God

1.5K 63 13
                                    

ooo

- Kogo my tu mamy? - usłyszałam teksty ,gdy weszłam do klubu bokserskiego.

- Zamknij się Aaron. - warknęłam do niegdyś najlepszego przyjaciela Lorenzo.

- Po co tu przyszłaś? - zagrodził mi przejście.

- Wpuść ją. - odezwał się znany mi głos.

- Lorenzo. - powiedziałam rozpoznając byłego chłopaka. Stal przy worku treningowym. Nie był zachwycony moją wizytą.

- HaRam po co wróciłaś? - odszedł od worka.

- Potrzebuję ochrony. - odparłam zakładając ramiona na piersi.

- Twój gejowski chłopak nie daje rady? - prychnął uderzając w worek.

- Zostawił Cię? - wtrącił się Aaron.

- Możemy zostać sami? - spojrzałam na Aarona zmuszając do opuszczenia pomieszczenia. Lorenzo mi się przypatrzył i nieco złagodniał.

- Zostawił? - skinęłam głową. - Kochasz go?

- Nie. - powiedziałam.

- To po co tu przyszłaś? Do mnie? - nie rozumiał. - Przecież twoi kuzyni z Sycylii mają większe możliwości.

- Nie mogą wiedzieć ,że jestem w ciąży. - odparłam. Zbladł.

- Co kurwa?! I przychodzisz z tym do mnie?! - wściekł się. - Pokurwiło Cię do końca?! - popchnął mnie na ścianę.

- To może być twoje dziecko. - zastygł.

- Kłamiesz. - warknął.

- Szósty tydzień. - odparłam. - Możemy iść do ginekologa...

- Skąd więc myśl ,że to moje? - widziałam ,że zwątpił.

- Bo z tego co pamiętam byliśmy jeszcze wtedy razem. - odszedł ode mnie.

- Dlatego Cię zostawił? - nie odpowiedziałam ,bo do wnętrza weszła reszta ekipy Lorenzo.

- Co ta kurwa tu robi? - zaczęli mnie wyzywać.

- Teraz jest z nami. - powiedział chłopak stając w mojej obronie. - Nikt jej nie tyka, jasne? - wszyscy patrzyli na niego jak na debila.

- Znowu jest Twoją dupą?! - przekrzykiwali się. Naprawdę Włosi są głośni.

- Basta! - wrzasnął, a wzrok wszystkich spoczął na nim. - HaRam nosi moje dziecko. - zamilkli. Stałam niewzruszona patrząc przed siebie.

ooo

- Okłamałaś go? - spytał Mingi ,gdy zdzwoniliśmy się wieczorem.

- Sama nie wiem. - odparłam.

- Jak to? - zdziwił się.

- Dziecko jest V ,ale musiałam tak powiedzieć. - przystał na to.

- A Tae dzwonił? - skinęłam głową. - Odebrałaś? - zaprzeczyłam.

- O czym ja mam z nim rozmawiać? - wzruszył ramionami.

- Ja bym powiedział. - powiedział. - Niech płaci ma kasę. 

- Ale ja nie chcę miec z nim nic wspólnego. - warknęłam. - To dziecko też wolałabym poronić!

ooo

- Halo? - odebrałam telefon od Hoseoka. Nie chciałam z nim gadać ,ale pisał że to poważna sprawa.

- Czemu nie odbierasz od V? - spytał z pretensjami.

- To cześć...

- Czekaj! - zatrzymał mnie nim wcisnęłam czerwoną słuchawkę. - Martwimy się o Ciebie.

- Znasz mnie jeden dzień. - odparłam zła.

- Okej, ale mój przyjaciel zna Cię bardzo dobrze ,a do tego dużo mi pomogłaś. - przewróciłam oczami.

- Nie zrobiłam nic nadzwyczajnego. - westchnął.

- Mogę Ci jakoś pomóc? - pokręciłam głową. - HaRam?

- Nie dzwoń do mnie, nie pisz. - nakazałam. - Przekaż Tae ,że już się nie zobaczymy.

- HaRam! - usłyszałam w oddali głos V.

- Do widzenia. - rozlaczylam się. Automatycznie dodałam numer Hoseoka do mnie zablokowanych. Odłożyłam telefon na półkę i wyszłam do kuchni.

- Kto dzwonił? - spojrzał na mnie Lorenzo.

- Tata. - wzruszyłam ramionami.

- A co z twoimi studiami? - zmierzyłam go nieprzyjemnie wzrokiem.

- Wzięłam urlop dziekański. - chwyciłam jabłko w dłoń i ugryzłam je.

- Ale wrócisz do Seulu? - skinęłam głową. - A dziecko?

- Nie wiem...

ooo

Siedziałam znów wpatrzona w sufit. Lorenzo spał obok. Byłam zła na siebie. Na niego. Ale najbardziej nienawidziłam Taehyunga. Nie zabezpieczaliśmy się? Jak to możliwe do cholery?! Cholerne dziecko. Wszystko mi pokrzyżuje. Co teraz ze studiami? A co z karierą? Lekarka z dzieciakiem. Ojciec mnie zabije. Nie mówiąc o profesorze Nan Do. Podniosłam się łóżka i podeszłam do okna. Rozejrzałam się po okolicy. Spokojna Modena. Na pewno tu nie zostanę. Muszę czym prędzej uciec. Odwróciłam się patrząc na Lorenzo. Jak nisko upadłam ,że wróciłam do niego. Moje życie w ciągu kilku dni z pięknego romansu zamieniło się w okrutny dramat. Spojrzałam znów w górę.

- Boże... Pomóż mi. - zwróciłam się do mojej ostatniej deski ratunku. - Zabierz to dziecko. - poprosiłam płacząc. - Ze mną będzie nieszczęśliwe. - uklękłam na kolana. - Zabierz je do siebie... Do mojej matki ,tam będzie szczęśliwe...

ooo

Bardzo przepraszam za obsunięcie, ale miałam ciężki rok i musiałam kilka dni poświęcić przyjaciołom. Mam nadzieję ,że się nie gniewacie. Teraz postaram się dodawać rozdziały najczęściej jak tylko mogę. Bądźcie zdrowi i uważajcie na siebie podczas wakacji! Przede wszystkim wypocznijcie ❤️

~authorka

BTS -VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz