ooo
Weszłam do sali. Wyglądało na to, że pacjent śpi. Czułam jak serce wali mi jak dzwon w samo południe. Nie widziałam go tak długo... Podeszłam bliżej by sprawdzić ile zostało do końca kroplówki. Nie chciałam go budzić. Cały czas zastanawiałam się co mam mu powiedzieć. Spoważniał i zmężniał. Jego ciemne włosy przylgnęły do wilgotnego czoła. Spał... Przypomniały mi się poranki, gdy budziłam się przy jego boku i mogłam na niego patrzeć tak długo ile chciałam... Nie, upomniałam się w myślach. Jesteś teraz z BanRyu, HaRam.
- To Ty? - spytał cicho czyjś głos. Wzdrygnęłam się i zaczepiłam ramieniem o wężyk kroplówki. Szybko się wyswobodziłam i odeszłam parę kroków ku wyjściu. Dopiero blisko drzwi poczułam się na tyle bezpieczna by odwrócić wzrok i spojrzeć na niego.
- Doktor Lee HaRam. - przedstawiłam się jak idiotka. - Pana lekarzem prowadzącym jest Choi BanRyu... - powiedziałam, a on patrzył na mnie jak na ufo.
- Wszystko zmieniłaś w swoim wyglądzie. - objęłam się ramionami. Faktycznie mocno skróciłam włosy. - A nawet w zachowaniu. - przyznał.
- Nie podnoś się. - upomniałam go nim zdążył to zrobić. - Szwy są świeże. - westchnął ciężko. - Ty też się zmieniłeś. - zauważyłam.
- Taka branża. - wzruszył ramionami.
- Po co tu przyjechałeś? - zapytałam zmieniając temat.
- Do pracy. - powiedział. - Niestety nowy film kręcimy w Korei. - uśmiechnęłam się nieśmiało. Sama kazałam mu wyjechać byśmy się już nigdy nie spotkali.
- Doktor Lee dwójka z obrażeniami głowy na SORze! - wleciała do sali jedna z pielęgniarek. Nie znałam jej za dobrze. - Doktor Choi Panią wzywa. - skinęłam głową.
- Już idę. - spojrzałam na nią dając znać by wyszła.
- Robisz karierę? Robisz to co chciałaś? - zapytał. - Egzaminy jednak dobrze poszły?
- Tak. - zapewniłam ściskając pięści. Chciał mnie zranić. - Przepraszam, ale muszę już iść. - spojrzał na mnie.
- HaRam... - zatrzymał mnie. - Przepraszam. - powiedział. - Tęsknię za Tobą... Za... - odwrócił głowę. - Przyjechałem ,bo rocznica się zbliża. - trochę mi ulżyło.
- Pamiętasz. - ucieszyłam się.
- Jak mógłbym zapomnieć? - oburzył się.
- Przepraszam... - podeszłam bliżej niego. - Cały czas wydaję mi się ,że tylko ja cierpiałam. - wyciągnął rękę w moją stronę. Podałam mu swoją dłoń i objął ją palcami.
- Straciliśmy syna. - szepnął. - To niemożliwe byśmy oboje nie cierpieli... - jego głos zadrżał, a ja się rozpłakałam. Usiadłam na skraju łóżka.
- Był taki malutki... - wybuchłam płaczem.
- Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. - objął mnie mocno i przytulił do siebie. - Miał najlepszych lekarzy...
ooo
Razem z ojcem weszliśmy do szpitala. Tae był w drodze. Miałam rodzić. Wody odeszły mi już w samochodzie. Od razu dobiegła do nas pielęgniarka. Posadzono mnie na wózek i przewieziono na salę. Niedługo po tym pojawił się mój ginekolog i położne. Nie wiedziałam co się dzieje. Wszystko rozgrywało się w błyskawicznym tempie. Zrobili USG. Podłączyli mnie do KTG. Tętno dziecka było słabe. Przeraziłam się.
- Będziemy rodzić! - postanowiła położna, ale lekarz ją zatrzymał.
- Nie podoba mi się ułożenie pępowiny. - powiedział stanowczo odsuwając ją ode mnie. Czułam ból rozrywający moje ciało. Skurcze z każdą chwilą były mocniejsze.
- Co się dzieje?! - byłam przerażona. Działo się coś złego. Czułam to.
- Zawołaj Parka! - polecił ginekolog. - Przygotujujcie salę operacyjną! Będzie cesarka! - łóżko wraz ze mną wyjechało na korytarz.
- Co się dzieje doktorze? - dobiegł do nas mój ojciec.
- Pępowina owinęła się wokół szyi dziecka. - rzucił i włożył palce do rozwarcia. - Muszę odpychać główkę dziecka by nie doszło do trwałych uszkodzeń. - wyjaśnił mi i wjechaliśmy na salę operacyjną. Trwałych uszkodzeń? Jak to trwałych? Mój synek... Zaczęłam panikować. Łzy ciekły mi po policzkach.
- Mama bierzemy się w garść! - ocuciła mnie jedna z pielęgniarek. Bałam się. Strasznie się bałam. Moje dziecko... Odgrodzili mnie niebieską kotarą. Tak bym nie widziała swojego brzucha. Słyszałam, że lekarze krzyczeli na siebie wzajemnie. Działo się coś niedobrego.
- Park wyjmij dziecko! Nie mamy czasu! - ponaglali się.
- Jest! - odetchnęłam z ulgą. - Sprawdźcie funkcje życiowe! - nie słyszałam płaczu synka. Nastała głucha cisza.
- Zespół reanimacyjny! - rozbiegł się krzyk. Słyszałam jak reanimują moje dziecko. Podłączają je do aparatury, a ta ukazuje prostą linię. Nie ma tętna. Nie ma pulsu. Nie ma...Życia.
- Chcę zobaczyć synka... - szepnęłam do pielęgniarki stojącej koło mnie. Płakałam wiedząc już co się stało.
- Przykro mi Kochanie. - powiedziała kobieta i pogłaskała mnie po głowie. Moje serce pękło.
ooo
Ogólnie to chciałam napisać ,że wszystkiego najlepszego z okazji walentynek! Dużo miłości... Ale później spojrzałam na ten rozdział i kurde coś się nie klei xD
Szczęśliwych walentynek mimo wszystko ❤️ xD
CZYTASZ
BTS -V
Fanfiction🎖#1 bts - 10.02.2021 🎖#1 tae - 24.02.2022 🎖#2 kimtaehyung - 24.05.2020 🎖#1 vbts -12.10.2020 🎖️#4 idol - 01.01.2021 HaRam po śmierci matki musi przeprowadzić się z Włoskiego miasteczka do wielkiego miasta jakim jest Seul. Musi zamieszkać z ojcem...