. - wymieniałam przeciwieństwa. - Jest poważna i odpowiedzialna. 

- Nie jesteś taka. - nie zgodził się ze mną.

- Właśnie ,że jestem. - odparłam. - Sam mi to powiedziałeś nad rzeką Han. Smutna i skrzywdzona przez życie. - przypomniałam mu. - A Ty próbujesz zrobić ze mnie kogoś kim nie jestem. - stwierdziłam. - Obiecałam udawać twoją dziewczynę przez jeden wieczór. - otworzyłam drzwi. - Nasza umowa się skończyła. 

- Mówiłem Ci, że chcę Ci pomóc. - zatrzymał mnie. - Pomogę Ci z Lorenzo, ze studiami, z ojcem, rodzeństwem.

- Ale ja nie chcę twojej pomocy. - zatrzasnęłam za sobą drzwi i się rozpłakałam. Jednak chłopak wybiegł za mną. Gonił mnie zbiegając po schodach.

- Mówiłaś, że jesteś szczęśliwa! - wołał za mną. - Myślałem, że to Cię uszczęśliwi! Nigdy w życiu nie chciałem Cię zranić w ten sposób! - w końcu mnie dogonił. Nie miałam siły już dłużej uciekać. Złapał mnie od tyłu i objął ramionami nie dając uciec. - Podobasz mi się nawet w sztywniackich marynarkach i płacząca. - mocno mnie obejmował. 

- Boję się, że znowu ktoś mnie zrani lub zostawi. - przyznałam szeptem. 

- Nie zostawię Cię, ani nie zranię. - powiedział. - Obiecuję. 

- Tae...w co ja mam wierzyć? - odwróciłam się do niego przodem.

- Sobie. - odparł. - Wierz w to co podpowiada Ci serce. - spojrzałam mu w oczy. 

- Jestem naiwna. - przyznałam. - Jak mogę sobie ufać? - spytałam przerażona. 

- Zaufaj mi. - poprosił. - Od teraz wszystko będzie na twoich zasadach. - objął moją twarz w swoje dłonie i oparł czoło o moje. - Tylko nie odrzucaj mnie. - chwyciłam jego ręce w nadgarstkach.

- Bez udawania? - uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny sposób. 

- Bez. - pocałował mnie w czoło ,po czym mocno przytulił. 

ooo

BTS -VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz