Wait, what?

2.5K 109 18
                                    

ooo

- HaRam? - wpadłam na kogoś wychodząc za furtkę. Postawiłam walizkę i podniosłam głowę do góry.

- Tae? - zdziwiłam się. - Co tutaj robisz? - byłam bardziej niż zaskoczona.

- Chciałem dowiedzieć się jak się czujesz, ale nie odbierałaś telefonu. - wyjaśnił. Wyłączyłam go, pomyślałam. - Wyjeżdżasz? - zmartwił się. Kurde! Głupia walizka.

- Wyprowadzam się na pewien czas. - odparłam i zaczęłam ciągnąć walizkę za sobą. Słyszałam już odkluczanie drzwi. To źle wróżyło. Ojciec z pewnością zauważył jak wydostaję się przez taras. 

- Gdzie? - zadawał mnóstwo pytań, na których odpowiedź nie miałam czasu. 

- HaRam! - usłyszałam za sobą. Świetnie, warknęłam w myślach. - Natychmiast wracaj do domu! - chłopak spojrzał na mnie zmartwiony. 

- Pomożesz mi? - spytałam z nadzieją. Westchnął ciężko i wskazał swój samochód. Widziałam, że robi to niechętnie, ale w tej sytuacji nie miałam innego wyjścia. Był moją ostatnią deską ratunku. Czarna honda. Uśmiechnęłam się i ruszyliśmy szybkim krokiem do auta. 

- HaRam! - wołał mój ojciec, ale V zdążył już odpalić silnik. Pokręcił tylko głową i odjechał z piskiem opon. 

ooo

- Dlaczego uciekasz z domu? - zapytał mnie ,gdy opuściliśmy miasto. Wyjechał na jakieś pola. Zatrzymał się w środku niczego. Byłam tym zaniepokojona. To totalne odludzie, stwierdziłam. Rozglądnęłam się dookoła. Brak żywej duszy. Gdzieniegdzie na horyzoncie pokazało się pojedyncze drzewo.

- Nie mam innego wyjścia. - odparłam i wysiadłam za nim z samochodu. Zamknął drzwi i ruszył w pole. O co tu chodzi?

- Twój tata będzie się martwić. - powiedział tyłem do mnie. Postanowiłam go dogonić.

- Nie będzie. - zapewniłam. - Nie za bardzo go obchodzę.

- Wydawało mi się, że jednak bardzo go obchodzisz. - rzucił mi oskarżycielskie spojrzenie.

- Wczoraj wdziałeś teatrzyk. - upierałam się przy swoim. - Wszyscy w szpitalu wiedzą, że jestem jego córką, więc jeśli by się nie zainteresował źle wypadłby w oczach swoich podwładnych. - szliśmy wciąż oddalając się od samochodu. Nie rozumiałam tego, ale mimo wszystko to miejsce wpływało na mnie kojąco. Mniej się złościłam. Nic nie odpowiedział. Milczał dalej brnąc w zboże.

- W każdym razie dziękuję. - chciałam przerwać tą ciszę. Nie lubię jak tak robi. Wtedy czuję się strasznie niezręcznie.

- A gdzie się zatrzymasz? - zadał pytanie, które najbardziej mnie męczyło.

- Coś wymyślę. - wzruszyłam ramionami. 

- HaRam - odwrócił się niespodziewanie w moją stronę. Stanęłam znieruchomiała. Centymetry dzieliły mnie od upadku na niego.  Spojrzał mi prosto w oczy. -  Powinnaś porozmawiać z ojcem i inaczej to rozwiązać. - założył ręce na krzyż. Miał na sobie ciemnozieloną kurtkę. Codziennie widzę go w czymś innym.

- Próbowałam. - przyznałam szczerze. - Ale... - ucięłam. Co ja będę się tłumaczyć. Do tego w nerwach nie potrafię skupić się na tym by mówić poprawnie po koreańsku. 

- Ale? - dociekał.

- Nie chcę o tym rozmawiać. - poddałam się. Chciał zacząć kazanie, ale zadzwonił jego telefon. Uśmiechnął się przepraszająco i odszedł kilka metrów ode mnie. Wzruszyłam ramionami. W końcu jest sławny. Więc to zrozumiałe, że musi odebrać. Nie chciałam go podsłuchiwać, ale to było silniejsze ode mnie. Choć skupiałam swoją całą uwagę na pięknym krajobrazie jaki prezentował się przede mną nie mogłam. 

- ...ile razy mam Ci jeszcze mówić, że nie umówię się z Tobą? - był zły. Randka? Ma dziewczynę? Reihan nic mi o tym nie mówiła. Muszę ją dopytać. - Ara muszę kończyć. - zerknął w moim kierunku. Uciekłam wzrokiem. Mam nadzieję, że nie oskarży mnie za podsłuchiwanie. Odwrócił się do mnie plecami i odszedł jeszcze dalej. Czyżby coś ukrywał? - Proszę daj mi i mojej dziewczynie spokój. - usłyszałam i nie dowierzałam. No proszę. V ma dziewczynę. Ale co jeśli tylko się przesłyszałam lub źle zrozumiałam? W końcu mój koreański nie jest świetny. 

ooo

- Wracajmy. - dotknął mojego ramienia i wskazał samochód.

- Coś się stało? - widziałam ,że jest zmartwiony. Przejęłam się. Na tyle co go znam bardzo rzadko bywa zły.

- Nic takiego. - zapewnił i zobaczyłam jego plecy przed sobą. Znów mnie wyprzedził i szedł kawał drogi przede mną. Podbiegłam do niego. 

- Wiem, że to nie moja sprawa...ale może mogłabym jakoś pomóc? - zaproponowałam. Rzucił mi litościwe spojrzenie. Policzyłam do dziesięciu i spróbowałam ponownie. - Ty mi ciągle pomagasz. - zauważyłam niechętnie. - Może będę mogła się jakoś odwdzięczyć w końcu? - strasznie mnie ciekawiło czy ma dziewczynę. Nie wiem czemu, ale chciałam to wiedzieć. Zatrzymał się.

- Słyszałaś rozmowę? - założył ręce na krzyż. Ciągle to robi, stwierdziłam.

- Wiesz, że mój koreański... - zaśmiał się. Spojrzałam na niego zdziwiona.

- Twój koreański jest dobry. - nie zgodził się ze mną. - Jeśli chcesz się odwdzięczyć to mam pewną propozycję. - uśmiechnął się. Trochę mnie to zaniepokoiło. Chyba to zauważył. - To chcesz czy nie? - upewniał się. Widział ,że się waham.

- Oczywiście ,że tak. - odparłam. - Nie mam zamiaru mieć długu wobec tak znanej osoby. - pokręcił głową śmiejąc się. - Jeszcze mnie oskarżysz o coś i będę...

- O nic Cię nie oskarżę. - przerwał mi zapewniając bardzo poważnym głosem. - Prędzej martwiłbym się swoim położeniem. - wskazał otaczające nas pola. W sumie miał rację. Uśmiechnęłam się. - Ale ufam Ci. - powiedział. Pokiwałam głową. To było miłe z jego strony. Poczułam się lepiej.

- Tak więc co mam zrobić? - spytałam. 

- Zostać moją dziewczyną na jeden dzień. - oniemiałam.

ooo

BTS -VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz